środa, 23 marca 2016

Blog zawieszony na czas bliżej nieokreślony

Tak jak w temacie. W sumie ten post powinien pojawić się już wcześniej... dużo wcześniej, ale.. no cóż. Użyjcie potęgi swej wyobraźni i wyobraźcie sobie, że czytacie go kilka miesięcy temu xD
Kurcze, naprawdę żałuję, że opuszczam bloga. Przyjemnie mi się tu pisało, panowała miła atmosfera. No, ale niestety. Mój mózg chyba tego nie ogarnia.
Ale może kiedyś jeszcze się zobaczymy. Może nie dziś, może nie jutro, ale kiedyś!
Także zostawiam was z tym pięknym obrazkiem.
O, aż mi się temat zrymował.
O, nikogo to nie obchodzi.
O, nie wiem po co to piszę xD
O, dobra idę już, bo nigdy nie skończę tego pisać.
Do zobaczenia!
Ps. Pacz Kasia Tasia!" Lovometr Bratz nigdy się nie myli" ~Martyna 2016 xD
[chwila zastanowienia] *facepalm* co ja robię ze swoim życiem...

wtorek, 24 listopada 2015

Ech...

Listopad... taki leniwy miesiąc... Już od tygodnia nie mogę się zmotywować, aby coś napisać :c Jakaś wewnętrzna blokada... Może w grudniu przejdzie?
U mnie już pierwszy śnieżek ^^ Czyżby Jack chciał mi dodać otuchy? xD
Przepraszam za brak odzewu z mojej strony, ale ze mną tak bywa: albo mam wenę codziennie, albo tygodniami nie mogę się zebrać w garść. Ach te dorastanie :D

No nic. Nie ma sensu pisać na siłę, bo to raczej ma być przyjemność :D Zresztą prace bez "tego czegoś" to nie są dobre prace xD Kto wie.. Może opłaca się poczekać?
Dziękuje, że wciąż jesteście i mam nadzieję ,że widzimy się w grudniu :3

poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 27 ,,Kara musi trwać"

