niedziela, 20 września 2015

Rozdział 26 część 1 ,,Świst i po obiedzie"

♥Abrakadabra♥
Zewnątrz namiotu rozległy się wielkie oklaski. Drużyna Beauxbatons oswoiła smoka i zdobyła wskazówkę. Uczestniczki zadowolone powróciły do namiotu , natomiast nasza Wielka Czwórka -a raczej Wielka Trójka i Elsa - ruszyła w stronę wyjścia.
-Na arenę zapraszamy drużynę Hogwartu! - donośny głos zadzwonił w uszach czwórki przyjaciół. Instynktownie złapali się za ręce i pełni obaw wyszli na plac. Serca łomotały im jak szalone z każdym krokiem coraz mocniej.
***
Widownia zawyła z radości widząc twarze reprezentantów Hogwartu. Bohaterowie wyszli na środek ,wzrokiem bacznie obserwując całą arenę w poszukiwaniu niebezpiecznego stworzenia. Nie było to jednak takie proste ,bo ogromne skały i zielone krzewy zasłaniały całe pole widzenia. Nigdzie nie było widać ani smoka , ani wskazówki.
-Czyżby ta "groźna" bestia się nas wystraszyła i uciekła? - zapytała Roszpunka rozglądając się dookoła.
-Tak, na pewno ośmiometrowy smok odleciał niezauważony przez nikogo zabierając ze sobą połyskującą , przyczepioną łańcuchami do ziemi wskazówkę ,bo wystraszył się czwórki dzieciaków - parsknęła Merida, a długowłosa przewróciła oczami z zażenowaniem.
Jack wciąż nie spuszczał wzroku z Elsy. Praktycznie nic o niej nie wiedział , ale czuł silne przywiązanie. Czuł ,że coś ich łączy , ale nie potrafił do końca określić co. Nagle białowłosi zaczęli wąchać jak głodne psy powietrze , zakręcili głowami koło i zawołali jednocześnie:
-Mmmm... Czekolada!
Dziewczyny obrzuciły ich zdziwionym spojrzeniem. Dopiero kilka sekund później do ich nosów również doszedł słodki zapach gotowanej czekolady.
-Co jest źródłem tego boskiego zapachu? -spytała blondynka wciąż zawzięcie wąchając powietrze poszukując źródła , które wydziela czekoladową woń.
-Znalazłam! Znalazłam! Kto ostatni ten zgniłe , smocze jajko! - zawołała radośnie rudowłosa wskazując palcem mgłę wydobywającą się z gąszczu roślin.
-Stój! To może być jakaś pułapka! - wtrąciła Elsa , lecz na próżno. Merida była już w połowie drogi i wszystko wskazywało na to ,że nie zamierza stanąć. Jedynie tuż przy samych krzakach odwróciła się ku reszcie reprezentantów - jednak tylko po to ,aby pokazać im swój język. Przyjaciele spojrzeli po sobie wymownie , a rudowłosa zaczęła buszować wśród roślinności.
-Może rzeczywiście nie ma tam nic gro... - wypowiedź Jack`a przerwał przeraźliwy krzyk dobiegający zza krzaków. Bohaterowie niczym strzały pobiegli śladami swej przyjaciółki z bujnymi włosami.
Gdy tylko przedarli się przez gąszcz bluszczu zamarli z przerażenia. Merida stała podparta o skałę  , a wszystkie drogi ucieczki blokowało jej ogromne zielone stworzenie z trze... czteroma głowami. Smok odwrócił dwie głowy w stronę trójki i zaczął pluć na nich swoim kwasem. Bohaterowie zręcznie unikali ciosów , natomiast smok denerwował się coraz bardziej. W końcu skończyła mu się cierpliwość i zaczął atakować bardziej "przemyślanie". Przestał strzelać jadem gdzie popadnie i skupił się na jednym , najbliższym celu - głowie Jack`a. Wystrzelił swój złotozielony kwas w taki sposób ,aby chłopak nie mógł przesunąć się w żadną stronę. W skrócie - białowłosy był w śmiertelnej pułapce.
W ostatniej jednak chwili Elsa krzyknęła:
-Przegrałeś zakład!
Jack mimowolnie schylił się z bólu , a z jego ust wyleciało kilka ślimaków w zielonym śluzie.  Widownia zaczęła bić brawa i śmiać się głośno. Jedynym plusem w tej kompromitującej sytuacji było to ,że głowa chłopaka wciąż była w jednym kawałku.

