niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 23 ,,Co dwie "Czkawki" to nie jedna"

♥Abrakadabra♥
-Co?! Nie to przecież jakieś szaleństwo! - krzyknęła Roszpunka i nerwowo odgarnęła włosy - Nawet... Nawet jeśli to nie możemy wciąć udziału! Przecież tylko uczniowie na czwartym roku mogą! Prawda? Prawda?! - dziewczyna rzuciła się z groźną miną do nauczyciela. Ten jednak ,wciąż zachowując grobową twarz, wstał i oznajmił:
-Tak to prawda. Na szczęście po rozmowie z dyrektorami reszty szkół doszliśmy do wniosku ,że możecie brać udział jako cała czwórka. Dzięki temu będziecie mieć większe szanse na pokonanie przeciwników. Poza tym tylko jeśli cała wasza czwórka będzie startowała uda się otworzyć komnatę.
-Zaraz jak to większe szanse na pokonanie? Czemu nie dadzą nam wygrać? - zapytał Jack o oparł głowę na swojej drewnianej lasce. Ku jego zdziwieniu żadnej kija tam nie było i biedak zarył zębami w podłogę. - Co jest? Gdzie moja laska?
Białowłosy ostatnio często nosił ją przy sobie , nie dopuszczając ,aby ktokolwiek inny jej dotykał. Dwa tygodnie temu jakaś blondynka trąciła ją przypadkiem , a na ziemi pojawił się lód. Chłopak tak długo przekonywał ją na "problem ze wzrokiem" ,że dziewczyna na szczęście odpuściła sobie wizytę u dyrektora.
-Skąd mamy to wiedzieć? - prychnął Czkawka usiłując nie patrzeć w podejrzliwe ,turkusowe oczy przyjaciela.
-Ale...Ale przecież uczniowie będą się skarżyć! Pierwszoroczni nie mogą brać udziału. Tak jest napisane w regulaminie! - mówiła długowłosa wciąż broniąc się zaciekle.
-Spokojnie , spokojnie. Właśnie po to była ta lekcja. - odpowiedział Lagenda biorąc duży łyk zielonej herbaty. Widząc jednak zdziwione spojrzenia podopiecznych ciągnął dalej - Po uświadomieniu innym kim jest Fear wciśniemy jakiś kit ,że w tym roku każdy może wciąć udział w turnieju. Nikt nie ma prawa nic powiedzieć.
-Ale... - zastanowiła się blondynka. Czuła ,że zabrakło jej argumentów. -Ale... O! A niby skąd taka pewność ,że czara wybierze nas? Przecież tego nie da się ustawić! - dziewczyna dumnie założyła ręce na klatkę piersiową.
-Wszystko będzie idealnie zagrane. Zresztą sami się wieczorem przekonacie. Teraz lepiej uciekajcie na resztę lekcji. Miłego dnia dzieciaki! - mówiąc to profesor popchnął delikatnie Wielką Czwórkę i trzasnął drzwiami. Przyjaciele rozeszli się w różnych kierunkach.
Roszpunka jednak wcale nie zamierzała iść na zajęcia. W czasie przerwy ukryła się w szkolnej toalecie , a gdy korytarz opustoszał pewnym krokiem ruszyła w stronę biblioteki. Chciała bowiem znaleźć jakiekolwiek informacje o turnieju trójmagicznym. W połowie drogi usłyszała jakieś szepty i głośne kroki. Przestraszona  wbiegła na palcach za gruby słup i wychyliła lekko głowę. Przez korytarz przechodził... Czkawka! Blondynka chciała do niego pobiec , ale w ostatniej chwili zauważyła ,że szatyn nie idzie sam. Obok kroczyła szczupła dziewczyna. Jej zaplecione w warkocz włosy były śnieżnobiałe. Oboje po krótkiej , szeptanej rozmowie weszli do damskiej toalety. Długowłosa odetchnęła z ulgą i ponownie udała się w kierunku czytelni. Za rogiem jednak spotkała ją kolejna niespodzianka.
-Cz-czkawka?! Co ty... Jak ty tu? - zapytała zdziwiona patrząc się to na chłopaka , to na drzwi od szkolnej łazienki.
-Ech... Cleo mnie wystawiła... Czekałem trzy godziny! Rozumiesz to?!Trzy godziny spędziłem na tym głupim placu! - mówiąc to szatyn rzucił bukietem kwiatów w kąt korytarza -Najpierw kobieta proponuje ci spotkanie , a potem nawet nie raczy się zjawić! Czy wszystkie babki takie są?! A zresztą muszę pobyć sam!
Chłopak odszedł w kierunku swojego dormitorium.
-Trzy godziny? - Roszpunka zaczęła głośno myśleć - Przecież to niemożliwe! Kilka minut temu zakończyła się lekcja Historii na której Czkawka był obecny! Coś mi tu śmierdzi... - dziewczyna zmarszczyła brwi - I wydaję mi się ,że wiem kto może mieć z tym coś wspólnego...