♥Abrakadabra♥
Białowłosa dziewczyna po cichu wyszła ze swojego dormitorium i na palcach szła między krętymi korytarzami. Coraz to oglądała się za siebie czy nikt przypadkiem jej nie śledzi. Cały czas otaczał ją strach. Nie dlatego, że bała się konsekwencji dotyczących łażenia po nocy- to był jej najmniejszy problem. Dziewczyna obawiała się spotkania z Fantrykiem. Bała się i jego ciemnych mocy, i tych którymi ją obdarował. Nie chciała z nim współpracować, jednak los nie pozostawał jej żadnego wyboru. Nie mogła odmówić, nie tylko ze względu na siebie, ale również na Annę- jej młodszą siostrę, którą niegdyś potwornie skrzywdziła. Niech nie zmylą was pozory! Elsa nie była w żadnym wypadku wspólniczką Mroka. Zajmowała jedynie miejsce słabej niewolnicy, wiecznie zamkniętej w sobie, uciekającej od ludzi, ich świata. Dziewczyna trochę zwolniła. Wcale jej się nie spieszyło. Ustała na chwilę przy parapecie i spojrzała w gwieździste niebo. Wpatrywanie się w blask księżyca stało się dla niej przyjemne, kojące. Serce przestało bić tak szybko, a oddech powoli się wyrównywał. Elsa głośno westchnęła, rzuciła ostatnie, pełne wiary i nadziei, spojrzenie w stronę tarczy księżyca i odeszła w ciemny, tajemniczy korytarz. Zrezygnowana spuściła oczy. Świadomość iż może już nie wrócić z tego spotkania dobijała ją, lecz nie chciała się poddawać. Wiedziała, że ucieczka również nie miałaby sensu. Pozwoliła, aby wiatr sam ją zaprowadził. Zaprowadził w ciemną otchłań koszmaru...
                                                                       ***
-Proszę, proszę! Kogo my tu mamy!- rozległ się upiorny głos, a skórę białowłosej pokryły dreszcze. Nagle w ciemności pojawiły się żółte, przerażające oczyska. Po chwili z cienia wyłoniła się wysoka postać w długim, czarnym płaszczu. Straszna postać. - A już myślałem, że się nie zjawisz! Czy jesteśmy w komplecie?
-Oczywiście!- zasalutowała wesoło druga dziewczyna. Jej, pomaganie złu o dziwo sprawiało wielką frajdę. Elsa natomiast spuściła głowę i wpatrywała się ze strachem w podłogę.
-Hmm... Ach tak, już wiem! Zacznijmy od podsumowania tego tygodnia.- mężczyzna zniknął w ciemności, a po chwili pojawił się tuż obok przestraszonej dziewczyny. - Powiedz mi Elso... Z kim ty właściwie trzymasz? Jak na kogoś, kto stoi po złej stronie, coś za dużo im pomagasz...
-Ja... - zaczęła niepewnie odwracając wzrok
-Ty znowu tylko: ja, ja, ja! - Fantryk  przewrócił znudzony oczami- A gdzie: my? Co się stało z NASZYM team`em? Pamiętasz jak wspólnie podróżowaliśmy po świecie? Jaka byłaś szcześliwa?Kiedyś tak dobrze się razem bawiliśmy strasząc te biedne dzieciaki ... a teraz tylko...
-Chyba ty! - przerwała mu dziewczyna odzyskując dawną pewność siebie. W kątach pomieszczenia zaczęły pojawiać się ostre, lodowe sople - W ogóle o jakim team`ie mówisz?! Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy drużyną! Nie chcę być taka jak ty! W końcu chcę spojrzeć sobie w twarz w lustrze i nie mieć wyrzutów sumienia! I tak dobrze wiesz, że robię to tylko i wyłącznie z...
-Wdzięczności? -powiedział Fear unosząc głowę. Nie było to pytanie. Elsa wyraźnie pobladła i otworzyła szerzej oczy. Patrzyła się chwilę na mężczyznę, po czym spuściła głowę w dół. Dobrze wiedziała o co mu chodziło. Gdyby kilka lat temu nie zjawił się w Arendell...
-Heej! Dość już o tej szlamie!- zawołała ze złością Gabriela i założyła ręce na klatkę piersiową- Ja, w przeciwieństwie do niej, nie próżnowałam! Dużo zrobiłam! Może w końcu ktoś by to docenił!?
Fear w długim płaszczu zrobionym z czarnego piasku obrzucił brunetkę krzywym spojrzeniem. Po chwili jednak na jego twarzy namalował się szyderczy uśmiech. Zwrócił się nonszalancko w jej kierunku.
-Ależ masz całkowitą rację Gabrielo! Zasługujesz na mały... awansik! Gratuluję! Zyskujesz tytuł mojej nowej współpracownicy! Teraz razem podbijemy świat i gardząc całą resztą staniemy na szczycie! To nas będą się bać! Tak! - zawołał wesoło, a czarnowłosa wtórowała mu swoim piekielnym śmiechem- Chwila. Zapomniałbym o małym szczególiku!
Po tych słowach mężczyzna pstryknął w powietrzu palcami. Nagle czarny piach, leżący dotychczas nieruchomo na podłodze, zaczął się unosić i otaczać wesołą brunetkę. Jej radość po kilku sekundach zmieniła się w upiorny krzyk. Elsa przerażona zasłoniła usta.
-Przestań! - zawołała i podbiegła do uśmiechniętego od ucha do ucha Fantryka. Nie miała za dobrych kontaktów z dziewczyną, ale Gabriela była jedyną osobą przy której białowłosa nie musiała ukrywać swoich mocy. Nie mogłaby znieść śmierci tej dziewczyny , dziewczyny z którą tam bardzo się zżyła.- Proszę! Nie rób tego!
Fear zaśmiał się szyderczo, po czym magią odepchnął blondynkę na drugi koniec pokoju. Nagle krzyki zaczęły powoli ustawać, a piach powoli opadał. Gdy w końcu cały znalazł się na ziemi, dwójka bohaterów zobaczyła coś niesamowitego. Gabriela- dziewczyna całe życie zgarbiona, rozczochrana, niechlujne , "męsko" ubrana, stała teraz przed nimi z wyprostowanymi plecami ubrana w błękitną suknie z długą, jasną peleryną. Jej loki wyprostowały się, a fryzura ułożyła w kształt płomienia.