Sidlarz wkurzył się już niemiłosiernie. Wszystkie jego próby roztopienia zdobyczy zakończyły się fiaskiem , więc postanowił przejść do ostatecznej degustacji. W chwili ,gdy pochylił się nad stojącą wciąż jak słup soli Meridą , coś świsnęło i po dziewczynie nie został żaden ślad. Publiczność i sędziowie wydawali się być tak samo zaskoczeni jak zielona bestia , której kolacja dosłownie świsnęła sprzed nosa.


To nie jest cały rozdział , ale jestem naprawdę wykończona tym dniem i najzwyczajniej w świecie nie mam po prostu weny. Oczywiście mogłabym się pocić i napisać go do końca , ale prawdopodobnie przeczytalibyście go dopiero około 24 jak nie później. Mam nadzieję ,że taki jakby począteczek wam póki co wystarczy. Część drugą postaram się wstawić jak najszybciej ;) i życzę udanego poniedziałku - w moim przypadku dzień będzie zły , bo zaczynam kartkówką z chemii...
Dobranocka ;)

sobota, 19 września 2015

Goście , rozdział w niedzielę.

Tak wiem obiecałam i wgl , ale nie mam czasu ,aby napisać ,bo przyjechali do mnie goście , a ja zostaję niańką na pełen etat. Mam nadzieję ,że nie jesteście na mnie źli i poczekacie do jutra ;) Dziękuje za wyrozumiałość.

piątek, 18 września 2015

Rozdział 25 ,,Długi wiersz , piłka krótka"