                                                                            ***
Wielka sala była zapełniona aż po brzegi. Uczniowie Hogwartu , Dumstrangu i Beauxbatons z niecierpliwością czekali ,aż czara wskaże reprezentantów tegorocznego Turnieju Trójmagicznego. Wszyscy byli podekscytowani i pełni nadziei na wylosowanie. Wszyscy prócz czwórki przyjaciół stojącej w jednym z ostatnich rzędów.
-Czemu wszyscy się tym tak ekscytują? Przecież tam można zgin- Merida ziewnęła przeraźliwie- ąć.
-Można , ale popatrz też na zalety Turnieju. Szkoła która wygra zdobędzie piękny puchar , a osoby biorące udział odzieją się wielką chwałą na całe życie! - przed rudowłosą stanął wysoki , umięśniony brunet - Nazywam się Bruce Marter , chodzę do Dumstrangu- chłopak pocałował dziewczynę w rękę. Ta speszona szybko ją zabrała i oblała się rumieńcem.
-Ja jestem Merida... Merida Walczeczna. To znaczy Waleczna! - rudowłosa zaśmiała się sztucznie.
-Bardzo ładne imię niewiasto .Wydajesz się być naprawdę bardzo miła. Merido co , więc powiesz na to , aby jutro wybrać się gdzieś na spotkanie? Znajdziesz dla mnie czas?
Dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie i ponownie zarumieniła. Tym razem chyba był to raczej inny rodzaj rumieńca.
-Nie , nie znajdzie! - do dyskusji wtrącił się Czkawka. Coś w środku kazało mu przerwać tę rzygającą serduszkami rozmowę. Chłopak nie do końca wiedział co to może być. Czyżby zazdrość? Nie! Ta myśl w ogóle nie przechodziła mu przez głowę.
-Ale.. - Bruce chciał coś jeszcze dodać ,lecz właśnie zaczęła się ceremonia. Brunet rzucił tylko do Meridy: Porozmawiamy później i wrócił na swoje miejsce.
-Co to miało być?! - dziewczyna ocknęła się ze stanu różowych serduszek i spojrzała wrogo w stronę pełnego triumfu przyjaciela.
-Ja... No sam nie wiem... - szatyn lekko się zaczerwienił
-Ty chyba... chyba nie jesteś zazdrosny , prawda? - dopytywała się rudowłosa.
-Zazdrosny?! Błagam daj już sobie spokój. Po prostu koleś wygląda jak łamacz serc. Zresztą skąd on się urwał ,że wciąż używa "niewiasto"? - chłopak zaczął się tłumaczyć odwracając wzrok. Dziewczyna chciała coś jeszcze dodać , ale nagle na sali zrobiło się ciemno. Jedynym źródłem światła był tajemniczy , niebieski płomień czary.
-Nadszedł już czas! - powiedział dumnie dyrektor wskazując palcem wskazującym Czarę. Nagle błękity ogień buchając zmienił kolor na czerwony , a w rękach dyrektora pojawiły się dwa pergaminy. - Dobrze , więc! Reprezentantki Beauxbatons to - wśród uczniów nastało poruszenie - Angelika Ząbek i Ernesta Writt!
Rozległy się brawa , a zafascynowane Francuzki  zaczęły głośno piszczeć. Po chwili dwie wysokie dziewczyny pojawiły się obok dyrektora. Uśmiechnięte dygnęły lekko i po kolei podały dłonie siwobrodemu. Ten również zadowolony wskazał im ogromne drzwi na końcu sali , do których obie szybko się udały. Czara ponownie buchnęła krwistoczerwonym ogniem i w dłoniach naczelnika ponownie pojawiły się dwa pergaminy.
-Reprezentantami szkoły Dumstrang zostają: Ardest Maciejo i Bruce Marter!
Szkoła mięśniaków zaczęła głośno klaskać i klepać przyjacielsko wybrańców. Po chwili oni również podali ręce dyrektorowi i ruszyli w stronę wielkich drzwi.
-Czas na ostatnich reprezentantów , reprezentantów Hogwartu. Jak wiecie z wiadomych przyczyn w tym roku mogły zgłosić się również młodsze klasy. - Czara Ognia już ostatni raz wybuchła czerwonym blaskiem "wręczając" siwobrodemu jeden pergamin. - W tym roku oficjalnymi reprezentantami Hogwartu zostają: Jack Frost , Roszpunka z Wieży , Merida Waleczna i... - tu głos dyrektora zawiesił się na chwile - Elsa Arendell...
Nikt nie klaskał , nikt nawet nie drgnął. Nastała zupełna cisza.




