Listopad... taki leniwy miesiąc... Już od tygodnia nie mogę się zmotywować, aby coś napisać :c Jakaś wewnętrzna blokada... Może w grudniu przejdzie?
U mnie już pierwszy śnieżek ^^ Czyżby Jack chciał mi dodać otuchy? xD
Przepraszam za brak odzewu z mojej strony, ale ze mną tak bywa: albo mam wenę codziennie, albo tygodniami nie mogę się zebrać w garść. Ach te dorastanie :D
No nic. Nie ma sensu pisać na siłę, bo to raczej ma być przyjemność :D Zresztą prace bez "tego czegoś" to nie są dobre prace xD Kto wie.. Może opłaca się poczekać?
Dziękuje, że wciąż jesteście i mam nadzieję ,że widzimy się w grudniu :3
wtorek, 24 listopada 2015
poniedziałek, 9 listopada 2015
Rozdział 27 ,,Kara musi trwać"
♥Abrakadabra♥
Białowłosa dziewczyna po cichu wyszła ze swojego dormitorium
i na palcach szła między krętymi korytarzami. Coraz to oglądała się za siebie
czy nikt przypadkiem jej nie śledzi. Cały czas otaczał ją strach. Nie dlatego,
że bała się konsekwencji dotyczących łażenia po nocy- to był jej najmniejszy
problem. Dziewczyna obawiała się spotkania z Fantrykiem. Bała się i jego
ciemnych mocy, i tych którymi ją obdarował. Nie chciała z nim współpracować,
jednak los nie pozostawał jej żadnego wyboru. Nie mogła odmówić, nie tylko ze
względu na siebie, ale również na Annę- jej młodszą siostrę, którą niegdyś potwornie
skrzywdziła. Niech nie zmylą was pozory! Elsa nie była w żadnym wypadku wspólniczką
Mroka. Zajmowała jedynie miejsce słabej niewolnicy, wiecznie zamkniętej w
sobie, uciekającej od ludzi, ich świata. Dziewczyna trochę zwolniła. Wcale jej
się nie spieszyło. Ustała na chwilę przy parapecie i spojrzała w gwieździste
niebo. Wpatrywanie się w blask księżyca stało się dla niej przyjemne, kojące.
Serce przestało bić tak szybko, a oddech powoli się wyrównywał. Elsa głośno
westchnęła, rzuciła ostatnie, pełne wiary i nadziei, spojrzenie w stronę tarczy
księżyca i odeszła w ciemny, tajemniczy korytarz. Zrezygnowana spuściła oczy.
Świadomość iż może już nie wrócić z tego spotkania dobijała ją, lecz nie
chciała się poddawać. Wiedziała, że ucieczka również nie miałaby sensu.
Pozwoliła, aby wiatr sam ją zaprowadził. Zaprowadził w ciemną otchłań koszmaru...
***
-Proszę, proszę! Kogo my tu mamy!- rozległ się upiorny głos,
a skórę białowłosej pokryły dreszcze. Nagle w ciemności pojawiły się żółte,
przerażające oczyska. Po chwili z cienia wyłoniła się wysoka postać w długim,
czarnym płaszczu. Straszna postać. - A już myślałem, że się nie zjawisz! Czy
jesteśmy w komplecie?
-Oczywiście!- zasalutowała wesoło druga dziewczyna. Jej,
pomaganie złu o dziwo sprawiało wielką frajdę. Elsa natomiast spuściła głowę i
wpatrywała się ze strachem w podłogę.
-Hmm... Ach tak, już wiem! Zacznijmy od podsumowania tego
tygodnia.- mężczyzna zniknął w ciemności, a po chwili pojawił się tuż obok
przestraszonej dziewczyny. - Powiedz mi Elso... Z kim ty właściwie trzymasz?
Jak na kogoś, kto stoi po złej stronie, coś za dużo im pomagasz...
-Ja... - zaczęła niepewnie odwracając wzrok
-Ty znowu tylko: ja, ja, ja! - Fantryk przewrócił znudzony oczami- A gdzie: my? Co
się stało z NASZYM team`em? Pamiętasz jak wspólnie podróżowaliśmy po świecie?
Jaka byłaś szcześliwa?Kiedyś tak dobrze się razem bawiliśmy strasząc te biedne
dzieciaki ... a teraz tylko...
-Chyba ty! - przerwała mu dziewczyna odzyskując dawną
pewność siebie. W kątach pomieszczenia zaczęły pojawiać się ostre, lodowe sople
- W ogóle o jakim team`ie mówisz?! Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy
drużyną! Nie chcę być taka jak ty! W końcu chcę spojrzeć sobie w twarz w
lustrze i nie mieć wyrzutów sumienia! I tak dobrze wiesz, że robię to tylko i
wyłącznie z...