♥Abrakadabra♥

-Powiem to już ostatni raz : Masz zniknąć tą zimę! Rozumiesz?! - profesor Maginer nie wyglądał na zadowolonego , a ton jego głosu przyprawiał Jack`a o dreszcze.
-Przecież mówiłem już tysiąc razy ,że to nie moja sprawa! Gdybym coś takiego zrobił to chyba raczej powinienem był o tym pamiętać. - odburknął lecz w głębi duszy nie był do końca pewien swoich słów. Nie pamiętał nawet co stało się wczoraj wieczorem. A co jeśli jeden ze starszaków dodał mu coś do picia, a on zamroził wszystko nie mając o tym pojęcia?
-Słuchaj smarkaczu , nie mam zamiaru marnować swojego głosu i powtarzać to kolejny raz! Jeśli się przyznasz i roztopisz TO wszystko co teraz tam panuje- wysoki nauczyciel odsłonił okno w gabinecie. Wszędzie leżało trochę śniegu. Ba! Cała ziemia pokryta była w kilkudziesięciu centymetrowej warstwie białego puchu. - nie poniesiesz żadnych konsekwencji. W przeciwnym razie zostaniesz wyrzucony ze szkoły.
Jack przełknął głośno ślinę. Trochę wystraszył się groźby Maginer`a , ale postanowił udawać zupełnie tym niewzruszonego.
-A ja myślałem ,że to dyrektor decyduje o tym kto chodzi do Hogwartu a kto nie , a nie jego wiecznie awanturujący się poddani , oj przepraszam - pracownicy. - odpowiedział starając się nie wyrażać żadnych emocji. Tylko od kiedy był taki pyskaty? Przecież jako NOWY Jack nie odważyłby się nigdy zrobić czegoś takiego. Czy wydarzenia z wczorajszego wieczoru mogłyby mieć na to jakiś wpływ? Może i by mogły , ale przecież ,aby do tego dojść trzeba najpierw pamiętać co w ogóle się wczoraj robiło.
-Zobaczymy jak będziesz śpiewał , gdy dyrektor się o wszystkim dowie. Może i nie jest za młody , ale uwierz mi , dobrze wie ,że w październiku tyle śniegu nie spada. - profesor zmienił ton i teraz zachował się w miarę spokojnie.
-Ale to nie ja! - zdenerwowany chłopak gwałtownie wstał odsuwając krzesło do tyłu. Te z kolei z hukiem upadło na podłogę.
-Dobrze Frost. Skoro tak upierasz się przy swojej racji , możesz wrócić do siebie. - odrzekł profesor i podnosząc siedzisko , wsunął je z powrotem pod biurko , wprawiając Jack`a w osłupienie.
-Że jak?
-Nijak. Możesz iść.
-Na poważnie?
-Na poważnie.
-Zero konsekwencji?
-Jak na razie zero konsekwencji.
-I mogę wyjść?
-Możesz wyjść.
-Tak po prostu?
-Tak po prostu.
-Naprawdę?
-Idź już głupcze zanim się rozmyślę! - odburknął nauczyciel ,zasiadł za swoim dębowym stołem i wziął łyka śniadaniowej herbaty. Białowłosy zdziwiony nagłą zmianą nastawienia postanowił nie wchodzić mu więcej w drogę i posłusznie wyszedł z gabinetu.
***
Dni w Hogwarcie leciały dość szybko. Zwłaszcza , gdy robiło się coraz bliżej do turnieju trójmagicznego. Przyjaciele odcięli się już od reszty kolegów z domówi i trzymali się teraz tylko w czwórkę. Mówiąc czwórkę mam na myśli Roszpunkę , Jack`a , Meridę i Czkawkę. Elsa trzymała się zawsze na uboczu i pomimo wielu zaproszeń od grupy wciąż nalegała aby tak zostało. Roszpunce często robiło się żal białowłosej w warkoczu. Wiedziała co oznacza słowo samotność , nie tyle wiedziała co poczuła na własnej skórze. Spędzanie czasu od dzieciństwa w wysokiej wieży oddzielonej od reszty świata wbrew pozorom nie jest przyjemne. Długowłosa ,aby poprawić jej humor któregoś dnia postanowiła sprawić jej niespodziankę w postaci imprezy. Uwierzcie mi  lub nie ,ale Elsa nie była zachwycona ,gdy po ciężkim dniu w szkole wróciła do pokoju , a ze wszystkich możliwych kryjówek wyskoczyli roześmiani uczniowie. Dziewczyny posprzeczały się od tego czasu i nie odzywały do siebie. Natomiast  Jack kompletnie zmienił do niej nastawienie. Białowłosa z obiektu kpin i żartów stała się dla niego kimś więcej. Intrygowała go jej tajemniczość i chciałby poznać ją bliżej. Niestety każda próba podjęcia nawet najkrótszej rozmowy kończyła się fiaskiem.