I co? Jak było ?:D Spodziewaliście się Elsy? Rozdział nie był jeszcze tym "ciekawym". No wiecie to było takie trochę pokręcone wprowadzenie. Starałam się dodać trochę miłości , ale jeszcze nie pora ;) Mam nadzieję ,że się podobało.

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 22 ,,Podręczniki Kłamstw i zagadka w końcu rozwiązana!"

♥Abrakadabra♥
Do końca lekcji pozostały jeszcze trzy godziny. Dzisiaj jednak większości uczniów minęły one bardzo szybko i przyjemnie. Prawdopodobnie dlatego ,że zamiast dwóch godzin eliksirów odbyły się zajęcia z historii magii prowadzone przez profesora Lagendę. Nauczyciel ten cenił się wielkim szacunkiem wśród młodych czarodziei ,a  jego lekcje zawsze były wykładane ciekawie. Nawet Czkawka odmówił wagarów i postanowił zostać na tych zajęciach. Było to bardzo dziwne ,bo "nowy" Czkawka chodzi do szkoły tylko w te dni , w które miał na to ochotę.
Lekcja zaczęła się popołudniu ,równo o godzinie dwunastej. W chwili ,gdy zegar z kukułką skończył swoją melodię do sali wszedł wysoki , łysy na blask mężczyzna. Uczniowie uśmiechnięci od ucha do ucha wyjęli ze swoich skórzanych toreb podręczniki i zasiedli w drewnianych ławkach.
-Witam! - zaczął pogodnie profesor i wstał zza swojego okrągłego biurka - Nazywam się Lagenda i uczę historii magii , ale to już raczej wiecie. Nie bez powodu wyjęliście książki. Otóż dziś musiałem przyjść na zastępstwo , gdyż kochany profesor nie mógł uraczyć was dziś swoją obecnością. Dobrze zacznijmy ,więc lekcje! Dzisiejszym tematem będą... Co się stało Jack?
-Na której to stronie w podręczniku? - białowłosy opuścił rękę i wskazał na grubą księgę
-Na żadnej. Najlepiej schowajcie swoje książki , dziś nie będą wam do niczego potrzebne. Otóż tego tematu nie znajdziecie w żadnej z ksiąg. Tematem dzisiejszej lekcji będą wielcy czarodzieje władający piękną , ale jakże niebezpieczną czarną magią.
Uczniowie otworzyli oczy ze zdziwienia. Kilkoro nawet wydało z siebie ciche pisknięcie. W temacie czarnej magii w Hogwarcie młodzi czarodziejowie na drugim roku wiedzieli tylko jedno - jest ona niebezpieczna , a każda próba podjęcia rozmowy -już nie wspominając o nauce- zakazana i surowo karana.
-Ale , ale proszę pana! Przecież tak nie można... dyrektor zabrania! - wystraszyła się Roszpunka , a kilka osób z sąsiednich ławek pokiwało głowami.
-Ależ spokojnie , bez obaw. Dyrektor sam zlecił mi poprowadzenie takiego typu lekcji. - odpowiedział łagodnie Lagenda i usiadł na biurku. - Bez większego przedłużania zacznijmy. Czasu jest mało , a materiału do przekazania bardzo dużo. - lekko uspokojeni uczniowie schowali podręczniki i z zaciekawieniem wpatrywali się w nauczyciela. - Słyszeliście może o...
Wykład przerwał głośny huk otwieranych drzwi. Do sali na swoich wysokich obcasach weszła profesor Gabczańska trzymając za rękaw ospałą Meridę.
-Zrób z nią coś do jasnego kamienia filozoficznego! Zasypia mi na zajęciach ,a ja już nie mam zamiaru dłużej znosić jej głośnego chrapania! Może chociaż na twojej lekcji nie zaśnie i przynajmniej wyniesie coś pożytecznego! - krzyknęła i wyszła ponownie trzaskając drzwiami.
-O! Profesor Lagenda! - rudowłosa dziewczyna ożywiła się nagle i szeroko uśmiechnęła pokazując białe zęby.
-Witaj Merido. Widzę ,że już nie masz ochoty na spanie. Usiądź proszę przy ścianie koło Roszpunki. - ręką wskazał niebieskookiej wolne miejsce. Ta natomiast szybko pobiegła do przyjaciółki i zadowolona zajęła krzesło. - Dobrze zacznijmy w końcu. Otóż czy ktoś z was wie kim jest Fantryk Fear?
Czwórka przyjaciół wymieniła porozumiewawcze spojrzenia. Dobrze wiedzieli kim jest ten czarodziej , ale nikt nie miał odwagi podnieść ręki. Nawet Jack , chłopak który do tej pory wiedział wszystko o co kiedykolwiek zapytał nauczyciel , tym razem utkwił spojrzenie w ławce. Pozostali z paczki udawali ,tak jak cała reszta, poważnie zaskoczonych.
