piątek, 29 maja 2015

Rozdział 16 ,, Apel Półroczowy"

♥Abrakadabra♥
Życie w Hogwarcie zaczęło się powoli układać. Przyjaciele za prośbą nauczyciela , zapomnieli o dawnych zdarzeniach i skupili się bardziej na nauce. Oczywiście pamiętali ciągle o swojej misji , jednak ostatnio przestali się tak często widywać i w końcu okazało się ,że kontakt przerwał się nieodwołalnie . Czwórka - kiedyś wyruszająca wszędzie razem - teraz przestała nawet mówić sobie "hej". Roszpunka  stwierdziła ,że to nawet lepiej , ponieważ zbliżał się koniec pierwszego semestru , a jej oceny przemawiały same za siebie. Poza tym nie mogła znieść tego ,że Jack -chłopak ze Slytherinu , niegdyś największy urwis - jest najlepszym uczniem jakiego kiedykolwiek miała ta szkoła. Dziewczyna była ogromnie zazdrosna , ponieważ to ona od początku roku szkolnego starała się o ten tytuł. Zawsze jednak powtarzała sobie ,że jest to tylko "okres tymczasowy" i niedługo wszystko wróci do normy. Co do reszty paczki... Merida i Czkawka naprawdę wzięli sobie słowa profesora i w końcu zaczęli się uczyć i powoli nadrabiać wszystkie tematy. W końcu pewnego dnia coś ,delikatnie mówiąc , zakłóciło panującą dotychczas harmonię wśród błogich uczniów. Właściwie wszystko zaczęło się niewinnym apelem z okazji zakończenia półrocza.
-Uczniowie! Uczniowie! Cisza! Uczniowie! Proszę o ciszę! - zaczęła powoli ciocia Joanna uspokajając tłum rozwrzeszczanych uczniów . Tak naprawdę nazywała się Joanna Nineczak , ale młodzież wołała na nią "ciocia Joanna". Głównie dlatego ,że była to mega nadopiekuńcza i najsłodsza kobieta na całej planecie. Miała ona krótkie , blond loki i piękne zielone oczy. Często ubierała się w fioletowe lub różowe sweterki. Niestety z powodu jej większej masy ciała nie dały rady się one zapiąć. Mimo wszystko każdy ją bardzo lubił , więc została ochrzczona przydomkiem "ciocia".
-Ja to załatwię panno Nineczak. - przerwała panna Gabczańska i wyrwała z ręki pulchnej kobieciny mikrofon. Następnie delikatnie przyłożyła go do ust i wypowiedziała , a raczej wysyczała kilka jakichś niezrozumiałych słów. Mimo wszystko uczniowie szybko ustawili się na swoje miejsca , bo wiedzieli ,że z tą czarownicą nie ma żartów.
-Dobrze. Widzę ,że można już zacząć apel z okazji uroczystego zakończenia półrocza. - na podwyższenie wszedł lekko przygarbiony dyrektor , który zdążył już niedawno wrócić z "załatwiania swoich spraw". Uczniowie zaczęli głośno klaskać , a starszy czarodziej ciągnął dalej:
-Wystarczy. Zachowajcie lepiej siły , bo jeszcze trochę sobie postoicie. Zacznijmy  by już nie przedłużać. Więc pierwszą nagrodę dostanie osoba wyróżniona w kategorii ,,Najlepszy uczeń tego półrocza". Tytuł ten otrzymuje - tu zabrzmiały odgłosy bębnów , trzymające publikę w napięciu. Jack wystawił już jednak jedną nogę do wyjścia i uśmiechnął się unosząc dumnie głowę do góry - Roszpunka z Wieży!
Zaskoczona blondynka wyszła szybkim krokiem w stronę stojącego na środku sali dyrektora. Ten wręczył jej jakąś tajemniczą paczuszkę i rozległy się wielkie brawa. Białowłosy również klaskał , ale robił to dość niechętnie. Podobało mu się to ,że był najlepszy. Poza tym , dzięki swojej inteligencji coraz bardziej zaczynał imponować dziewczynie , w której od dawna był zakochany. Znaczy... Właściwie to praktycznie nigdy nie rozmawiali , ale często patrzyli sobie długo w oczy , zwłaszcza gdy siedzieli przy stole na obiedzie. Jack co prawda czasem zapodał w jej towarzystwie jakąś ciekawostkę lub żart ,ale dziewczyna nigdy nie odpowiedziała. Czasami tylko się uśmiechnęła delikatnie i spuszczała oczy w dół. Jack był trochę zawiedziony ,że nie zdobył nagrody. Może gdyby ją dostał ,dziewczyna w końcu by się przemogła i z nim porozmawiała lub przynajmniej złożyła  gratulacje? Może to właśnie tak zacząłby się ich związek. Niestety z jego przemyśleń wyrwał go krzyk jednej z uczennic , która właśnie wbiegła drzwiami na Wielką Salę.
-Pomocy! Pomocy! - krzyczała głośno i biegła w stronę zdziwionych profesorów. Gdy przebiegała tuż obok Jack`a , jego kumpel-urwis podstawił jej nogę, a ta przewróciła się z płaczem na ziemię.  Niestety pod pewnym kątem wyglądało to tak , jakby to właśnie białowłosy specjalnie przewrócił uczennicę. Nie było by w sumie w tym nic złego , bo nauczyciele dobrze widzieli całą akcje. Jednak jedna dziewczyna - o której już wcześniej było wspomniane - źle to odebrała i w ramach kary obrzuciła chłopaka krzywym spojrzeniem.
-Dzięki stary... Siedem tygodni pracowałem na ten efekt , a ty w jedne chwili to zniszczyłeś. - szepnął zażenowany Jack.
-Polecam się na przyszłość - odpowiedział chłopak i uśmiechnął się głupio.
Profesorowie w tym czasie zdążyli już zapanować nad całą sytuacją. Pomogli wstać nieznajomej uczennicy i wycierając chusteczkami jej łzy , zaczęli ją wypytywać niczym na prawdziwym przesłuchaniu.
-Co się stało dziecko? Czemu tak płaczesz? Spokojnie , no już mów co się dzieje. - zaczęła milutkim tonem ciocia Joanna , przytulając zrozpaczoną nastolatkę. Ta jednak , wciąż roztrzęsiona , odpowiedziała:
- Henryk... Łazienka... Ciemno...
Nauczyciele stanęli jak wryci jakby usłyszeli tajny kod. Popatrzyli na siebie zdziwieni i po chwili pędem pobiegli zostawiając za sobą uchylone drzwi. Młodzi czarodzieje , wraz z ciocią Joanną zostali w miejscu. Nikt nie chciał ruszać się z sali. Z pustej... ciemnej... ogromnej... sali...