Z kolei Merida sporą ilość czasu zamiast na zakuwanie , przeznaczała na spotkania z Bruce`m. Świetnie czuła się w towarzystwie napakowanego ucznia Dumstrangu. Bardzo , ale to bardzo przeszkadzało to Czkawce. Za każdym razem ,gdy widział rudowłosą w towarzystwie tego ,tak zwanego przez niego "buraka", jakaś mała szpileczka wbijała mu się w serce dziurawiąc je w pół. Chłopak nie do końca potrafił sobie uświadomił dlaczego tak jest. Czyżby jest... zazdrosny? Nie! To nie wchodziło przecież w grę. A może jednak...?
Trzy tygodnie , które organizatorzy oddali uczniom na naukę minęły dość szybko i naszedł ostateczny dzień. Dzień w którym odbędzie się pierwsze wyzwanie turnieju.  Wybrani wcześniej przez czarę uczestnicy oraz grono pedagogiczne spotkali się w dużym kremowym namiocie.
Gwar tam panujący przerwał dyrektor Dumstrangu , który wchodząc do namiotu narobił sporo hałasu. Widząc ,że uczniowie są cicho i czekają na wskazówki , wyjął ze skórzanej kieszeni pergamin i zaczął czytać:
-Dawniej smoki były wolnymi stworzeniami. Można by rzec ,za wolnymi. Potężne stwory potrzebowały opieki, lecz żaden ze zwykłych ludzi nie miał na tyle odwagi , aby móc oswoić tę myślącą i nieprzewidywalną istotę. Wszystko zmieniło się jednak ,gdy na świecie pojawili się czterej magowie: Rowena , Helga , Salazar i Godryk. Tylko oni byli wstanie oswoić te bestię. Każdy smok pasował do innego stworzyciela Hogwartu , więc zostali oni podzieleni na klasy. Istoty z tych klas nie są groźne , ale trzeba znaleźć na nie odpowiedni sposób. Jedynie według wymagań umieściliśmy jednego z najgroźniejszych smoków z klasy Fantryka Fear`a , ale nie martwcie się. Szansa ,że na niego traficie jest jedna na milion. Wracając do sedna sprawy. Waszym zadaniem będzie oswojenie smoka i zdobycie wskazówki do następnego zadania. Mam nadzieję ,że zrozumieliście.
-Jesteście gotowi? - zapytał dyrektor Hogwartu próbując mówić głośniej niż grającą orkiestra i wiwatujący tłum zewnątrz namiotu. Gdy reprezentanci pokiwali głowami zdjął swój kapelusz i podstawił pod nos dziewczętom z Beauxbatons. - Drużyny wybierają po jednym.
Angelika Ząbek - dziewczyna o krótkich , czarnych włosach i zielono-żółtym pasemkiem- włożyła rękę do czapki i wyciągnęła wiercącą się figurkę brudnozielonego smoka z czerwonymi znaczeniami.
-Fuj jaszczurka! - pisknęła i szybko oddała stworzonko koleżance ze szkoły.
-Smok - poprawił ją dyrektor - A dokładniej Szeptozgon. Nie groźny jeśli oczywiście znajdzie się jakiś sposób.
Siwobrody powędrował z kapeluszem do drużyny z Dumstrangu. Burce odepchnął przyjaciela od "woreczka" i sam włożył do niego dłoń. Chłopak wyciągnął z niego małego , równie wiercącego się niebieskiego smoka z białe kropki.
-Gromogrzmot. Nie jest bardzo groźny - odrzekł ,podszedł do ostatniej , najliczniejszej grupy i przystawił czapkę do stojącej z boku Elsy. Dziewczyna zawahała się ,ale po krótkiej chwili milczenia włożyła dłoń i wyciągnęła nieruchomo stojącą figurkę. Nauczyciele znieruchomieli z wrażenia. Wylosowanym stworem był sam Sidlarz - smok z najgroźniejszej klasy , klasy Fantryka Fear`a.