 -Już mi się podoba! -Brunetka popatrzyła na siebie, uśmiechnęła się zalotnie i machając peleryną, zgasiła wszystkie światła. Nastała ciemność. Zimna, bezduszna, nieprzenikniona ciemność...

Dziękuje za przeczytanie :3 Być może jest trochę krótki, ale zawsze lepszy niż nic. :)

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 26 część 2

♥Abrakadabra♥
-Już wszystko gra. - zawołał jakiś znajomy głos. - Możesz otworzyć oczy.
Rudowłosa powoli otworzyła powiekę poszukując źródła tego opiekuńczego głosu. Ku jej zdziwieniu jedyne co zobaczyła to błękitne niebo i puszyste chmury. Dziewczyna spojrzała w dół lecz tam widać było tylko szarą mgłę.
-To-to już? Smok mnie zjadł i umarłam? - zapytała rozglądając się z zaciekawieniem. Wiatr muskał jej porcelanową , pokrytą piegami twarzyczkę. Merida czuła się niczym ptak szybujący w powietrzu. Rozprostowała ręce i śmiejąc się pruła niczym ptak w powietrzu.
-Nie głuptasie - zaśmiał się głos - Spójrz w górę!
Rudowłosa powoli przeniosła wzrok w górę , a widok zaparł jej dech w piersiach. Wielkie ,czarne jak smoła stworzenie trzymało ją w łapach za kaptur. Przerażona zaczęła się głośno krzyczeć i wiercić się niczym mały robaczek.
-Spokojnie , podaj mi rękę - głos ponownie do niej przemówił wystawiając swą dłoń. Merida posłusznie chwyciła kończynę i weszła na grzbiet dwumetrowego smoka.
-Czkawka? - zapytała zaskoczona całą sytuacją - Jak ty... ty potrafisz TYM CZYMŚ sterować?
Bestia prychnęła i przyspieszyła swój lot przez co dziewczyna o mało nie spadła w przepaść. Na szczęście przyjaciele cały czas trzymali się za ręce.
-Szczerbatek uspokój się! - burknął chłopak , a smok przewrócił oczami i powrócił do wcześniejszej prędkości.- Wybacz za mojego kumpla.
-No... no spoko - odpowiedziała lekko zdziwiona wciąż wpatrując się w skupionego zwierzaka.- Ale wciąż jednego nie rozumiem.... Jak udało ci się to... yy znaczy jego, oswoić?
-No cóż. Na początku... - zaczął chłopak o czekoladowych włosach , lecz głośny ryk publiczności dobiegający gdzieś z dołu przerwał mu - Może opowiem ci kiedy indziej. Zdaję się ,że tam na dole nie dzieje się za dobrze...
***
Białowłosa w ostatniej chwili odskoczyła przed śmiertelnym kwasem Sidlarza. Oglądający czarodzieje coraz to wydawali z siebie okrzyki podziwu i przerażenia.
-Roszpunka! Użyj zaklęcia! - krzyknął Jack skacząc między wypalonymi dziurami.
-Jakiego zaklęcia!?- zawołała przerażona starając się unikać ostrych niczym brzytwy zębów smoka.
-Jakiegokolwiek! - odpowiedziała Elsa wskakując między skały - I to najlepiej szybko!
-Dobra , dobra! - długowłosa wyjęła z kieszeni ciemnej szaty drewnianą różdżkę- Yy... Lumos! - na końcu magicznego patyka pojawiło się jasne światełko - Nie! To nie to! Yy... Veritaserum! Zaraz... to przecież nawet nie zaklęcie! Co mam zrobić? - zapytała przerażona, lecz żaden z uczestników nie potrafił udzielić odpowiedzi.
-Czas to przerwać. - powiedział donośnie dyrektor  i  wyciągnął swój zaczarowany kijek- Jakie jest zaklęcie na tresowanie?
-Jest taki mały problem dyrektorze... - zaczął powoli Maginer - Bo widzi pan...Bibliotekarka zorientowała się ,że z zakazanego działu zniknęła książka o tresowaniu smoków...
-Co proszę!? Dopiero teraz mi o tym mówicie!? Czy was już naprawdę... - siwobrody ugryzł się w ostatniej chwili w język - No zresztą.  Są też "inne" sposoby na pozbycie się tych zwierząt. Przekaż profesor Gabczańskiej ,że sprezentuję jej nowe buty ze smoczej skóry.
-Ale dyrektorze , co z turniejem? Jeśli te dzieciaki go nie wygrają to wszystko runie! Mrok nie może przecież opanować świata. Nie po tym co przeszliśmy!
-Dobrze wiesz Maginerze ,że innego wyjścia nie ma. Nie mogę pozwolić , aby jakaś zielona bestia w tak okrutny sposób pozbyła się tej czwór... to znaczy trójki... Sam zresztą widzisz jak daleko to zaszło. Czas przerwać przedstawienie! -zawołał mężczyzna i wziął wielki zamach - Avada...!