Dobra ta końcówka trochę wymuszona , ale jakoś straciłam wenę :c. No dobra więc znów przeprosinki ,że tak długo nie było rozdziału , ale nie byłam na kompie od kilku dni , bo w poniedziałek wieczór dostałam gorączki i przez tydzień leżałam w łóżku... Nie polecam chorować. Tak wgl to... jak sądzicie : moje rozdziały są coraz lepsze czy coraz gorsze? Coś zmienić , coś dodać , coś usunąć? Koniecznie piszcie ;)

niedziela, 24 maja 2015

Nowe plany i plamy... znowu...

♥Abrakadabra♥
Wiem , wiem znów nie ma rozdziału... Przyzwyczajcie się w końcu ,że ze mną tak bywa :D Ale tym razem mam poważny powód. Otóż byłam na wycieczce za granicą i dopiero wczoraj w nocy wróciłam. Musiałam odespać i jakoś szczerze nie chce mi się pisać... Poza tym postanowiłam ,że posunę się kroczek dalej i postanowiłam zacząć pisać powieść. Także być może może może może może na 0,01%  kieeedyś w przyszłości będziecie mieli zaszczyt (jak to brzmi xD) czytać moje wypociny na prawdziwych kartkach , a nie komputerowych :D. Rozdział będzie jutro ;)

środa, 20 maja 2015

Rozdział 15 ,, Niby tak , a jednak nie"