-Fantryk Fear to najgroźniejsza osoba władająca czarną magią jaką dotąd poznał nasz świat. -odrzekł tajemniczo profesor , a widząc lekkie zażenowanie wśród ślizgonów , dodał - Oczywiście mówimy teraz o czarodzieju wciąż żyjącym.
Niektórzy rozejrzeli się przerażeni po pomieszczeniu , jakby spodziewając się spotkać go w tej chwili. Nauczyciel dumnie poprawił swój pomarańczowy krawat w zielone kropy i ciągnął dalej:
-Fear podchodzi z czasów ,gdy Rovena , Helga , Godryk i Salazar zakładali Hogwart - miejsce w którym obecnie się uczymy. Stwórcy założyli tą szkołę po to ,aby szkolić nowych czarodziei do walki z Fantrykiem i jego ciemnością.
-Ale proszę pana! - jeden z krukonów podniósł rękę - Przecież oni stworzyli to miejsce , aby uczyć innych magii! W podręczniku nic nie ma o żadnych ciemnych mocach i obronie przed nimi!
-Kiedy tworzono te badziewne książki nikt nawet nie pomyślał ,że po pokonaniu Fear`a przez założycieli Hogwartu ciemne moce mogą tu jeszcze powrócić.  - odparł Lagenda zarozumiałym tonem
-Czemu on jest niby taki groźny? - zapytał jeden ze ślizgonów i założył ręce na klatkę piersiową - Co może nam takiego zrobić?
-Istnieje wiele teorii. Każdy wie jednak ,że Fantryk włada zaklęciami czarnej magii. Potrafi opętać umysł , wyczyścić pamięć , a nawet przemienić się w inną osobę bez użycia specjalnego eliksiru. Dodatkowo Fear nie działa sam. Zawsze ma jakichś pomocników , być może jest to nawet ktoś z was. Pamiętajcie ,że jeśli taki ktoś jak Fantryk Fear dorwie was w swojej prawdziwej , odrodzonej w ciemności osobie to już nie ma ratunku. Tacy jak on nie znają litości... Dziękuje za zajęcia! A i jeszcze coś. Merida , Roszpunka , Jack i Czkawka! Zostańcie na chwilę po lekcji.
Nagle wielki dzwon obwieścił wszystkim ,że koniec już zajęć i czas na przerwę. Młodzi czarodzieje wybiegali wesoło z innych klas robią okropny gwar na korytarzach , natomiast z lekcji pana Lagendy uczniowie wychodzili bardzo wolno i ostrożnie rozglądając się wciąż na boki. Gdy sala już opustoszała czwórka przyjaciół podeszła radośnie do profesora.
-Chciał pan z nami porozmawiać? - zapytała długowłosa pakując starannie książki do torby.
-Tak. Zdaje się ,że razem z panią Gabczańską rozszyfrowaliśmy tą zagadkę! Prawdopodobnie diadem Roweny znajduje się w nieużywanej od setek lat sekretnej wieży założycieli. - powiedział łagodnie profesor.
-Świetnie! W takim razie chodźmy po niego , szybko! - rzucił Czkawka i machnął ręką w kierunku drzwi. Widząc jednak zmartwioną twarz profesora ,zapytał- Wie pan gdzie ona jest , prawda?
- Wiem , ale nie w tym polega problem... - zaczął nauczyciel i wstał z biurka - Aby go zdobyć trzeba... wygrać turniej trójmagiczny...
Na sali zapanowała cisza.



Dobra rozdział z tylniej części ciał... a co ja będę się gryzła! Rozdział wzięty po prostu z dupy... Nie wiem taki trochę nudny i nic się nie dzieje , ale serio nie miałam pomysłu :/ Następny rozdział będzie bardziej emocjonujący. W końcu zacznie się turniej! :D Mam nadzieję ,że się nie zawiedliście i w ogóle jakoś dało się przeczytać xD Widzimy się za tydzień ;)

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 1. JTMW - czyli Jak To Miało Wyglądać ;)

Czeeeeść! Zapytacie pewnie skąd ten mega dobry humorek ;) Tak więc pampaprampam! Dziś 20 sierpnia co oznacza ,że się urodziłam :D No wiecie nie teraz tylko kilkanaście lat temu xD. Z tej okazji postanowiłam pokazać wam jak miał na początku wyglądać pierwszy rozdział bloga! ( to opowiadanie pisałam na długo przed założeniem , więc nie dziwcie się ,że jest trochę inaczej ;) ) Nie przedłużając zapraszam do czytania. Koniecznie napiszcie w komentarzu który pierwszy rozdział- taki jaki miał być czy taki jaki  jest - podoba wam się bardziej ;) Miłego dzionka ^.^

Rozdział 1

W pociągu panował gwar , który można byłoby porównać do gwaru na rynku w niedzielne popołudnie. Każdy uczeń szkoły Magii i Czarodziejstwa nie mógł doczekać się kolejnych chwil spędzonych wśród swoich czarodziejskich przyjaciół. Każdy z wyjątkiem...