-Stać! - na arenę wleciał czarny smok z dwójką uczniów na grzbiecie. - Nie możecie tego zrobić!
Wśród publiczności nastąpiło wielkie poruszenie. Czkawka i rudowłosa zeskoczyli z pleców Szczerbatka i podbiegli do pozostałej , stojącej w osłupieniu , trójki. Dwie bestie stanęły wrogo naprzeciwko siebie. Zdawało się ,że zaraz skoczą sobie do gardeł. Jednak po krótkiej chwili zwierzęta zaczęły ganiać się nawzajem i bawić w błocie niczym dwa małe szczeniaczki. Wśród oglądających czarodziei coraz to słychać było ,,Ooo! Jakie to słodkie" lub ,,Jakie urocze stworzonka!".
-Merida , ty żyjesz! - krzyknęła szczęśliwa długowłosa i rzuciła się ku przyjaciółce - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam!
-Czkawka mnie uratował! - dziewczyna uśmiechnęła się do oblanego rumieńcem szatyna.
-Patrzcie! Tam jest wskazówka! - białowłosy przerwał powstałą niezręczną ciszę wskazując na srebrne jajko przykute do ziemi. Cała piątka szybko podbiegła we wskazane miejsce i razem podniosła świecące pudełeczko. Publiczność poderwała się ze swoich miejsc i zaczęła głośno klaskać. Przyjaciele byli bardzo szczęśliwi , a duma rozpierała ich serca.
***
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego jak to mogło się skończyć!? - powiedział donośnie Maginer starając się opanować złość - Mogłeś doprowadzić do tragedii! Skąd niby miałeś pewność ,że smoki się polubią!? A co jeśli zaczęłyby ze sobą walczyć!?
-Ale nie walczyły. - odpowiedział spokojnie chłopak. Dwugodzinne przesłuchanie w gabinecie jednego z nauczycieli wcale mu się nie podobało.
-A gdyby jednak?!
-Ale nie walczyły. - odpowiedział nieco głośniej - Zresztą czy ta cała rozmowa jest potrzebna? Przecież nic wielkiego się nie stało.
-Smarkacze nigdy nie zrozumieją... - westchnął profesor do siebie. Po chwili zwrócił się do Czkawki - Nie mam już siły , a do ciebie i tak już nic nie dotrze. Odbieram Hufflepuff`owi 50 punktów.
-Więc mogę już iść?
-Jeszcze jedno. - powiedział Maginer i spojrzał na skórzaną torbę chłopaka - Książka.
-Ale... - zaczął nieśmiało szatyn , lecz wzrok profesora świdrował jego duszę na wylot. W końcu wyjął z worka książkę w czarnej oprawie i podał nieugięcie czekającemu nauczycielowi.
-Teraz już możesz wyjść. I nie pokazuj mi się więcej , aż do poniedziałku. Zrozumiałeś?!
Czkawka pokiwał głową i szybko wyszedł z gabinetu. Był już wieczór i wszyscy uczniowie zapychali się właśnie wykwintnymi daniami podanymi w Wielkiej Sali. No... prawie wszyscy. Kiedy chłopak o czekoladowych włosach skręcił w stronę swojego dormitorium , na drodze stanęła mu wesoła Merida.
-Cześć! - zawołała uśmiechnięta - Właśnie cię szukałam.
-Serio? Cały czas siedziałem tam - odpowiedział chłopak i wskazał kciukiem drzwi pokoju Maginera.
-Ja... Ja chciałam ci bardzo podziękować za to co dziś zrobiłeś i za to ,że nie pozwoliłeś, aby jakiś smok zjadł mnie na obiad. - oświadczyła dziewczyna
-Nic wielkiego. Chyba każdy by tak postąpił...-odpowiedział lekko speszony szatyn.
-No niby tak , ale fajnie ,że byłeś to akurat ty. - zaśmiała się rudowłosa i podeszła do niego nieco bliżej. Oboje patrzyli sobie teraz głęboko w oczy. Czas jakby zatrzymał się, a oni utknęli w tej magicznej chwili. W pewnym momencie Merida przerwała tę dość niezręczną ciszę. - Wiesz... Ja już muszę iść. Bruce zaprosił mnie na wspólną kolację , aby uczcić nasze zwycięstwa. To widzimy się jutro!
Rudowłosa zaczęła powoli odchodzić. Czkawka stał jak wryty. Na słowo "Bruce" automatycznie włączył mu się odruch wymiotny. Nie do końca wiedział czemu , ale coś kazało mu zatrzymać dziewczynę. Nie chciał ,aby się z nim [Bruce`m] zobaczyła. To on chciał być przy niej blisko...
-Merida! - w końcu krzyknął na poczekaniu i podbiegł do zdziwionej Gryfonki.
-Tak? - zapytała stając i odwracając się w jego kierunku.
-Ja... - chłopakowi trudno było cokolwiek powiedzieć. Piękno rudowłosej w płonących pochodniach onieśmieliło go zupełnie. Stał tam niczym zaczarowany. Po kilku sekundach wziął się końcu w garść.