♥Abrakadabra♥
-Do mojego gabinetu! Marsz! - burknął nie za mile profesor i otworzył drzwi. Uczniowie ciągle leżeli zdezorientowani na podłodze. Pierwsza ocknęła się Merida i z wstając dumnie rzekła:
-Nie. Nie pozwolimy się dalej wykorzystywać!
-Dzieci  , co wy pleciecie? Jak to wykorzystywać? - zdziwił się Lagenda podnosząc jedną brew do góry.
-Jasne! Patrzcie jaki! Teraz się usprawiedliwia , a przed chwilą gadał o tym jak najęty ze swoim przyjacielem. Nie damy się już oszukiwać "profesorku". -poparł rudowłosą Jack. Szatyn parsknął śmiechem ,gdy białowłosy nazwał żartobliwie Lagendę. Ten jednak [profesor] , czerwony ze wstydu i ze złości , zaciągnął paczkę przyjaciół za kołnierzyki szat do swojego gabinetu. Oburzeni zaczęli protestować , jednak pod groźbą profesora , usiedli na miejsca. Czarodziej zaś poprawił ubranie  i również zasiadł na krzesło. Po chwili zaczął mówić , a jego ton brzmiał nadzwyczaj spokojnie i opiekuńczo:
-Kochani. Nie wiem czy wiecie , ale ja jestem dość... wybuchowy. Denerwuję się zwłaszcza wtedy , gdy ktoś naruszy moje zasady. Po pierwsze nienawidzę ,gdy ktoś mnie podsłuchuję. Lubię , jak zresztą każdy z was , mieć trochę prywatności i chyba osoby w waszym wieku powinny to zrozumieć. Po drugie...
W tej chwili przerwała mu Roszpunka:
-A my nie lubimy , gdy ktoś nas oszukuje i się nami wysługuje!
-Daj mi dokończyć. - skarcił ją nauczyciel , a ta posłusznie spuściła głowę. - A po drugie nie lubię , a wprost okropnie nienawidzę , gdy ktoś fałszywie mnie o coś osądza.
-Tylko ,że my wszystko słyszeliśmy! - krzyknęła Merida. O dziwo nie była zmęczona. Teraz krew krążyła jej po całym ciele z prędkością światła , a serce biło jak szalone.
-Ufaliśmy panu , a pan... posłużył się nami dla własnych celów! - odrzekł białowłosy , a widząc zdziwioną minę Lagendy oraz brak jakiekolwiek reakcji dodał z nutką ironii w głosie- Skąd ta cisza? Co , prawda zabolała?
Jednak za nim profesor zdążył coś odpowiedzieć ,  do dyskusji wtrącił się Czkawka:
-Och nie tłumacz się już staruchu , bo nikt ci nie uwierzy! Wszyscy słyszeli ,że trzymasz stronę Mroka! Jak ty mogłeś nam to zrobić?!
-Czkawka! - skarciła chłopaka blondynka - Do nauczycieli nie mówi się na "ty". Oni zasługują na szacunek!
-Będę szanował każdego profesora , byleby zasłużył na ten szacunek!- odpowiedział szatyn i  założył ręce na klatkę piersiową - Zresztą ty też nie jesteś święta.
-Cisza! - krzyknął zdenerwowany Lagenda i aż wstał od swojego biurka. Po chwili jednak zaczął mówić trochę spokojniej. - Ech... tak przyznaję ,że rzeczywiście pomagam Mrokowi ,ale obiecuję wam ,że robię to w słusznej sprawie.
-Taaa jasne! Wiesz "profesorku" my nie jesteśmy żadnymi idiotami ,szczeniakami czy jak tam nas nazwałeś ! Umiemy odróżnić dobro od zła , a pomaganie naszemu największemu wrogowi nie ma żadnych pozytywnych stron! - przerwała ponownie rudowłosa
-Jakimi szczeniakami? Przecież ja bym nigdy was tak nie nazwał. - odrzekł spokojnie.
-Niech się pan już nie zgrywa. Wszystko słyszeliśmy. Przytoczyć może fragment? ,,Zagoniłem już te szczeniaki do pracy i zrobią wszystko za nas". Z tego już się nie wykręcisz! - powiedział białowłosy broniąc zaciekle swojej racji. Chłopak myślał ,że profesor się przyzna , ale on po prostu... zaczął się śmiać. Nie śmiał się jakoś złowieszczo. Na słowa chłopca zareagował tak , jak gdyby Jack opowiedział mu jakiś dowcip.
-Co pana tak bawi? - zapytała z pełną powagą w głosie Merida
-Wy - tu przerwa na śmiech - wy naprawdę myślicie ,że mówiłem wtedy o was? - odpowiedział rozbawiony profesor , a uczniowie lekko pobladli.