-Wdzięczności? -powiedział Fear unosząc głowę. Nie było to
pytanie. Elsa wyraźnie pobladła i otworzyła szerzej oczy. Patrzyła się chwilę
na mężczyznę, po czym spuściła głowę w dół. Dobrze wiedziała o co mu chodziło.
Gdyby kilka lat temu nie zjawił się w Arendell...
-Heej! Dość już o tej szlamie!- zawołała ze złością Gabriela
i założyła ręce na klatkę piersiową- Ja, w przeciwieństwie do niej, nie
próżnowałam! Dużo zrobiłam! Może w końcu ktoś by to docenił!?
Fear w długim płaszczu zrobionym z czarnego piasku obrzucił
brunetkę krzywym spojrzeniem. Po chwili jednak na jego twarzy namalował się
szyderczy uśmiech. Zwrócił się nonszalancko w jej kierunku.
-Ależ masz całkowitą rację Gabrielo! Zasługujesz na mały...
awansik! Gratuluję! Zyskujesz tytuł mojej nowej współpracownicy! Teraz razem
podbijemy świat i gardząc całą resztą staniemy na szczycie! To nas będą się
bać! Tak! - zawołał wesoło, a czarnowłosa wtórowała mu swoim piekielnym
śmiechem- Chwila. Zapomniałbym o małym szczególiku!
Po tych słowach mężczyzna pstryknął w powietrzu palcami.
Nagle czarny piach, leżący dotychczas nieruchomo na podłodze, zaczął się unosić
i otaczać wesołą brunetkę. Jej radość po kilku sekundach zmieniła się w upiorny
krzyk. Elsa przerażona zasłoniła usta.
-Przestań! - zawołała i podbiegła do uśmiechniętego od ucha
do ucha Fantryka. Nie miała za dobrych kontaktów z dziewczyną, ale Gabriela
była jedyną osobą przy której białowłosa nie musiała ukrywać swoich mocy. Nie
mogłaby znieść śmierci tej dziewczyny , dziewczyny z którą tam bardzo się
zżyła.- Proszę! Nie rób tego!
Fear zaśmiał się szyderczo, po czym magią odepchnął
blondynkę na drugi koniec pokoju. Nagle krzyki zaczęły powoli ustawać, a piach
powoli opadał. Gdy w końcu cały znalazł się na ziemi, dwójka bohaterów
zobaczyła coś niesamowitego. Gabriela- dziewczyna całe życie zgarbiona,
rozczochrana, niechlujne , "męsko" ubrana, stała teraz przed nimi z
wyprostowanymi plecami ubrana w błękitną suknie z długą, jasną peleryną. Jej
loki wyprostowały się, a fryzura ułożyła w kształt płomienia.
-Już mi się podoba! -Brunetka
popatrzyła na siebie, uśmiechnęła się zalotnie i machając peleryną, zgasiła
wszystkie światła. Nastała ciemność. Zimna, bezduszna, nieprzenikniona
ciemność...
Dziękuje za przeczytanie :3 Być może jest trochę krótki, ale zawsze lepszy niż nic. :)
niedziela, 1 listopada 2015
Rozdział 26 część 2
♥Abrakadabra♥
-Już wszystko gra. - zawołał jakiś znajomy głos. - Możesz
otworzyć oczy.
Rudowłosa powoli otworzyła powiekę poszukując źródła tego
opiekuńczego głosu. Ku jej zdziwieniu jedyne co zobaczyła to błękitne niebo i
puszyste chmury. Dziewczyna spojrzała w dół lecz tam widać było tylko szarą
mgłę.
-To-to już? Smok mnie zjadł i umarłam? - zapytała
rozglądając się z zaciekawieniem. Wiatr muskał jej porcelanową , pokrytą
piegami twarzyczkę. Merida czuła się niczym ptak szybujący w powietrzu.
Rozprostowała ręce i śmiejąc się pruła niczym ptak w powietrzu.
-Nie głuptasie - zaśmiał się głos - Spójrz w górę!
Rudowłosa powoli przeniosła wzrok w górę , a widok zaparł
jej dech w piersiach. Wielkie ,czarne jak smoła stworzenie trzymało ją w łapach
za kaptur. Przerażona zaczęła się głośno krzyczeć i wiercić się niczym mały
robaczek.
-Spokojnie , podaj mi rękę - głos ponownie do niej przemówił
wystawiając swą dłoń. Merida posłusznie chwyciła kończynę i weszła na grzbiet
dwumetrowego smoka.