-Co się sta... - rudowłosa nie zdążyła dokończyć zdania. Chłopak pochylił się nad nią , a ich usta złączyły się w gorącym pocałunku. Świat zawirował , a oni oderwali się od rzeczywistości. Nic nie mogło zepsuć tej niesamowitej chwili...

Powróciłam :D Przepraszam za ten ostatni moment. W mojej wyobraźni wyglądał trochę lepiej xD Chciałam zrobić przyjemność dla wszystkich fanów tego parringu i w ogóle ,a tu taki klops... No cóż mam nadzieję ,że się podobało :)

piątek, 9 października 2015

Przerwa , wracam w listopadzie

Brak weny , nauka , tysiące zajęć , testy na każdej z lekcji... za dużo! Wydaję mi się ,że za dużo wzięłam sobie na głowę i potrzebuję trochę przerwy. Piszę posta abyście nie marnowali czasu na wchodzenie ,gdyż żaden post w tym okresie się nie pojawi. Mam nadzieję ,że jednak w listopadzie będzie już wszystko grało ;) Co by tu jeszcze... Wydaję mi się ,że to wystarczy i dziękuje za wyrozumiałość.

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 26 część 1 ,,Świst i po obiedzie"

♥Abrakadabra♥
Zewnątrz namiotu rozległy się wielkie oklaski. Drużyna Beauxbatons oswoiła smoka i zdobyła wskazówkę. Uczestniczki zadowolone powróciły do namiotu , natomiast nasza Wielka Czwórka -a raczej Wielka Trójka i Elsa - ruszyła w stronę wyjścia.
-Na arenę zapraszamy drużynę Hogwartu! - donośny głos zadzwonił w uszach czwórki przyjaciół. Instynktownie złapali się za ręce i pełni obaw wyszli na plac. Serca łomotały im jak szalone z każdym krokiem coraz mocniej.
***
Widownia zawyła z radości widząc twarze reprezentantów Hogwartu. Bohaterowie wyszli na środek ,wzrokiem bacznie obserwując całą arenę w poszukiwaniu niebezpiecznego stworzenia. Nie było to jednak takie proste ,bo ogromne skały i zielone krzewy zasłaniały całe pole widzenia. Nigdzie nie było widać ani smoka , ani wskazówki.
-Czyżby ta "groźna" bestia się nas wystraszyła i uciekła? - zapytała Roszpunka rozglądając się dookoła.
-Tak, na pewno ośmiometrowy smok odleciał niezauważony przez nikogo zabierając ze sobą połyskującą , przyczepioną łańcuchami do ziemi wskazówkę ,bo wystraszył się czwórki dzieciaków - parsknęła Merida, a długowłosa przewróciła oczami z zażenowaniem.
Jack wciąż nie spuszczał wzroku z Elsy. Praktycznie nic o niej nie wiedział , ale czuł silne przywiązanie. Czuł ,że coś ich łączy , ale nie potrafił do końca określić co. Nagle białowłosi zaczęli wąchać jak głodne psy powietrze , zakręcili głowami koło i zawołali jednocześnie:
-Mmmm... Czekolada!
Dziewczyny obrzuciły ich zdziwionym spojrzeniem. Dopiero kilka sekund później do ich nosów również doszedł słodki zapach gotowanej czekolady.
-Co jest źródłem tego boskiego zapachu? -spytała blondynka wciąż zawzięcie wąchając powietrze poszukując źródła , które wydziela czekoladową woń.