-To... Pan nie mówił o nas? - zapytała Roszpunka , a widząc potrząsającego głową nauczyciela dodała - Ale... przecież wszystko na to wskazuje! To nie może być zbieg okoliczności!
-Jak widać może. - uciął krótko Lagenda
-W takim razie niech pan wytłumaczy to wszystko! Może wtedy panu uwierzymy. - odrzekł Czkawka i nawet nie zauważył kiedy jego podejście i ton głosu zmieniły się.
-Obiecałem ,że nikomu nie będę mówił , ale skoro tak nalegacie... Otóż wieczorami zawsze chodzę do pewnego klubu o nazwie Dziurawy Kocioł. W kotle ,gdy pijemy sobie z innymi czarodziejami , często zakładamy się o różne rzeczy. Tym razem Francessa założyła się z Berrtym o to ,że nie da on rady przekopać w tydzień całego pola. On oczywiście przyjął ten zakład , bo nie chciał wymiotować , gdy... a zresztą wy pewnie wiecie jakie są zasady zakładów . Ja z moim przyjacielem postanowiliśmy mu pomóc , tym bardziej ,że wygrana to 2000 galeonów! Berrty obiecał ,że jeśli mu pomożemy dostaniemy po połowie , bo jemu bardziej zależy na tym aby upokorzyć Francesse. Mój przyjaciel wymyślił ,aby zagonić do pracy małe szczeniaki. Mówił ,że u mugoli te pieski często wykupują różne dziury w ogrodach , więc stwierdziliśmy ,że się nadadzą. Teraz już mi wierzycie?
-Aaa czemu mówiliście ,że stoicie po stronie Mroka? - wtrącił nadal nieprzekonany  Czkawka
-Ach no tak! Prawie zapomniałem. Ci co chodzą do Dziurawego Kotła we wtorki ,dostają takie karty z przezwiskami. W końcu jest to takie miejsce dla anonimowych czarodziei. Berrty to właśnie Mrok.
-Skoro tak to jakie jest pana przezwisko? - zapytała zaciekawiona Merida i przymrużyła oczy.
-Kabaczek... - mówiąc to Lagenda wyjął z kieszeni swojej szaty małą kartę , przypominającą dowód osobisty lub coś takiego. Przyjaciele jednocześnie parsknęli śmiechem , gdy zobaczyli zdjęcie profesora na karcie tuż obok nazwy "kabaczek". Nauczyciel schował szybko dokument i zapytał - Teraz już wierzycie?
-Tak... Przepraszamy za... - zaczęła powoli Roszpunka
-Małe zamieszanie... - dodał szybko Jack.
-Dobrze , nie gniewam się na was. Aaa.. Wracając do celu tego spotkania... Powiedzcie mi , co tam macie? - zapytał Lagenda wskazując na księgę trzymaną przez białowłosego. Ten szybko położył ją na biurko i otworzył na stronie z tajemniczą treścią.
-Myślę... - tu chłopak spojrzał na resztę swojej paczki - Znaczy... wszyscy myślimy ,że to może być jakaś wskazówka lub coś w tym stylu. Szkoda ,że jest trochę... zaszyfrowana.
-Hmmm... Próbowaliście zwrócić się z tym do pani profesor Gabczańskiej? Wydaję mi się ,że ona pomoże wam to rozwiązać. Ja niestety nie znam takiego języka. - powiedział nauczyciel uważnie przyglądając się książce. - A tak w ogóle to skąd ją wziąłeś , Jack?
-Ym... Pożyczyłem od... koleżanki... - odpowiedział zakłopotany , a na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
-Dobrze. Powiedz jej żeby przyszła po nią do mnie , bo muszę z nią chwilę porozmawiać. Na razie ją przetrzymam. - rzekł Lagenda i odłożył księgę na regał , obok innych znacznie grubszych książek. - Myślę ,że przyda wam się mały odpoczynek od tych wszystkich tajemnic. Poza tym musicie jeszcze nadrobić kilka zaległości w nauce. SUM`y zbliżają się wielkimi krokami!
-Dobrze... Dziękujemy panie profesorze. - odrzekł potulnie Czkawka i razem z pozostałą trójką udał się w kierunku wyjścia. Profesor , gdy tylko uczniowie zamknęli drzwi , odetchnął z ulgą. Wypił łyka gorącej herbaty owocowej i wyjął z biblioteczki księgę Jack`a. Wpatrywał się w nią chwilę , a następnie wyrwał stronę z tajemniczymi napisami i schował do swojej kieszeni głęboko , bardzo głęboko, tak bardzo aby nikt nigdy jej nie przeczytał...