- Czkawka , no daj spokój! Jestem pewna, że będzie super! - powiedziała rudowłosa dziewczyna do nie za wysokiego szatyna (jednak to ona była ciągle najniższa w towarzystwie) i przy tym oglądała wszystko bardzo uważnie. Jej nadzwyczaj bujne, skołtunione włosy  weszły już w prawie każdy kąt przedziału w wagonie.
- Czy ty nie umiesz usiedzieć w miejscu? - zapytała już lekko zdenerwowana Roszpunka. Roszpunka miała blond włosy i w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki były proste i poczesane. Jednakże samo czesanie zajmowało bardzo dużo czasu , bo miała strasznie długie włosy. Jednak dziewczyna była z tego całkiem zadowolona
-Chciałabym spokojnie poczytać książkę i dowiedzieć się kto zabił Edwarda! - zawołała do rudowłosej i ponownie wgłębiła się w lekturę.
-Zrobił to lokaj! - z zadowoleniem ogłosił Jack. Był to chłopak bardzo wyróżniający się od grupy rówieśników (każde z nich miało coś niezwykłego, ale on i tak najbardziej odstawał od kręgu) Jego włosy były białe jak śnieg i wyraźnie biło od niego chłodem. Chłopak potrafi manipulować lodem oraz śniegiem co jest niezwykłą zdolnością nawet dla uczniów Hogwartu. Niestety takie umiejętności nie są w porządku , ponieważ czarodzieje uważają to za czarną magię.
Jack! - krzyknęła zdenerwowana Roszpunka i nadepnęła mu swym różowym pantofelkiem na nogę na tyle mocno ,że przyjaciel ugryzł się w język by powstrzymać się od krzyku.
-Dobra , żartowałem! - szybko zawołał , a Roszpunka obróciła oczy z zażenowaniem. Nagle Merida spojrzała na Czkawkę i przymrużyła oczy.
-Co robisz? - zapytała i zaczęła podchodzić do chłopaka. Ten natychmiast zamknął plecak do którego do tej pory rozmawiał szeptem.
-Ja? Nic... nic takiego...
-To czemu rozmawiałeś ze swoim plecakiem? - dopytywała się rudowłosa
-Nie rozmawiałem...
-Przecież wyraźnie słyszałam! Pokaż co tam masz! - rozkazała Merida i złapała za plecak. Jednak Czkawka szybko przeciągnął go do siebie.
-Nie interesuj się!
-Skoro nie masz nic do ukrycia to daj mi go! - zawołała i wyciągnęła rękę
-Nie! Mam tam swoje prywatne rzeczy!
-Merida daj spokój. Nie wiesz ,że Czkawka jest uparty jak osioł? - powiedziała Roszpunka , która miała już dość tej głupiej sytuacji.
-A ja też chciałbym się przekonać kogo nazywałeś kochaniem! - zaśmiał się Jack , a Merida szybko odwróciła głowę w kierunku szatyna.
-Chyba nie wziąłeś... - nie zdążyła dokończyć , bo chłopak jej przerwał
- Przecież nie jestem głupi. W regulaminie wyraźnie pisało ,że nie można brać smoków.
-Uf... Już myślałam! Ale przecież i tak nie dałbyś rady wziąć Szczerbatka do plecaka!
-No właśnie!
-Ale to przecież nadal nie zmienia faktu , że coś lub kogoś w plecaku nazwałeś kochaniem. - nadal nie ustępowała Merida
- Skoro nie masz nic do ukrycia to pokaż co masz w plecaku , bo ci dwoje nie dadzą ci żyć! - zawołała już bardzo zdenerwowana Roszpunka i dodała cicho -  mi też...
Cała trójka podeszła , a wręcz rzuciła się na Czkawkę i zaczęła wyrywać mu plecak z rąk. Nagle Roszpunce udało się dorwać bagaż i już chciała go otworzyć, gdy nagle Czkawka zawołał:
-Roszpunko , proszę jeśli szanujesz moją prywatność nie rób tego!
Dziewczyna zawahała się. Była równie ciekawa jak pozostali co tam jest , ale szanowała prywatność innych i sama nie lubiła kiedy ktoś szperał jej w rzeczach. Kiedy podjęła już decyzje i miała oddać plecak Czkawce , Merida szybko przechwyciła torbę i nawet nie wahała się jej otworzyć. Po otworzeniu włożyła rękę do plecaka i zaczęła krzyczeć. Kiedy ją wyjęła ręką cała obklejona była zielonym śluzem.
-Ohyda! Fu! - krzyczała Merida i rzuciła plecak w stronę Czkawki
-O ja nie mogę wykluwa się! - krzyknął Czkawka od razu gdy spojrzał na dno bagażu
-Czkawka , czy ty... ty... wieziesz smoka? - wydusiła z siebie Roszpunka
-Ja... no nie mogłem się z nim rozstać! Znalazłem to jajko i według moich obliczeń miało wykluć się za parę dni. Musiałem przy tym być!