-Znalazłam! Znalazłam! Kto ostatni ten zgniłe , smocze jajko! - zawołała radośnie rudowłosa wskazując palcem mgłę wydobywającą się z gąszczu roślin.
-Stój! To może być jakaś pułapka! - wtrąciła Elsa , lecz na próżno. Merida była już w połowie drogi i wszystko wskazywało na to ,że nie zamierza stanąć. Jedynie tuż przy samych krzakach odwróciła się ku reszcie reprezentantów - jednak tylko po to ,aby pokazać im swój język. Przyjaciele spojrzeli po sobie wymownie , a rudowłosa zaczęła buszować wśród roślinności.
-Może rzeczywiście nie ma tam nic gro... - wypowiedź Jack`a przerwał przeraźliwy krzyk dobiegający zza krzaków. Bohaterowie niczym strzały pobiegli śladami swej przyjaciółki z bujnymi włosami.
Gdy tylko przedarli się przez gąszcz bluszczu zamarli z przerażenia. Merida stała podparta o skałę  , a wszystkie drogi ucieczki blokowało jej ogromne zielone stworzenie z trze... czteroma głowami. Smok odwrócił dwie głowy w stronę trójki i zaczął pluć na nich swoim kwasem. Bohaterowie zręcznie unikali ciosów , natomiast smok denerwował się coraz bardziej. W końcu skończyła mu się cierpliwość i zaczął atakować bardziej "przemyślanie". Przestał strzelać jadem gdzie popadnie i skupił się na jednym , najbliższym celu - głowie Jack`a. Wystrzelił swój złotozielony kwas w taki sposób ,aby chłopak nie mógł przesunąć się w żadną stronę. W skrócie - białowłosy był w śmiertelnej pułapce.
W ostatniej jednak chwili Elsa krzyknęła:
-Przegrałeś zakład!
Jack mimowolnie schylił się z bólu , a z jego ust wyleciało kilka ślimaków w zielonym śluzie.  Widownia zaczęła bić brawa i śmiać się głośno. Jedynym plusem w tej kompromitującej sytuacji było to ,że głowa chłopaka wciąż była w jednym kawałku.

Sidlarz wkurzył się już niemiłosiernie. Wszystkie jego próby roztopienia zdobyczy zakończyły się fiaskiem , więc postanowił przejść do ostatecznej degustacji. W chwili ,gdy pochylił się nad stojącą wciąż jak słup soli Meridą , coś świsnęło i po dziewczynie nie został żaden ślad. Publiczność i sędziowie wydawali się być tak samo zaskoczeni jak zielona bestia , której kolacja dosłownie świsnęła sprzed nosa.


To nie jest cały rozdział , ale jestem naprawdę wykończona tym dniem i najzwyczajniej w świecie nie mam po prostu weny. Oczywiście mogłabym się pocić i napisać go do końca , ale prawdopodobnie przeczytalibyście go dopiero około 24 jak nie później. Mam nadzieję ,że taki jakby począteczek wam póki co wystarczy. Część drugą postaram się wstawić jak najszybciej ;) i życzę udanego poniedziałku - w moim przypadku dzień będzie zły , bo zaczynam kartkówką z chemii...
Dobranocka ;)

sobota, 19 września 2015

Goście , rozdział w niedzielę.

Tak wiem obiecałam i wgl , ale nie mam czasu ,aby napisać ,bo przyjechali do mnie goście , a ja zostaję niańką na pełen etat. Mam nadzieję ,że nie jesteście na mnie źli i poczekacie do jutra ;) Dziękuje za wyrozumiałość.