Ta dam! Przyznać się czy ktoś się zdziwił? Spodziewaliście się ,że Lagenda jest niewinny? ;)

PS. Kolejny rozdział pojawi się w sobotę lub w niedzielę-  taka informacja ,abyście wiedzieli spodziewać się kolejnego rozdziału.

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 14 ,,Patrzył i patrzył , i patrzył..."

♥Abrakadabra♥
Następny dzień zapowiadał się  niesamowicie ciekawie. Przyjaciele mieli w zamiarze zaczęcie poszukiwań pierwszego atrybutu. Roszpunka stwierdziła ,że najlepiej będzie spotkać się przed śniadaniem w Wielkiej Sali - co też wszyscy uczynili.
-Jesteś pewna ,że możemy tu przebywać ,gdy nikogo nie ma? - zapytał Jack z nutką obawy w głosie
-Ym... jasne! - odpowiedziała lekko zmieszana dziewczyna.
Czwórka usiadła przy stole Ravenclawu. Niektórzy czuli się tu trochę nieswojo. W końcu każdy uczeń zobowiązany jest siedzieć przy należącym do niego miejscu. Jednak wmawiali sobie ,że to tylko na potrzeby poszukiwań i to  właśnie ich jakoś podtrzymywało na duchu. Wracając do historii. Gdy każdy wygodnie usadowił się na granatowych krzesłach , Jack wyjął ze swojej torby na ramię , grubą księgę.
-Co to? - zapytał Czkawka i wyraźnie zainteresowany zaczął kartkować strony książki. Raz po raz naderwał jakąś kartkę , gdyż przeglądał księgę szybko i nieostrożnie.
-Nie dotykaj! To nie moje... - krzyknął białowłosy i wyrwał przedmiot z rąk zdziwionego przyjaciela.
-Skoro to nie twoje to... czyje? - zdziwiła się Merida i popatrzyła na chłopaka przeszywającym wzrokiem. Ten zaś oblał się rumieńcem i wymamrotał tylko pod nosem coś w podobie słowa : "nieważne".
-Dobra nie kłóćmy się teraz o jakąś głupią książkę! Po co ją przyniosłeś , Jack? Czy jest w niej coś co pomoże nam odkryć położenie atrybutów? - odrzekła Roszpunka przerywając rozmowę i ratując chłopaka od nadmiernych pytań.
-Tak! Zaraz...Nie... Nie do końca...
-Skoro nie, to po co ją wziąłeś? Czy to ma jakiś sens?
-Cii! Posłuchajcie mnie w końcu! No więc. W nocy jeszcze trochę czytałem na ten temat i myślę ,że coś odkryłem. Co prawda w księdze nie pisze dokładne miejsce ukrycia tych elementów , ale są różne wskazówki!
-Świetnie! Czyli jednak ona pomoże nam rozwiązać ten problem! Szybko! Czytaj pierwszą! - wykrzyknęła długowłosa i przysunęła krzesło bliżej paczki przyjaciół , szurając przy tym dość głośno.
-Jest tylko jeden mały problem.- zaczął niepewnie białowłosy- Wskazówki są po innym języku...
-Po jakim? Nie czekaj! Nie podpowiadaj zaraz sprawdzę! - wtrącił się nagle szatyn , przyciągnął książkę do siebie i głośno przeczytał-,, A coroa escondido onde a luz non brilla, e onde a abundancia ciencia. Nun lugar onde poden atender ata os soños máis imposibles, onde o mundo é visto cunha mirada diferente, como se de arriba, pero, con todo, non é unha torre. Se atopala falar as palabras da coroa veu ao propietario. " No dobra... poddaje się...
- Co to znaczy, Jack? - powiedziała głośno rudowłosa i zmarszczyła brwi w zamyśleniu
-Niestety... Jeszcze tego nie wiem. Zaraz!  Czy jakiś nauczyciel nie mówi czasem w podobny sposób? - zapytał Jack mocno przypatrując się czarnym literom w księdze.
-Ej! Wiem! - wykrzyknęła Merida i aż podskoczyła z radości - Pamiętacie jak wtedy leżałam w skrzydle szpitalnym? Przed tym jak jakoś... yy zasnęłam czy coś... no w każdym razie zanim to się stało miałam lekcje z taką jedną , która mówiła do mnie jakimś dziwnym językiem. Brzmiało dość podobnie.
-Tak. Ja też miałem z nią lekcje. Okropna jędza... - Czkawka wzdrygnął się na samą myśl
- To nauczycielka od transmutacji , ale jakoś wyleciało mi z głowy jej nazwisko... - zauważyła blondynka, a po chwili dodała - Wiem co możemy zrobić!
-Co? - zapytali wszyscy jednocześnie.
-Zwróćmy się o pomoc do profesora Lagendy! On na pewno coś wymyśli! Poza tym powiedział ,że z każdym problemem możemy się do niego zwrócić. Świetny pomysł , co nie?
-Chyba raczej kiepski! - skarcił dziewczynę szatyn.
-Czemu? W końcu może byśmy się czego w końcu dowiedzieli. Na własną rękę i tak nic nie zdziałamy. - stanęła w obronie przyjaciółki rudowłosa.
-Ale nie od niego! On jest jakiś dziwny... Czy tylko ja to zauważyłem? - rzekł Czkawka zaciekle broniąc swojej racji.
-Dziewczyny mają racje. W końcu on nam zaufał to my też powinniśmy tak zrobić. Poza tym jaki podejrzany człowiek pomagałby nam? - powiedział Jack i przy tym zakończył dyskusję. Szatyn w odpowiedzi machnął tylko ramionami i odrzekł:
-Niech wam będzie , ale żeby potem nie było ,że nie ostrzegałem!
Czwórka pozbierała wszystko i uporządkowała , aby nie zostawić żadnych śladów swojej obecności i w zadowolonych humorach wybrała się do profesora od historii magii.
                                              ***
-No pukaj Czkawka! - krzyknęła zdenerwowana Roszpunka
-Zaraz! Słyszycie to? - odpowiedział szeptem i przyłożył ucho do drzwi. Przez dolną przerwę między podłogą wszystko było całkiem nieźle słychać. - Rozmawia z kimś...
-Wow nauczyciel z kimś rozmawia! Wielkie mi rzeczy! Dajcie człowiekowi trochę prywatności! - burknęła blondynka i odciągnęła chłopaka.
-Czekaj! Może posłuchajmy? Sprawdzimy tylko  o czym rozmawia. Bo... Może rzeczywiście skrywa jakiś sekret? - zauważyła Merida i również przyłożyła głowę do drzwi. To samo zrobili chłopcy.
-To jest jakieś szaleństwo , ale niech wam już będzie. Zaraz przekonacie się , że to uczciwy człowiek! - mówiąc to dziewczyna dołączyła do przyjaciół. Zza drzwi było słychać głos profesora Lagendy:
- Och oczywiście ,że tak!
Po chwili wtórował się jakiś drugi , grubszy i głośniejszy. Tak zaczął się dialog:
-Czyli mówisz mój profesorku Lagendo ,że znalazłeś już pomocników do pracy?
-Jakich pomocników? Chodziło ci chyba o wyręczycieli!
-Ale czy oni zrobią to dobrze? Musimy być w stu procentach pewni ,że to będzie właśnie tym czego szukamy.
-Niech cię głowa o to nie boli mój kochany! Wszystkim się już zająłem. Zagoniłem te szczeniaki do pracy! Zrobią wszystko za nas , więc nie będziemy musieli ubrudzić rączek. A gdy już spełnią swoje zadanie ,Mrok wygra , a my zostaniemy bogaci!
-Och doprawdy nie mogę się już doczekać!
-Tak ja również. Chcesz może ciasteczko?
-Nie dziękuje. Będę już się zbierał. Obowiązki wzywają. Trzymaj się mój profesorku!
Przyjaciele usłyszeli donośne kroki w stronę wyjścia.  Zestresowani sytuacją nie zdążyli odskoczyć na czas i gdy drzwi otworzyły się , czwórka leżała plackiem na podłodze.
Z gabinetu wyszedł gruby mężczyzna w wielkimi okularami , a tuż za nim profesor Lagenda. Grubszy czarodziej na widok uczniów , krzyknął głośno i schował się za nauczycielem historii magii.
-Profesorku , co ma znaczyć? Czy to gobliny?
-Nie. To moi uczniowie. Wybacz za te zamieszanie kochany. Zaraz się tym zajmę. Zobaczymy się później. - mówiąc to uścisnął rękę swojemu towarzyszowi , a ten odszedł .Profesor tym jednak wcale nie skakał z radości na widok swoich podopiecznych. Wręcz przeciwnie. Jego twarzy zmieniła się w nienaturalny grymas. Przyjaciele siedzieli nieruchomo, czekając na jego reakcję ,ale nauczyciel tylko się na nich patrzył i patrzył ,i patrzył ,i patrzył...