-To dlatego tak bardzo nie podobał ci się wyjazd? - zapytała Merida ocierając dłonie i kurtkę Jack`a
-Ale chyba wiesz ,że smoki wyrastają na duże istoty. Jak zamierzasz ukryć dorosłego smoka w internacie gdzie nie można mieć zwierząt?- spytał lekko zażenowany Jack
-Trzeba było zostawić go w domu! - zawołała dopiero teraz Roszpunka - Narobisz sobie i nam kłopotów!
-Będę go pilnował!
Nagle plecak Czkawki zaczął się trząść i po chwili wyskoczył z niego mały smok. Był tak mały i tak szybki ,że nagle zniknął z pola widzenia przyjaciół.
-Bardzo go upilnowałeś! - zaśmiał się Jack - Na pewno nikt się nie dowie ,że po pociągu biega sobie malutki smok.
-O nie , o nie , o nie! - zaczął lamentować Czkawka - Co ja zrobię? Co ja zrobię?
-Spokojnie smok jest w naszym przedziale. Dopóki nikt nie otworzy drzwi nie ma co się denerwować! - uspokoiła chłopaka Roszpunka - Mój kameleon na 100% go znajdzie!
Wszyscy popatrzyli się na Roszpunkę , która ciągle była nie świadoma tego co powiedziała.
-O co wam chodzi? - zapytała w końcu
-Masz przy sobie kameleona? Czy wam już do reszty odbiło? - powiedziała bardzo zdenerwowana Merida - Zabraliście zwierzęta i mi nie powiedzieliście? Też bym wzięła!
- No wiem ,wiem nie powinnam ,ale pomyślałam ,że może się przydać... Zaraz... Ale jak zamierzałaś wziąć swojego konia?
-Dobra poszukamy go w końcu czy nie?! - krzyknął Czkawka i po chwili wszyscy jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęli przeszukiwać każdy kąt przedziału. Nagle Roszpunka zauważyła , że coś rusza się we włosach Meridy.
-Merida... - zaczęła cicho - nie ruszaj się.
-Co ? Czemu?
-Coś rusza ci się we włosach...
-Co?! - krzyknęła rudowłosa i zaczęła krzyczeć. Zdejmijcie to! Zdejmijcie to!
-Już! - podbiegł Czkawka i zaczął uporczywie szukać smoka w skołtunionych włosach koleżanki.
-Szybciej! Konduktor sprawdza bilety! Zaraz tu przyjdzie - krzyknęła Roszpunka przykładając twarzyczkę do szklanego okienka w drzwiach
-Staram się , ale szybciej się nie da - odpowiedział Czkawka - To jak szukanie igły w stogu siana!
- Dobra wezmę wasze bilety i mu przekaże. - powiedziała Roszpunka. Sprawnym ruchem przyciągnęła włosami swoją torbę i zaczęła szperać , podczas gdy jej kameleon zaczął przeszukiwać inne bagaże. Po chwili trzymała w ręce wszystkie bilety. Wszystkie oprócz jednego.
-Jack? Gdzie twój bilet?
-To trzeba mieć bilet? - zapytał czerwony ze wstydu Jack
-Tak! - krzyknęła zdenerwowana Roszpunka - Nie mamy wszystkich biletów ,a po przedziale biega nam mały smok. Na pewno nas wyrzucą!
-Nie dramatyzuj! Po za tym smok jest w moich włosach , a nie w wagonie! - powiedziała już trochę uspokojona Merida. Po chwili małe stworzonko wyskoczyło jej z włosów i ukryło się gdzieś w przedziale. Wszyscy popatrzyli się zażenowanym wzrokiem na Meridę.
-No dobra , teraz możesz zacząć dramatyzować.
Nagle drzwi od przedziału otworzyły się i wszedł grubszy facet z siwym wąsikiem.
-Bilety. Proszę o bilety. - rzekł swym donośnym głosem
Roszpunka przełknęła głośno ślinę.
- P-p-proszę - trzęsącymi się rękoma podała mu 3 bilety. Konduktor spojrzał najpierw na bilety , potem na przyjaciół , później znów na bilety , a następnie na przyjaciół.
-Co mi się tu nie zgadza. Was jest czworo ,a są tylko trzy bilety.
-Chyba panu się coś pomyliło! Tu są... cztery bilety. Ma pan jakieś problemy ze wzrokiem? Był pan z tym u lekarza? - zaczął Jack. Położył swoją dłoń na ramieniu konduktora i powolnym krokiem szedł z nim do drzwi - Mój.. mój wujek też tak miał. Mówię panu męczył się z tym biedak ,aż w końcu... no wie pan - zrobił sobie palcem kreskę na szyi - kaput!
