♥Abrakadabra♥
-Już wszystko gra. - zawołał jakiś znajomy głos. - Możesz
otworzyć oczy.
Rudowłosa powoli otworzyła powiekę poszukując źródła tego
opiekuńczego głosu. Ku jej zdziwieniu jedyne co zobaczyła to błękitne niebo i
puszyste chmury. Dziewczyna spojrzała w dół lecz tam widać było tylko szarą
mgłę.
-To-to już? Smok mnie zjadł i umarłam? - zapytała
rozglądając się z zaciekawieniem. Wiatr muskał jej porcelanową , pokrytą
piegami twarzyczkę. Merida czuła się niczym ptak szybujący w powietrzu.
Rozprostowała ręce i śmiejąc się pruła niczym ptak w powietrzu.
-Nie głuptasie - zaśmiał się głos - Spójrz w górę!
Rudowłosa powoli przeniosła wzrok w górę , a widok zaparł
jej dech w piersiach. Wielkie ,czarne jak smoła stworzenie trzymało ją w łapach
za kaptur. Przerażona zaczęła się głośno krzyczeć i wiercić się niczym mały
robaczek.
-Spokojnie , podaj mi rękę - głos ponownie do niej przemówił
wystawiając swą dłoń. Merida posłusznie chwyciła kończynę i weszła na grzbiet
dwumetrowego smoka.
-Czkawka? - zapytała zaskoczona całą sytuacją - Jak ty... ty
potrafisz TYM CZYMŚ sterować?
Bestia prychnęła i przyspieszyła swój lot przez co
dziewczyna o mało nie spadła w przepaść. Na szczęście przyjaciele cały czas
trzymali się za ręce.
-Szczerbatek uspokój się! - burknął chłopak , a smok
przewrócił oczami i powrócił do wcześniejszej prędkości.- Wybacz za mojego
kumpla.
-No... no spoko - odpowiedziała lekko zdziwiona wciąż
wpatrując się w skupionego zwierzaka.- Ale wciąż jednego nie rozumiem.... Jak
udało ci się to... yy znaczy jego, oswoić?
-No cóż. Na początku... - zaczął chłopak o czekoladowych
włosach , lecz głośny ryk publiczności dobiegający gdzieś z dołu przerwał mu -
Może opowiem ci kiedy indziej. Zdaję się ,że tam na dole nie dzieje się za
dobrze...
***
Białowłosa w ostatniej chwili odskoczyła przed śmiertelnym
kwasem Sidlarza. Oglądający czarodzieje coraz to wydawali z siebie okrzyki
podziwu i przerażenia.
-Roszpunka! Użyj zaklęcia! - krzyknął Jack skacząc między
wypalonymi dziurami.
-Jakiego zaklęcia!?- zawołała przerażona starając się unikać
ostrych niczym brzytwy zębów smoka.
-Jakiegokolwiek! - odpowiedziała Elsa wskakując między skały
- I to najlepiej szybko!
-Dobra , dobra! - długowłosa wyjęła z kieszeni ciemnej szaty
drewnianą różdżkę- Yy... Lumos! - na końcu magicznego patyka pojawiło się jasne
światełko - Nie! To nie to! Yy... Veritaserum! Zaraz... to przecież nawet nie
zaklęcie! Co mam zrobić? - zapytała przerażona, lecz żaden z uczestników nie
potrafił udzielić odpowiedzi.
-Czas to przerwać. - powiedział donośnie dyrektor i
wyciągnął swój zaczarowany kijek- Jakie jest zaklęcie na tresowanie?
-Jest taki mały problem dyrektorze... - zaczął powoli Maginer
- Bo widzi pan...Bibliotekarka zorientowała się ,że z zakazanego działu
zniknęła książka o tresowaniu smoków...
-Co proszę!? Dopiero teraz mi o tym mówicie!? Czy was już
naprawdę... - siwobrody ugryzł się w ostatniej chwili w język - No
zresztą. Są też "inne" sposoby
na pozbycie się tych zwierząt. Przekaż profesor Gabczańskiej ,że sprezentuję
jej nowe buty ze smoczej skóry.
-Ale dyrektorze , co z turniejem? Jeśli te dzieciaki go nie
wygrają to wszystko runie! Mrok nie może przecież opanować świata. Nie po tym
co przeszliśmy!
-Dobrze wiesz Maginerze ,że innego wyjścia nie ma. Nie mogę
pozwolić , aby jakaś zielona bestia w tak okrutny sposób pozbyła się tej
czwór... to znaczy trójki... Sam zresztą widzisz jak daleko to zaszło. Czas
przerwać przedstawienie! -zawołał mężczyzna i wziął wielki zamach - Avada...!
-Stać! - na arenę wleciał czarny smok z dwójką uczniów na
grzbiecie. - Nie możecie tego zrobić!
Wśród publiczności nastąpiło wielkie poruszenie. Czkawka i
rudowłosa zeskoczyli z pleców Szczerbatka i podbiegli do pozostałej , stojącej
w osłupieniu , trójki. Dwie bestie stanęły wrogo naprzeciwko siebie. Zdawało
się ,że zaraz skoczą sobie do gardeł. Jednak po krótkiej chwili zwierzęta
zaczęły ganiać się nawzajem i bawić w błocie niczym dwa małe szczeniaczki.