Iiiii jak wyszło? Sądzicie ,że rozdział ten coś wyjaśnił czy może raczej jeszcze bardziej namieszał w głowie? Koniecznie piszcie swoje opinie ;)

środa, 13 maja 2015

Rozdział 13 ,,Poszukiwani"

♥Abrakadabra♥
-Stać! Kto idzie?
Przyjaciele stanęli jak wryci. Nie do końca wiedzieli skąd dochodzi ten dziwny , lekko chropowaty głos. Wydawał się dochodzić jakby zza ściany. Czkawka jako pierwszy "powrócił" na ziemię i spoglądając z zakłopotaniem na trójkę znajomych podszedł do ściany , opierając na niej swoją głowę , przyłożył ucho. Nagle czwórka usłyszała krzyk , a oszołomiony szatyn migiem odskoczył od fasady.
-Wyjdź ode mnie chłopcze , bo się uduszę! Pomyśl czasem o prysznicu!
-Uf.. to tylko Jan Derestan - powiedział z wyraźną ulgą w głosie Jack , lecz widząc zdziwione spojrzenia przyjaciół, wyjaśnił - Siedzi w obrazie...
-Obrazy potrafią mówić? - zapytała Roszpunka , a trójka spojrzała na nią krytycznym wzrokiem.
-Przecież mieszkamy już kilka miesięcy w Hogwarcie! Jeszcze o tym nie wiedziałaś? - odpowiedziała Merida i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-Jest coraz gorzej... Chodźcie trzeba jak najszybciej znaleźć dyrektora - przerwał rozmowę białowłosy , lecz kiedy czwórka miała wybierać się do już wcześniej wspomnianego dyrektora , Jan zatrzymał ich słowami:
-Dyrektora nie ma , nie wiadomo kiedy wróci.
-Jak to? Gdzie wyjechał ten staruch? - spytał Czkawka patrząc głęboko w oczy bohaterowi obrazu. Ten jednak okazał się lepszy w tych "zawodach" i przeszył chłopaka wzrokiem tak ,że zawstydzony stanął za kolegami.
-Wyjechał w bardzo ważne sprawie.- powiedział Derestan ,a po dłuższym czasie dodał- Jednak jeśli chcecie ja mogę wam pomóc. Mówcie jaki macie problem.
-Chodzi o wielką czwórkę i założycieli Hogwartu... - zaczęła spokojnie Roszpunka. Gdy miała mówić dalej , poczuła na swoim chudym ramieniu czyjąś dłoń. Wystraszona szybko odwróciła się i dostrzegła profesora Lagendę wpatrującego się w nią czułym wzrokiem. Speszona latała wzrokiem to na podłogę , to na sufit , to na lewo ,a potem na prawo , byle nie zyskać kontaktu wzrokowego z nauczycielem. Pomimo ,że miała do niego bezgraniczne zaufanie , delikatnie się go wstydziła. Właściwie nie do końca profesora , ale właściwie siebie i swoich czynów. W końcu tyle już narozrabiała , a ten człowiek nadal był do niej przyjaźnie nastawiony. Dziewczyna zastanawiała się czasami czy robi to ,bo ją lubi czy po prostu z litości. Jednak wracając do wydarzeń. Nauczyciel machnął ręką , dając znak uczniom , aby wybrali się za nim. Przyjaciele posłusznie wykonali prośbę profesora i za kilka minut znaleźli się w jego gabinecie. Od ostatniej wizyty nie zmieniło się tam dużo. Jedynie przed biurkiem zamiast dwóch krzeseł stały teraz cztery , jakby opiekun Ravenclawu specjalnie zaprosił paczkę na rozmowę. Czwórka usadowiła się wygodnie na krzesłach czekając na dalszy bieg wydarzeń.
-Chcecie może ciasteczko? - zapytał podsuwając uczniom pod nosy talerzyk z różnymi rodzajami słodkich wypieków. Jednak każde z nich uprzejmie odmówiło.
-Tooo... po co nas pan tu zebrał? - zapytała Merida robiąc jedną przerwę na ziewnięcie.
-Słyszałem jak rozmawialiście z Derestanem o wielkiej czwórce.- zaczął spokojnie profesor splatając ręce w koszyczek - Chciałem was stamtąd zabrać abyście nie powiedzieli mu nic więcej. To straszny plotkarz. Już jutro cały Hogwart dowiedziałby się o tym kim jesteście i byłoby już po tajemnicy. A tak właściwie o czym chcieliście z nim porozmawiać?
Czwórka spojrzała po sobie wymownym spojrzeniem. Wyrazy twarzy chłopców wyrażały niepewność. Jednak  Roszpunka szepnęła do nich coś w rodzaju : "możemy mu ufać" lub "zaufajmy mu". Twarz rudowłosej nie wyrażała teraz żadnych emocji , bo dziewczyna akurat teraz ucięła sobie drzemkę.
-Więc... - powiedziała blondynka i jeszcze raz spojrzała na przyjaciół. - Razem zauważyliśmy ,że się trochę... yyym... zapomniałam słowa.
-Zmieniliśmy - wtrącił Jack
-Tak właśnie... Podejrzewamy ,że może to być sprawa tego... no ich wroga. - oświadczyła długowłosa , lecz widząc skupioną twarz nauczyciela dodała - Wiem ,że to może wydawać się trochę głupie , ale - w tym momencie nauczyciel przerwał jej wypowiedź:
-To wcale nie jest głupie. Szczerze to sam zaczynałem już coś takiego podejrzewać , ale nie byłem pewien. Teraz już wiem ,że to rzeczywiście prawda. Ale zaraz...
Profesor rzucił się w stronę jednego z regału na książki i zaczął szybko kartkować losowe książki. W końcu wyjął grubą , już trochę zakurzoną księgę i rzucił ją na biurko. Pod wpływem wydobytego z niej kurzu i pyłku przyjaciele zaczęli kichać. Lagenda usiadł przy stoliku i zaczął czytać:
-Legenda mówi ,że Fantryk Fear od zawsze usiłował pokonać Wielką Czwórkę. Im jednak zawsze udawało się z nim wygrać za pomocą atrybutów założycieli. Rowena miała swój diadem , Helga puchar , Godryk miał miecz , a Salazar swój medalion. To właśnie w nich znajdowała się magia charakterów. - Po chwili znów zwrócił się do uczniów- Jeśli się nie mylę to atrybuty te powinny zwrócić wam dawne charaktery i wszystko znów będzie na swoim miejscu.
-W końcu! Więc gdzie są te atrybuty? - zapytała nagle zbudzona Merida.
-Czytam dalej: Atrybuty te co 8 lat -gdy wybiera się nową Wielką Czwórkę- są chowane w inne miejsce , aby Fantryk nigdy nie mógł ich znaleźć. Jeśli by je zdobył przestałyby one działać , a wtedy byłby już koniec. Na świecie zapanowałaby ciemność i chłód.
-Czyli jedyne koło ratunku jest ukryte , tak?! Świetnie! - przerwał Czkawka i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Nauczyciel chciał coś jeszcze dodać ,ale  na zegarku wybiła właśnie godzina dwudziesta druga.
-Lepiej już chodźmy , trzeba się jeszcze wyspać i przygotować na jutro. - stwierdził Jack
-A co z poszukiwaniami? - zapytała wyraźnie podekscytowana Roszpunka
-Dziś i tak już nic nie wskóramy , lepiej się wyspać. Jutro pomyślimy. - odpowiedział białowłosy
-Jack Frost ma racje. Wróćcie do swoich domatoriów , a gdy będziecie potrzebowali mojej pomocy zwróćcie się do mnie o każdej porze. Powodzenia.
Przyjaciele rozeszli się do siebie i od następnego dnia zaczęły się intensywne poszukiwania.


Dzięki za przeczytanko ;) Wiem nie jest jakieś długie , ale zawsze trochę dłuższe niż zazwyczaj (tak mi się wydaje ).