-Ojej!...Rzeczywiście ostatnio już coraz gorzej widzę , a to wszystko przez ten stres w pracy! A mama mówiła ,żeby nie pić tyle zielonej herbaty! - powiedział konduktor i miał już wyjść z przedziału , kiedy nagle przed oczami zobaczył...
-Smok! To jest smok!? - spojrzał jeszcze raz na bilety - Wcale nie mam problemów ze wzrokiem! Chcieliście mnie oszukać? Nie ujdzie to wam na sucho! Kiedy tylko Dumbledore się o tym dowie zostaniecie wywaleni! Zaraz jak... - nagle konduktor przerwał i upadł na ziemię.
-Roszpunka! Co ty zrobiłaś? - krzyknął Czkawka
-No przepraszam! To było pod presją...
-Ale nie musiałaś go od razu bić patelnią po głowie!
-Ej to nie moja wina! Trzeba było nie brać tego głupiego smoka!
-Sama jesteś głupia! Smoki to najlepsze zwierzęta pod słońcem!
-Wcale nie! Konie są lepsze! - wtrąciła się Merida
-Cisza! - uspokoił wszystkich Jack -Słyszycie to?
-Pociąg jakby zwalnia - zauważyła Merida i szybko podbiegła do okna - Jesteśmy na miejscu! Jesteśmy na miejscu!
-Nareszcie! Chodźcie , wysiadamy - powiedział Jack i wziął swoje bagaże
-A co z nim zrobimy? - zapytała Roszpunka i wskazała na leżącego konduktora
- Nic... Niech sobie poleży. Przyda mu się odpoczynek - powiedziała radośnie Merida wybiegła za Jack`em
-W porządku - odpowiedziała Roszpunka i skierowała się do wyjścia - Czkawka , idziesz?

-Tak już... już idę , tylko - wziął małego smoka i schował go do kieszeni - Teraz mogę już iść.

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 21 ,, Kto jest kim?"

♥Abrakadabra♥
-Jesteś pewna ,że to dobry pomysł? - zapytała białowłosa wąchając zieloną zawartość dużego kotła.
-No pewnie! - zawołała z radością Gabriela i zaklaskała w dłonie - Zaraz będzie gotowe.
Słońce dopiero teraz zaczęło powoli dobierać się do okien magicznej szkoły i oświetlać wszystkie sale. W łazience robiło się już dość jasno , więc Elsa przestała używać zaklęcia Lumos i schowała różdżkę do kieszeni swej workowatej szaty. Po chwili poprawiła swój zielony krawat w srebrne pasy i zacisnęła gumkę trzymającą jej idealnie zrobiony warkocz.
-No nie wiem... - odpowiedziała i ze stresu zaczęła bawić się swoimi dłońmi.
Szatynka na chwile odłożyła dużą drewnianą łyżkę i założyła ręce na klatkę piersiową.
-O co ci chodzi tym razem? - spytała z zażenowaniem
-Może...może zrobimy to w inny sposób? Przecież wiesz jacy są faceci , tego sobie nie wybaczą... - odpowiedziała cicho blondynka bojąc się reakcji swej wrednej partnerki.
-I właśnie o to chodzi! Nie pamiętasz? Zresztą o co ty się martwisz? Ja będę musiała grać nie ty. - dziewczyna obrzuciła współpracowniczkę obojętnym wzrokiem i ponownie zaczęła mieszać tajemniczą zawartość w metalowym kotle. Białowłosa wzruszyła bezradnie ramionami i zajęła się sprzątaniem buteleczek i woreczków w których wcześniej znajdowały się niezbędne składniki.
-Więc czas na ostatni składnik! - rzekła zadowolona Gabriela i wyjęła z kieszeni brązowy włos. Po krótkim wpatrzeniu się , wrzuciła go do zielonej breji i ponownie zamieszała.
Nagle z kubła wybuchła śmierdząca para ukazująca przez chwilę twarz znajomej osoby. Elsa zatykając nos podała szatynce mały , przezroczysty flakonik do którego znajome wlały eliksir.
-Fuj... To jest obrzydliwe - zauważyła białowłosa i szybko podbiegła do okien z zamiarem otworzenia ich. - Jesteś pewna ,że chcesz to wypić?
Niestety dziewczyna zdążyła już połknąć zawartość buteleczki w całości. Nagle wnętrzności skręciły się jej jakby zjadła żywe węże. Gabriela zgięła się w pół oczekując ataku mdłości , ale zamiast nich poczuła przebiegającą od żołądka po czubki palców i nóg falę piekącego bólu.
-Co jest? Co się dzieje? - zaskoczona blondynka przykucnęła obok miotającej się z cierpienia przyjaciółki i próbowała ją uspokoić. Z marnym zresztą skutkiem. Szatynka po dłuższej chwili wstała i nie mówiąc żadnego słowa , zamknęła się w jednej z toaletowych kabin.