Aj noł aj noł rozdział krótki , zero akcji i ten teges. No ,ale za to mam niespodziankę , bo ten "prawdziwy" rozdział z akcją i może romantyzmem xD (może dlatego ,że nie wiem czy będę w nastroju do "romansów" :D) pojawi się już... JUTRO! Ogólnie na początku plan był taki ,że wstawię taki cały , długi rozdział z tym wstępem i samym turniejem dzisiaj , ale zauważyłam ,że się nie wyrobię , a jak obiecałam ,że w piątek no to trzeba dotrzymać słowa xD Mam nadzieję ,że jesteście ciekawi jak poradzą sobie nasi bohaterowie z Sidlarzem ;) Widzimy się jutro!

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 24 ,,Utrata pamięci? Chyba coś się święci"

♥Abrakadabra♥
Przyjaciele wpatrywali się w siebie nie pewni tego co mają zrobić. Czemu Elsa ,a nie Czkawka? Przecież nauczyciele mówili ,że wszystko będzie w porządku. O co tu chodzi?
-No... dalej zapraszamy na środek! - dyrektor próbował jakoś wypełnić powstałą ciszę- Powitajcie oklaskami nowych reprezentantów Hogwartu!
Pozostali uczniowie zaczęli klaskać , a wytypowana trójka razem z białowłosą dziewczyną ruszyła w kierunku uśmiechniętego sztucznie dyrektora. Wszyscy po kolei uścisnęli siwobrodemu dłoń i poszli w kierunku dużych drzwi za którymi wcześniej zniknęła pozostała czwórka wybranych przez czarę. Ledwo ,gdy przekroczyli próg dopadli ich zmartwieni nauczyciele i urządzili krótkie przesłuchanie. Nie mogli jednak rozmawiać zbyt długo i zbyt głośno , aby nie wzbudzić niepotrzebnego zainteresowania wśród innych szkół. W końcu odpuścili sobie , gdy dyrektor zwołał ich na szybką naradę. 
-I co my teraz zrobimy?! Po jakiego trolla ta głupia blondynka się zgłosiła?! Czemu wylosowali tę idiotkę , a nie naszego Czkawkę?! - Roszpunka wyraźnie wyrażała swoje niezadowolenie
-Głupia idiotka ma na imię Elsa... - białowłosa dziewczyna pomachała do stojącej metr od niej długowłosej.
-Ojejusiu! Bardzo cię przepraszam , ale jestem dość zdenerwowana i nie wiem co mówię.. Znaczy wiem , ale zapominam! Znaczy pamiętam , ale... no sama rozumiesz... - odpowiedziała speszona
-Nic się nie stało. Często to słyszę... - zapanowała niezręczna cisza - To ja może pójdę...
-Ale wtoooopa... - Merida zaśpiewała cieniutkim głosem
Gdy Elsa zdążyła zrobić kilka kroków do pomieszczenia ponownie wróciło grono pedagogiczne. Niestety nie wyglądali oni na szczęśliwych ,lecz byli zmuszeni do zagrania wielce podekscytowanych całą sytuacją i reprezentantami.
-Proszę o ciszę. Proszę o ciszę! Posłuchajcie mnie dobrze , zwłaszcza wy pierwsze klasy. - dyrektor skinął głową w kierunku grupki przyjaciół -  To nie jest zabawa. To bardzo poważne zawody i nie możecie pozwolić sobie na żadne wygłupy. Fakt iż czara was wybrała nie oznacza ,że jesteście inni niż reszta czarodziei.  Oczywiście jesteście wyjątkowi , ale na pewno nie niezniszczalni.  Radzę wam pouczyć się kilku ciekawych zaklęć. Pamiętajcie - każdy chwyt jest dozwolony. Jednak nie możecie również zapominać ,że najważniejsza tu jest praca zespołowa. Puchar wygracie tylko wtedy ,gdy będzie na niego pracować razem. Jesteście gotowi?
Uczniowie trzech szkół spojrzeli po sobie uśmiechnięci. To znaczy oprócz wybrańców w Hogwartu. Oni uśmiechali się raczej  sztucznie. W środku byli źli i bardzo , ale to bardzo przestraszeni.