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 12 ,,Wszystko po kolei charakterów nie odmieni"

♥Abrakadabra♥
-Co to miało znaczyć?! - Roszpunka pociągnęła szatyna za rękę w stronę kąta przy schodach. Stała tam już ospała - jak zresztą zawsze - Merida. Obie dziewczyny spojrzały z wyrzutem na niczego nie świadomego chłopaka.
-O co ci chodzi?! - rzucił się od razu Czkawka i wyrwał swoją rękę z uścisku blondynki
-Hmm niech pomyślę... może o tą akcje w czasie śniadania? Czkawka, nie sądziłam ,że jesteś aż tak bezczelny! - burknęła dziewczyna i przysunęła się bliżej swojej rudej przyjaciółki.
-Czemu dziś wszyscy mają do mnie pretensje?! Przecież ja jestem po prostu... sobą!- odburknął zdenerwowany
-Wcale nie. Zmieniłeś się stary , tak jak wszyscy. - nagle z ciemności wyłonił się białowłosy wraz ze swoją drewnianą laską.
-Chodzi ci o okres dojrzewania? - zapytała długowłosa z pełną powagą , a Merida tylko parsknęła śmiechem. Jack potrząsnął głową.
-Nie. Chodzi mi o nas. - zaczął niepewnie ,a trójka wpatrywała się w niego ze zdziwieniem. Rudowłosa zmarszczyła brwi , a szatyn założył ręce na klatce piersiowej. - Nie zauważyliście ,że strasznie zmieniliśmy się od początku roku? Zachowujemy się jak totalne przeciwieństwo naszej prawdziwej natury. Czy tylko ja zwróciłem na to uwagę?
-Wiesz , ludzie się zmieniają , w końcu to normalne... Prawda? - odpowiedziała Roszpunka
-Być może , ale zmiany nie następują z dnia na dzień , to długi proces... Myślę ,że ktoś mógł maczać w tym palce. Pozostają dwa pytania : kto mógł to zrobić i jak to odwrócić.
-Hej popatrzcie! - krzyknęła Merida , która niewiadomo dokładnie kiedy znalazła się przy wielkim portrecie założycieli szkoły magii i czarodziejstwa. - To o nich opowiadał nam pan dyrektor!
-Rzeczywiście , to Wielka Czwórka. Ale co z tego? - odrzekł Czkawka z lekceważeniem. Jack zbliżył się do obrazu i zaczął pocierać dwoma palcami swój podbródek niczym filozof. Po chwili wskazał palcem czarną plamę o zarysie człowieka.
-Spójrzcie , to chyba ten ich wróg , który panował nad ciemnością i strachem! Ale moment... - białowłosy dotknął plamy przy czym delikatnie ubrudziły mu się palce - To jest jeszcze niedoschnięta farba! Jak to możliwe skoro portret jest wyszywany?
-Ktoś go tu domalował? - zapytała wyraźnie przejęta blondynka
-To niemożliwe , tylko my o nim wiemy. Poza tym żaden uczeń nie ośmieliłby się zniszczyć tak starego dzieła. No chyba ,że... - tu spojrzenia trójki przyjaciół jednoznacznie skierowały się ku stojącemu z boku szatynowi.
-Co się tak gapicie? Mówcie sobie co chcecie , ale ja tego nie zrobiłem! Nawet nie miałbym kiedy.
-To prawda. Zaczepiłam go od razu po lekcjach , nie miał na to czasu. I szczerze powiedziawszy wątpię w jego talent artystyczny...
-Punka uważaj na słowa! Jeśli bym chciał mógłbym takie coś nasmarować w kilka minut...
-To jest logiczne! - wykrzyknął zupełnie nie w temacie Jack
-Co jest niby takie "logiczne"? - zapytała rudowłosa opierając się ze zmęczenia o ścianę.
-To Fantryk Fear! To on za tym wszystkim stoi! - odpowiedział olśniony białowłosy , ale widząc zdziwione spojrzenia przyjaciół zaczął tłumaczyć - Pamiętacie jak dyrektor opowiadał nam o powstaniu Hogwartu i jego założycielach? Dyrektor mówił ,że co 8 lat wybiera się nową Wielką Czwórkę na wzór tych założycieli! Każdy z nas na początku trafił do innych domów i każdy z nas jest z charakteru taki jak dawny opiekun jego domatorium! Roszpunka jest jak Rowena , Czkawka jak Helga , Merida jak Godryk , a ja jak Salazar!
-Tyle ,że jakbyś nie zauważył my jesteśmy ich przeciwieństwami - wtrąciła się rudowłosa
-Wiem , ale zaraz do tego dojdę. - skarcił ją chłopak i ciągnął dalej - Czwórka pokonała ciemność za pomocą połączenia swoich sił. Za każdym razem gdy wróg próbował powrócić ,kolejne pokolenia pokonywały go swoimi charakterami. Obawiam się ,że tym razem udało mu się rozszyfrować ten system i teraz robi wszystko aby zmienić Wielką Czwórkę w kompletne przeciwieństwo . Jeśli nie uda nam się odzyskać naszych osobowości możemy przegrać z nim walkę... A  jeśli ją przegramy to koniec...
-Nie spodziewałem się, że to powiem ,ale to co mówisz ma sens. - przerwał niezręczną ciszę szatyn
-Co z tym zrobimy? - zapytała zmartwiona długowłosa i założyła pasma włosów za uszy.
-Może chodźmy do dyrektora? W końcu powinien nam to wyjaśnić... - zaproponowała Merida , a trójka przytaknęła. Po chwili całą grupą wybrali się ku gabinetowi dyrektora. Niestety nie wiedzieli jednak ,że ktoś ciągle ich obserwuje...