Wśród oglądających czarodziei coraz to słychać było ,,Ooo! Jakie to
słodkie" lub ,,Jakie urocze stworzonka!".
-Merida , ty żyjesz! - krzyknęła szczęśliwa długowłosa i
rzuciła się ku przyjaciółce - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam!
-Czkawka mnie uratował! - dziewczyna uśmiechnęła się do
oblanego rumieńcem szatyna.
-Patrzcie! Tam jest wskazówka! - białowłosy przerwał
powstałą niezręczną ciszę wskazując na srebrne jajko przykute do ziemi. Cała
piątka szybko podbiegła we wskazane miejsce i razem podniosła świecące
pudełeczko. Publiczność poderwała się ze swoich miejsc i zaczęła głośno
klaskać. Przyjaciele byli bardzo szczęśliwi , a duma rozpierała ich serca.
***
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego jak to mogło się skończyć!?
- powiedział donośnie Maginer starając się opanować złość - Mogłeś doprowadzić
do tragedii! Skąd niby miałeś pewność ,że smoki się polubią!? A co jeśli zaczęłyby
ze sobą walczyć!?
-Ale nie walczyły. - odpowiedział spokojnie chłopak.
Dwugodzinne przesłuchanie w gabinecie jednego z nauczycieli wcale mu się nie
podobało.
-A gdyby jednak?!
-Ale nie walczyły. - odpowiedział nieco głośniej - Zresztą
czy ta cała rozmowa jest potrzebna? Przecież nic wielkiego się nie stało.
-Smarkacze nigdy nie zrozumieją... - westchnął profesor do
siebie. Po chwili zwrócił się do Czkawki - Nie mam już siły , a do ciebie i tak
już nic nie dotrze. Odbieram Hufflepuff`owi 50 punktów.
-Więc mogę już iść?
-Jeszcze jedno. - powiedział Maginer i spojrzał na skórzaną
torbę chłopaka - Książka.
-Ale... - zaczął nieśmiało szatyn , lecz wzrok profesora
świdrował jego duszę na wylot. W końcu wyjął z worka książkę w czarnej oprawie
i podał nieugięcie czekającemu nauczycielowi.
-Teraz już możesz wyjść. I nie pokazuj mi się więcej , aż do
poniedziałku. Zrozumiałeś?!
Czkawka pokiwał głową i szybko wyszedł z gabinetu. Był już
wieczór i wszyscy uczniowie zapychali się właśnie wykwintnymi daniami podanymi
w Wielkiej Sali. No... prawie wszyscy. Kiedy chłopak o czekoladowych włosach
skręcił w stronę swojego dormitorium , na drodze stanęła mu wesoła Merida.
-Cześć! - zawołała uśmiechnięta - Właśnie cię szukałam.
-Serio? Cały czas siedziałem tam - odpowiedział chłopak i wskazał
kciukiem drzwi pokoju Maginera.
-Ja... Ja chciałam ci bardzo podziękować za to co dziś
zrobiłeś i za to ,że nie pozwoliłeś, aby jakiś smok zjadł mnie na obiad. - oświadczyła
dziewczyna
-Nic wielkiego. Chyba każdy by tak postąpił...-odpowiedział
lekko speszony szatyn.
-No niby tak , ale fajnie ,że byłeś to akurat ty. - zaśmiała
się rudowłosa i podeszła do niego nieco bliżej. Oboje patrzyli sobie teraz
głęboko w oczy. Czas jakby zatrzymał się, a oni utknęli w tej magicznej chwili.
W pewnym momencie Merida przerwała tę dość niezręczną ciszę. - Wiesz... Ja już
muszę iść. Bruce zaprosił mnie na wspólną kolację , aby uczcić nasze
zwycięstwa. To widzimy się jutro!
Rudowłosa zaczęła powoli odchodzić. Czkawka stał jak wryty.
Na słowo "Bruce" automatycznie włączył mu się odruch wymiotny. Nie do
końca wiedział czemu , ale coś kazało mu zatrzymać dziewczynę. Nie chciał ,aby
się z nim [Bruce`m] zobaczyła. To on chciał być przy niej blisko...
-Merida! - w końcu krzyknął na poczekaniu i podbiegł do
zdziwionej Gryfonki.
-Tak? - zapytała stając i odwracając się w jego kierunku.
-Ja... - chłopakowi trudno było cokolwiek powiedzieć. Piękno
rudowłosej w płonących pochodniach onieśmieliło go zupełnie. Stał tam niczym
zaczarowany. Po kilku sekundach wziął się końcu w garść.
-Co się sta... - rudowłosa nie zdążyła dokończyć zdania.
Chłopak pochylił się nad nią , a ich usta złączyły się w gorącym pocałunku.
Świat zawirował , a oni oderwali się od rzeczywistości. Nic nie mogło zepsuć
tej niesamowitej chwili...
Powróciłam :D Przepraszam za ten ostatni moment. W mojej wyobraźni wyglądał trochę lepiej xD Chciałam zrobić przyjemność dla wszystkich fanów tego parringu i w ogóle ,a tu taki klops... No cóż mam nadzieję ,że się podobało :)