-Czkawka? - zapytała zaskoczona całą sytuacją - Jak ty... ty
potrafisz TYM CZYMŚ sterować?
Bestia prychnęła i przyspieszyła swój lot przez co
dziewczyna o mało nie spadła w przepaść. Na szczęście przyjaciele cały czas
trzymali się za ręce.
-Szczerbatek uspokój się! - burknął chłopak , a smok
przewrócił oczami i powrócił do wcześniejszej prędkości.- Wybacz za mojego
kumpla.
-No... no spoko - odpowiedziała lekko zdziwiona wciąż
wpatrując się w skupionego zwierzaka.- Ale wciąż jednego nie rozumiem.... Jak
udało ci się to... yy znaczy jego, oswoić?
-No cóż. Na początku... - zaczął chłopak o czekoladowych
włosach , lecz głośny ryk publiczności dobiegający gdzieś z dołu przerwał mu -
Może opowiem ci kiedy indziej. Zdaję się ,że tam na dole nie dzieje się za
dobrze...
***
Białowłosa w ostatniej chwili odskoczyła przed śmiertelnym
kwasem Sidlarza. Oglądający czarodzieje coraz to wydawali z siebie okrzyki
podziwu i przerażenia.
-Roszpunka! Użyj zaklęcia! - krzyknął Jack skacząc między
wypalonymi dziurami.
-Jakiego zaklęcia!?- zawołała przerażona starając się unikać
ostrych niczym brzytwy zębów smoka.
-Jakiegokolwiek! - odpowiedziała Elsa wskakując między skały
- I to najlepiej szybko!
-Dobra , dobra! - długowłosa wyjęła z kieszeni ciemnej szaty
drewnianą różdżkę- Yy... Lumos! - na końcu magicznego patyka pojawiło się jasne
światełko - Nie! To nie to! Yy... Veritaserum! Zaraz... to przecież nawet nie
zaklęcie! Co mam zrobić? - zapytała przerażona, lecz żaden z uczestników nie
potrafił udzielić odpowiedzi.
-Czas to przerwać. - powiedział donośnie dyrektor i
wyciągnął swój zaczarowany kijek- Jakie jest zaklęcie na tresowanie?
-Jest taki mały problem dyrektorze... - zaczął powoli Maginer
- Bo widzi pan...Bibliotekarka zorientowała się ,że z zakazanego działu
zniknęła książka o tresowaniu smoków...
-Co proszę!? Dopiero teraz mi o tym mówicie!? Czy was już
naprawdę... - siwobrody ugryzł się w ostatniej chwili w język - No
zresztą. Są też "inne" sposoby
na pozbycie się tych zwierząt. Przekaż profesor Gabczańskiej ,że sprezentuję
jej nowe buty ze smoczej skóry.
-Ale dyrektorze , co z turniejem? Jeśli te dzieciaki go nie
wygrają to wszystko runie! Mrok nie może przecież opanować świata. Nie po tym
co przeszliśmy!
-Dobrze wiesz Maginerze ,że innego wyjścia nie ma. Nie mogę
pozwolić , aby jakaś zielona bestia w tak okrutny sposób pozbyła się tej
czwór... to znaczy trójki... Sam zresztą widzisz jak daleko to zaszło. Czas
przerwać przedstawienie! -zawołał mężczyzna i wziął wielki zamach - Avada...!
-Stać! - na arenę wleciał czarny smok z dwójką uczniów na
grzbiecie. - Nie możecie tego zrobić!
Wśród publiczności nastąpiło wielkie poruszenie. Czkawka i
rudowłosa zeskoczyli z pleców Szczerbatka i podbiegli do pozostałej , stojącej
w osłupieniu , trójki. Dwie bestie stanęły wrogo naprzeciwko siebie. Zdawało
się ,że zaraz skoczą sobie do gardeł. Jednak po krótkiej chwili zwierzęta
zaczęły ganiać się nawzajem i bawić w błocie niczym dwa małe szczeniaczki.
Wśród oglądających czarodziei coraz to słychać było ,,Ooo! Jakie to
słodkie" lub ,,Jakie urocze stworzonka!".
-Merida , ty żyjesz! - krzyknęła szczęśliwa długowłosa i
rzuciła się ku przyjaciółce - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam!
-Czkawka mnie uratował! - dziewczyna uśmiechnęła się do
oblanego rumieńcem szatyna.