I jak? Co sądzicie? Wyjaśniła się zmiana ich charakterów? Wiem trochę krótki , ale trudno. Koniecznie napiszcie co o tym sądzicie ;)



sobota, 9 maja 2015

Rozdział 11 ,,Zimne serca"

♥Abrakadabra♥
Witajcie. Na początek chciałam was trochę przeprosić , bo nie wstawiałam ostatnio żadnych postów... Ale wiecie testy i takie tam sprawy. //Serio? Testy? Przecież niedługo koniec roku. Nie mogłaś sobie wymyślić lepszej wymówki?// Nie no dobra , prawda jest taka ,że nie mam weny. Za każdym razem gdy siadam do komputera aby coś nasmarować kompletnie tracę pomysły. Mam nadzieję ,że uda mi się odzyskać dawny zapał i , że pomimo tej dłuższej przerwy nadal będziecie czytać moje wpisy. Tak więc , jeszcze raz ogromnie przepraszam i zapraszam do przeczytania rozdziału.
                                                                        ***

-Panno Roszpunko proszę oddać mi tę... żelazną zdobycz. - burknął dyrektor i wysunął swą lekko pomarszczoną rękę w stronę dziewczyny.
-Ale... - zaczęła powoli blondynka , nadal mocno trzymając kluczyk
-Nie sprzeciwiaj się dyrektorowi dziecko i daj to co masz w ręce! Już!- przerwał jej profesor Maginer
-Dziękuje bardzo , ale poradzę sobie sam. - burknął dyrektor w stronę nauczyciela , a następnie zwrócił się do długowłosej. Dziewczyna biła się przez chwilę ze swoimi myślami , po czym posłusznie  położyła przedmiot na dłoni mężczyzny. Ten zaś przyciągnął go szybko do siebie i schował głęboko w kieszeni szaty.
-Na co czekacie? Wracajcie do domatoriów! - krzyknęła kobieta zajmująca się nauczaniem transmutacji. Nagle , niczym po dotknięciu czarodziejskiej różdżki , czwórka migiem rozeszła się w różne strony.
                                                              ***
Następnego dnia w wielkiej sali było strasznie głośno. Uczniowie gawędzili żwawo przy śniadaniu. Nagle próg wielkiej sali przekroczył chłopak o gładkich , czekoladowych włosach. Miał na sobie skórzaną kurtkę i czarne , przeciwsłoneczne okulary. Czkawka przez swój nowy styl był teraz obiektem westchnień wielu czarodziejek. Szatyn przybliżył się do stolika Hufflepuffu i usiadł koło paczki dziewczyn. Jednak one nie zwróciły na niego większej uwagi. Chłopak nie był przyzwyczajony do tego zachowania.  Zwykle gdy tylko siadał na krzesło, czarodziejki zlatywały się niczym muchy i jedna po drugiej starały się popisywać w obecności Czkawki. Dziś było jednak inaczej , co bardzo wkurzyło szatyna. Aby zwrócić swoją uwagę próbował nawet żonglować owocami , lecz bezskutecznie. Naburmuszony nałożył sobie śniadanie i zaczął leniwie machać widelcem. Machał , mieszał , papkał , aż w końcu jedzenie przestało wyglądać jak jedzenie. Zdegustowany Czkawka odsunął talerz i gdy miał już wstać od stołu , poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
-Cześć Czkawka , nie sądziłam ,że uda mi się cię spotkać bez tłumu zdesperowanych lasek... Od ostatniego naszego spotkania sporo się zmieniło , prawda?
-Cleo? Co ty tu robisz? Myślałem ,że zrezygnowałaś z nauki w Hogwarcie.
-Zrezygnować? Skąd ci to przyszło do głowy?
-Dawno cię nie widziałem i jakoś tak... ale zresztą nie ważne. - chłopak jeszcze raz spojrzał na tłum zagadanych dziewcząt. - Wiesz może o czym one gadają?
-Nie słyszałeś jeszcze? Jak na gościa , który wie wszystko o wszystkim jesteś w tym dość słaby. Myślałam ,że jako ich autorytet ty powinieneś wszystko wiedzieć od razu. Chyba ,że... coś się jednak zmieniło? Czyżby przestały cię doceniać? Może stwierdziły ,że mają ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmawianie z tobą?
-Może przestaniesz w końcu tyle gadać? Zapytałem cię tylko o powód ich rozmowy , a nie historię całego życia.
-O co ci znowu chodzi? Przecież dobrze wiesz ,że żartowałam.
-Chyba rodzice nie obdarzyli cię poczuciem humoru... - burknął zażenowany chłopak.
-Wiesz co Czkawka , nie poznaje już ciebie! Zmieniłeś się. Zapomniałeś o starych znajomych ,a woda sodowa uderzyła ci do głowy!
-Ja się zmieniłem? A nie pomyślałaś ,że może to ty wszystkich denerwujesz?! A może twierdzisz ,że się zmieniłem ,bo przestałem cie traktować tak jakbyś sobie tego chciała!? Jeśli nie masz nic ciekawszego do powiedzenia to lepiej nie zawracaj mi głowy.
Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę na szatyna. Tysiąc myśli przeszło jej przez głowę , ale żadnej z nich nie udało jej się wycisnąć przez zaschnięte gardło.  Kiedy w końcu zebrała siły , ogarnęła ją ogromna złość. Wstała od stołu , odsuwając krzesło tak mocno , że z hukiem upadło na podłogę.
- Nie ma sprawy , nie będę ci już kulą u nogi! - zdenerwowana wykrzyknęła mu słowa prosto w twarz ,a po chwili dodała z ironią - Wasza wysokość.
Cleo obróciła się szybko na pięcie i z głową uniesioną do góry  , kroczyła w stronę drzwi wyjściowych. Czkawka zobaczył tylko zarys jej sylwetki , który po chwili pochłonęła  pusta ciemność.

Taki króciutki , ale zawsze jest ;) Mam nadzieję ,że nie jesteście zawiedzeni jeśli spodziewaliście się czegoś innego. Prawdopodobnie kolejny rozdział pojawi się już jutro.