-W takim razie życzę wam szczere powodzenia - siwobrody opuścił zbiorowisko , a na jego miejsce wszedł profesor Lagenda. Zadowolony mężczyzna wyjął z kieszeni szaty pergamin i przeczytał wyraźnie:
-Pierwsze zadanie odbędzie się 2 listopada na stadionie do grania w quddith`a. Zwycięzcy otrzymają puchar i 4000 galeonów do podziału między sobą. - nauczyciel schował pergamin - Możecie wrócić do siebie.
Uczniowie nie chcieli zostawać ani chwilę dłużej. Jedynie marzyli o tym ,aby dzień ten już się skończył.
                                                                        ***
Późną nocą Jack przemknął się do Wielkiej Sali. Wchodząc o mało nie zwalił drogocennego wazonu pełniącego zadanie dekoracji od kilku wieków. Po drodze chłopaka nie ominęły również złośliwe komentarze obrazów , które oślepione blaskiem z różdżki nie szczędziły brzydkich wyrazów. Białowłosy zamknął ogromne drzwi i odetchnął z wyraźną ulgą. Wbrew pozorom przechodzenie obok otwartego pokoju obradujących nauczycieli nie było takie proste. Jack nigdy w życiu nie narażałby się tak bez wyraźnego powodu , ale tym razem owy powód miał. Otóż jego czarodziejska laska zniknęła kilka dni temu z jego pokoju. Chłopak postanowił ,że nie spocznie dopóki każde miejsce czarodziejskiej szkoły nie zostanie dokładnie przeszukane. W momencie ,gdy chciał zaczynać swoje poszukiwania usłyszał głośne kroki na korytarzu , które wyraźnie zbliżały się do Wielkiej Sali. Białowłosemu niestety nie udało się odskoczyć za stół w odpowiednim momencie i został przyłapany - ku jego zdziwieniu przez kolegów ze starszej klasy.
-O proszę , proszę kogo my tu mamy! - najwyższy z grupki wyszedł przed szereg - Jack Frost , co? No no z czego pamiętam to ciebie wybrała czara. Szczerze gratuluję odwagi i głupoty. Przecież i tak wiadomo ,że taki mały robaczek jak ty odpadnie w pierwszej rundzie.
Pozostali ślizgoni śmiejąc się otoczyli białowłosego.
-Tak jasne... Założę się ,że w walce pokonałbym cię z palcem w nosie. - Jack wyprostował się dumnie i uśmiechnął zawadiacko.
-Ohoho patrzcie jaki zadziorny! Ale jak już tak pięknie prosisz to zgoda. - brunet wyciągnął prawą dłoń - Dymitr! Przetnij nasz zakład.
-Zaraz co? Nie ,ja nie... - zanim białowłosy zdążył coś powiedzieć Pinklin uścisnął mu rękę i zakład się rozpoczął. -Ja nie chcę walczyć!
-Poddajesz się? To jeszcze lepiej ! Od początku roku już na to czekałem! - ślizgon wyjął różdżkę i przyłożył do głowy Jack`a. Chłopak chciał uciec , ale pozostali pomiatacze zablokowali mu jakąkolwiek drogę ucieczki. ,,Gdybym tylko miał laskę... gdyby tylko tu była to dałbym im popalić!" - takie myśli przebiegły mu przez głowę. Niestety na jakiekolwiek działania było już za późno. Z różdżki wytrysnęło kilka zielonych iskierek i chłopak nagle poczuł okropny ból przeszywający jego chude ciało. Nie mógł się ruszyć ani nic powiedzieć. Po kilku sekundach wszystko było znów normalnie. - Dobrze sprawdźmy czy zadziałało! PRZEGRAŁEŚ ZAKŁAD!