-Ma-masz jakieś lu-lustro? - zapytała drżącym głosem. Elsa bez namysłu wyjęła ze swojej torby podręczne lustereczko i podała dziewczynie przez dolną szparę w drzwiach.
-Nie martw się Gab , wszystko będzie dobrze... Powinno zejść za godzinę... - powiedziała nieśmiało białowłosa. W duchu była jednak  bardzo zadowolona ,że plan się nie powiódł.
-Żartujesz sobie? - zapytała wesoło szatynka otwierając wejście do kabiny na oścież - Jest idealnie!

                                                                                      ***  
W Wielkiej sali panował ogromny gwar , co raczej nie jest niczym nowym. Przecież każdego dnia zbiera się tam multum osób.  Białowłosy chłopak rzucił zakurzone książki na stół Ravenclawu i siadając zaczął je z zadowoleniem przeglądać. Blondynka siedząca naprzeciwko niego odrzekła zdziwiona:
-Jack? Chyba pomyliłeś stoły - tu wsadziła do buzi kawałek herbatnika - Przecież jesteś w Slytherinie...
-Coś ty? -chłopak przerwał lekturę i z zażenowaniem wyjaśnił -Ech... Tam jest za głośno... Jeszcze by mi ktoś zabrudził książki jedzeniem czy czymś podobnym! Tu przynajmniej nie jestem jedyny - wskazał na resztę krukonów. Co drugi z nich trzymał w ręku grubą księgę.
-Jak chcesz... - odpowiedziała Roszpunka i zajęła się swoją piętrową kanapką. Po pierwszym - dość dużym - gryzie ,jak oparzona zaczęła machać i wołać - Merida! Czkawka! Tutaj jesteśmy!
Z każdym słowem z jej ust wypadało coraz więcej zawartości.
-Roszpunka no! Nie mów z pełnymi ustami! - burknął Jack i z obrzydzeniem schował książki do plecaka.
-Cześć. - powiedział niemrawo szatyn siadając na krzesło stojące tuż obok długowłosej. Nie wyglądał na zadowolonego , wręcz przeciwnie. Na jego twarzy tkwił nieschodzący grymas.
-Wszystko... gra? - zapytała zaciekawiona blondynka. Merida w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami.
Po krótkim czasie do stołu krukonów podeszła jeszcze jedna osoba. Przechodząc zaczepiła Czkawkę i dała mu znak by poszedł za nią. Ten zgodził się bez wahania i po chwili oboje znaleźli się na korytarzu.
-Czego chcesz? Przecież mówiłaś ,że już ze mną nie rozmawiasz. - wypalił chłopak i założył ręce na klatkę piersiową
-Słuchaj Czkawka... Ja... chciałam oficjalnie ogłosić ,że ci wybaczam. Znaczy... Słyszałam ,że masz jakieś dziwne problemy z dojrzewaniem i przez to czasami możesz być agresywny... W takim razie postanowiłam ,że ci wybaczę. Zresztą nie fajnie jest tak żyć cały w niezgodzie ,prawda? - powiedziała wesoło Cleo i uśmiechnęła się do puchona.
-Aha... - mruknął w odpowiedzi
Dziewczyna spuściła oczy i zacisnęła pięści. Kilka zbędnych myśli przeleciało jej przez głowę. W końcu jednak postanowiła spróbować.
-Hej , a może wybralibyśmy się na jakieś spotkanie? Dawno ze sobą nie gadaliśmy i pewnie mamy dużo różnych tematów do rozmów. Co o tym sądzisz?
Chłopak zamyślił się przez chwilę , po czym uśmiechnięty od ucha do ucha rzekł:
-Chętnie! To widzimy się po lekcjach!
-Super! W takim razie do zobaczenia - zawołała brunetka i rozpromieniona wróciła do swojej grupki przyjaciółek w napięciu czekających na zdanie sprawozdania z krótkiego dialogu.
-Tak... wspaniale - powiedział pod nosem tajemniczym tonem Czkawka i ruszył w stronę swojej paczki - Wprost wyśmienicie... - śmiejąc się złowieszczo znów przybrał dawny grymas.



Od czego by tu zacząć? Więc z góry wielkie przeprosiny za tę wydłużoną nieobecność , ale gdy wróciłam w sierpniu przyjechała do mnie na tydzień rodzina i nie miałam dostępu do komputera , a gdy pojechali  rodzice zabrali mnie na moje urodziny (mam 20 sierpnia , ale wyszło ,że jakoś wcześniej) do Disneylandu i też nie miałam komputera , a potem tydzień spędziłam u taty i tak jakoś wyszło... W każdym bądź lub nie bądź razie powracam i już posty będą pojawiać się regularnie w piątki (ewentualnie w soboty) Do zobaczenia i dziękuje za przeczytanie ;) Mam nadzieję ,że się podobało