-Patrzcie! Tam jest wskazówka! - białowłosy przerwał
powstałą niezręczną ciszę wskazując na srebrne jajko przykute do ziemi. Cała
piątka szybko podbiegła we wskazane miejsce i razem podniosła świecące
pudełeczko. Publiczność poderwała się ze swoich miejsc i zaczęła głośno
klaskać. Przyjaciele byli bardzo szczęśliwi , a duma rozpierała ich serca.
***
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego jak to mogło się skończyć!?
- powiedział donośnie Maginer starając się opanować złość - Mogłeś doprowadzić
do tragedii! Skąd niby miałeś pewność ,że smoki się polubią!? A co jeśli zaczęłyby
ze sobą walczyć!?
-Ale nie walczyły. - odpowiedział spokojnie chłopak.
Dwugodzinne przesłuchanie w gabinecie jednego z nauczycieli wcale mu się nie
podobało.
-A gdyby jednak?!
-Ale nie walczyły. - odpowiedział nieco głośniej - Zresztą
czy ta cała rozmowa jest potrzebna? Przecież nic wielkiego się nie stało.
-Smarkacze nigdy nie zrozumieją... - westchnął profesor do
siebie. Po chwili zwrócił się do Czkawki - Nie mam już siły , a do ciebie i tak
już nic nie dotrze. Odbieram Hufflepuff`owi 50 punktów.
-Więc mogę już iść?
-Jeszcze jedno. - powiedział Maginer i spojrzał na skórzaną
torbę chłopaka - Książka.
-Ale... - zaczął nieśmiało szatyn , lecz wzrok profesora
świdrował jego duszę na wylot. W końcu wyjął z worka książkę w czarnej oprawie
i podał nieugięcie czekającemu nauczycielowi.
-Teraz już możesz wyjść. I nie pokazuj mi się więcej , aż do
poniedziałku. Zrozumiałeś?!
Czkawka pokiwał głową i szybko wyszedł z gabinetu. Był już
wieczór i wszyscy uczniowie zapychali się właśnie wykwintnymi daniami podanymi
w Wielkiej Sali. No... prawie wszyscy. Kiedy chłopak o czekoladowych włosach
skręcił w stronę swojego dormitorium , na drodze stanęła mu wesoła Merida.
-Cześć! - zawołała uśmiechnięta - Właśnie cię szukałam.
-Serio? Cały czas siedziałem tam - odpowiedział chłopak i wskazał
kciukiem drzwi pokoju Maginera.
-Ja... Ja chciałam ci bardzo podziękować za to co dziś
zrobiłeś i za to ,że nie pozwoliłeś, aby jakiś smok zjadł mnie na obiad. - oświadczyła
dziewczyna
-Nic wielkiego. Chyba każdy by tak postąpił...-odpowiedział
lekko speszony szatyn.
-No niby tak , ale fajnie ,że byłeś to akurat ty. - zaśmiała
się rudowłosa i podeszła do niego nieco bliżej. Oboje patrzyli sobie teraz
głęboko w oczy. Czas jakby zatrzymał się, a oni utknęli w tej magicznej chwili.
W pewnym momencie Merida przerwała tę dość niezręczną ciszę. - Wiesz... Ja już
muszę iść. Bruce zaprosił mnie na wspólną kolację , aby uczcić nasze
zwycięstwa. To widzimy się jutro!
Rudowłosa zaczęła powoli odchodzić. Czkawka stał jak wryty.
Na słowo "Bruce" automatycznie włączył mu się odruch wymiotny. Nie do
końca wiedział czemu , ale coś kazało mu zatrzymać dziewczynę. Nie chciał ,aby
się z nim [Bruce`m] zobaczyła. To on chciał być przy niej blisko...
-Merida! - w końcu krzyknął na poczekaniu i podbiegł do
zdziwionej Gryfonki.
-Tak? - zapytała stając i odwracając się w jego kierunku.
-Ja... - chłopakowi trudno było cokolwiek powiedzieć. Piękno
rudowłosej w płonących pochodniach onieśmieliło go zupełnie. Stał tam niczym
zaczarowany. Po kilku sekundach wziął się końcu w garść.
-Co się sta... - rudowłosa nie zdążyła dokończyć zdania.
Chłopak pochylił się nad nią , a ich usta złączyły się w gorącym pocałunku.
Świat zawirował , a oni oderwali się od rzeczywistości. Nic nie mogło zepsuć
tej niesamowitej chwili...
Powróciłam :D Przepraszam za ten ostatni moment. W mojej wyobraźni wyglądał trochę lepiej xD Chciałam zrobić przyjemność dla wszystkich fanów tego parringu i w ogóle ,a tu taki klops... No cóż mam nadzieję ,że się podobało :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)