Jack wpatrywał się w oczekującego Pinklina. Po krótkiej chwili poczuł tępe ukłucie w żołądku. Odruchowo złapał się za brzuch i zgiął w pół. W tej samej chwili z jego ust wyleciało kilka ślimaków oklejonych zieloną mazią. Upokorzony wytarł usta granatową bluzą. Ślizgoni zaczęli się głośno śmiać i przekrzykiwać się na zmianę. Za każdym razem ,gdy białowłosy usłyszał "przegrałeś zakład" sytuacja ze ślimakami powtarzała się. Po kilku minutach rozzłoszczony Jack wyjął przezroczystą torebeczkę z kieszeni najbliżej stojącego pomiatacza i pobiegł w kierunku głównych drzwi. Paczka przyjaciół zwróciła się zaskoczona w jego stronę.
-Przegrałeś za... - białowłosy chłopak przerwał Dymitrowi wypowiedzenie tego zdania.
-Jeśli jeszcze raz któreś z was to powie  zacznę krzyczeć. - powiedział marszcząc brwi.
-Myślisz ,że boimy się twoich krzyków?! Niedoczekanie! - zaśmiał się Pinklin. To samo uczyniła reszta.
-Krzyków nie , ale nauczycieli tak. Jeśli usłyszą wołanie to zlecą się tu , a wtedy ja pokażę im to - Jack podniósł do góry przezroczyste opakowanie zapełnione ziołami. Nie trzeba być geniuszem ,aby domyślić się do czego one mogły służyć. Ślizgoni natychmiast zaczęli przeszukiwać swoje kieszenie , aby sprawdzić czy ten jak to mówili "dzieciak" ich nie wkręca.
-Myślisz ,że jesteś taki mocny skarżąc ? Chłopaki trzeba pokazać mu gdzie jego miejsce , bo chyba nasz mały robaczek trochę się pogubił. - pomiatacze dopadli Jack`a zanim ten zdążył otworzyć drzwi i rzucili nim o ziemię.
-Zostawcie go! - gdzieś po drugiej sali słychać było delikatny , dziewczęcy głos.
-Znowu kolejny bachor?! Pewnie zakochana para! - przyjaciele zaczęli się śmiać i zostawiając białowłosego w kącie ruszyli w stronę oblanej rumieńcem Elsy.
-Odsuńcie się! - krzyknęła przestraszona i wyciągnęła różdżkę w ich kierunku. Chłopcy zaśmiali się kompletnie nie zwracając uwagi na słowa dziewczyny. -Ostrzegałam! - białowłosa skierowała różdżkę w kierunku Pilklina ,zacisnęła mocno drugą pięść i wymamrotała pod nosem jakieś zaklęcie. Co prawda z jej czarodziejskiego patyczka nie wyleciała żadna magiczna energia , ale ślizgoni zaczynali już czuć efekty. W pewnej chwili zrobiło im się okropnie zimno. Ale nie był to taki normalny chłód. Pomiatacze czuli zimno bijące od środka ich ciał. Po kilku sekundach ich ciało zaczęło się przybierać siny odcień. Niektórzy zaczynali nawet nie mieć czucia w palcach. Przerażeni dziwnym urokiem rzuconym przez dziewczynę w warkoczu uciekli przez duże drzwi. Elsa puściła luzem swoją rękę ,dotychczasowo mocno zaciśniętą i pobiegła w kierunku leżącego na podłodze Jack`a.
-Wszystko w porządku? Jesteś ranny? - zapytała się troskliwie siadając koło niego.
-Tylko trochę poobijany... Ale to nic poważnego! I tak skopałbym im tyłki! - powiedział pewny siebie , lecz widząc pokorną twarz białowłosej dodał -  Ale... dziękuje ,że przyszłaś.
Ton w jakim białowłosy wypowiedział ostatnie zdanie sprawił ,że dziewczyna znów się zarumieniła. Nie do końca umiała wytłumaczyć dlaczego.
-Nie... nie ma sprawy... - parsknęła ,bo nic innego nie przyszło jej do głowy - Słyszałam ,że przegrałeś zakład.
Jack nie zdążył nic odpowiedzieć , gdyż kolejna porcja ślimaków w mazi wyleciała z jego ust.
-O jejciu przepraszam! - Elsa zasłoniła sobie usta ręką -Zapomniałam o tym ,że gdy przypomni ci się ,że przegrałeś zakład to wymiotujesz!
Ponowna dawka ślimaczego śluzu wyszła jamą ustną białowłosego.
-W porządku , ale może już nie mówmy o tym dobra? - zaśmiał się chłopak i wytarł buzię rękawem. Białowłosa przytaknęła i cicho zachichotała. Przez chwilę oboje wpatrywali się w siebie w milczeniu. Nagle para usłyszała dziwny śmiech dochodzący z drugiego końca sali. Elsa zauważyła ,że w kątach pomieszczenia zaczęła pojawiać się ciemna mgiełka. Znajomi wstali z podłogi i zaczęli nerwowo rozglądać się po całej komnacie. Z tajemniczej ciemności zaczęła powstawać jakaś postać. Wyglądała ona niczym cień mężczyzny w długim płaszczu. Jedynie na jego twarzy odróżniały się żółte oczyska i białe , ostre niczym sople zębiska.
-Fantryk Fear... - wyszeptał Jack i chwycił dziewczynę za dłoń - Musimy stąd uciekać!
-Ucieczka nic nie da... - odpowiedziała cicho i speszona zabrała rękę. Nagle tajemniczy cień odepchnął białowłosą w głąb sali. Ta upadając przewróciła stół i kilka krzeseł , robiąc przy tym dużo hałasu.
-Elsa! - krzyknął chłopak i bez dłuższego zastanowienia skoczył na śmiejącą się szyderczo postać i zaczął ją bić pięściami. Ta jednak bez problem odparła jego atak i odrzuciła na ziemię.
-Tylko na to cię stać? - zawołał mężczyzna-cień i zaśmiał się złowieszczo. Jack cofnął się krok do tyłu. - Gdzie się wybierasz mały? - zapytała ponownie czarna postać i znów machnęła ręką. Nagle ciemna mgła otoczyła chłopca niczym gruby sznur i zaczęła mocno go ściskać , tak mocno aż wydawało się ,że zaraz go udusi. Niespodziewanie Fantryka  w plecy trafiły ostre sople lodu. Postać pod wpływem wielkiego bólu upadła na ziemię i puściła , już fioletowego z braku tchu ,chłopca.
-Co do jasnej... - zauważył ,że dokładnie naprzeciwko niego stoi Elsa. Z koniuszków jej palców wystrzeliwały małe niebieskie iskierki. Patrzyła się na niego swoimi ,już nie tak potulnymi jak wtedy, oczkami i ze zmarszczonymi brwiami. -Tego to się po tobie nie spodziewałem -Fantryk spojrzał na nią z wielkim uznaniem , uśmiechnął się szeroko pokazując swoje białe kły i zniknął tak szybko jak się pojawił. Jack leżał jeszcze na ziemi zupełnie nie świadomy tego co się wydarzyło. Dziewczyna podbiegła do niego aby sprawdzić czy wszystko w porządku.
-Jak ty... jak ty to zrobiłaś? Znasz czarną magię?! - Jack wpatrywał się w nią zdziwiony.
-Musisz zapomnieć o tym... zapomnieć o wszystkim... Ja...Przepraszam Jack - odpowiedziała speszona i walnęła go z całej siły krzesłem. Chłopak stracił przytomność.
                                                                                           ***

Białowłosy obudził się w swojej komnacie w chwili ,gdy słońce przeszło przez linię oddzielającą ziemię od nieba. Lekko obolały ruszył w kierunku małego okienka.  Niestety nie mógł sobie przypomnieć co wydarzyło się dzisiejszej nocy i jak znalazł się w swoim pokoju.  Jednego był jednak w stu procentach pewny : Zima panująca na dworze na pewno nie była stworzona przez niego...



Ach ten romantyzm xD Przykro mi , próbowałam coś tam wpleść , ale nie umiem :D Mam jednak nadzieję ,że nie jesteście zrażeni tym ,że tak długo nie było. Wiecie szkoła i takie tam :p Dziękuje za przeczytanie.