wtorek, 24 listopada 2015

Ech...

Listopad... taki leniwy miesiąc... Już od tygodnia nie mogę się zmotywować, aby coś napisać :c Jakaś wewnętrzna blokada... Może w grudniu przejdzie?
U mnie już pierwszy śnieżek ^^ Czyżby Jack chciał mi dodać otuchy? xD
Przepraszam za brak odzewu z mojej strony, ale ze mną tak bywa: albo mam wenę codziennie, albo tygodniami nie mogę się zebrać w garść. Ach te dorastanie :D

No nic. Nie ma sensu pisać na siłę, bo to raczej ma być przyjemność :D Zresztą prace bez "tego czegoś" to nie są dobre prace xD Kto wie.. Może opłaca się poczekać?
Dziękuje, że wciąż jesteście i mam nadzieję ,że widzimy się w grudniu :3

poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 27 ,,Kara musi trwać"

♥Abrakadabra♥
Białowłosa dziewczyna po cichu wyszła ze swojego dormitorium i na palcach szła między krętymi korytarzami. Coraz to oglądała się za siebie czy nikt przypadkiem jej nie śledzi. Cały czas otaczał ją strach. Nie dlatego, że bała się konsekwencji dotyczących łażenia po nocy- to był jej najmniejszy problem. Dziewczyna obawiała się spotkania z Fantrykiem. Bała się i jego ciemnych mocy, i tych którymi ją obdarował. Nie chciała z nim współpracować, jednak los nie pozostawał jej żadnego wyboru. Nie mogła odmówić, nie tylko ze względu na siebie, ale również na Annę- jej młodszą siostrę, którą niegdyś potwornie skrzywdziła. Niech nie zmylą was pozory! Elsa nie była w żadnym wypadku wspólniczką Mroka. Zajmowała jedynie miejsce słabej niewolnicy, wiecznie zamkniętej w sobie, uciekającej od ludzi, ich świata. Dziewczyna trochę zwolniła. Wcale jej się nie spieszyło. Ustała na chwilę przy parapecie i spojrzała w gwieździste niebo. Wpatrywanie się w blask księżyca stało się dla niej przyjemne, kojące. Serce przestało bić tak szybko, a oddech powoli się wyrównywał. Elsa głośno westchnęła, rzuciła ostatnie, pełne wiary i nadziei, spojrzenie w stronę tarczy księżyca i odeszła w ciemny, tajemniczy korytarz. Zrezygnowana spuściła oczy. Świadomość iż może już nie wrócić z tego spotkania dobijała ją, lecz nie chciała się poddawać. Wiedziała, że ucieczka również nie miałaby sensu. Pozwoliła, aby wiatr sam ją zaprowadził. Zaprowadził w ciemną otchłań koszmaru...
                                                                       ***
-Proszę, proszę! Kogo my tu mamy!- rozległ się upiorny głos, a skórę białowłosej pokryły dreszcze. Nagle w ciemności pojawiły się żółte, przerażające oczyska. Po chwili z cienia wyłoniła się wysoka postać w długim, czarnym płaszczu. Straszna postać. - A już myślałem, że się nie zjawisz! Czy jesteśmy w komplecie?
-Oczywiście!- zasalutowała wesoło druga dziewczyna. Jej, pomaganie złu o dziwo sprawiało wielką frajdę. Elsa natomiast spuściła głowę i wpatrywała się ze strachem w podłogę.
-Hmm... Ach tak, już wiem! Zacznijmy od podsumowania tego tygodnia.- mężczyzna zniknął w ciemności, a po chwili pojawił się tuż obok przestraszonej dziewczyny. - Powiedz mi Elso... Z kim ty właściwie trzymasz? Jak na kogoś, kto stoi po złej stronie, coś za dużo im pomagasz...
-Ja... - zaczęła niepewnie odwracając wzrok
-Ty znowu tylko: ja, ja, ja! - Fantryk  przewrócił znudzony oczami- A gdzie: my? Co się stało z NASZYM team`em? Pamiętasz jak wspólnie podróżowaliśmy po świecie? Jaka byłaś szcześliwa?Kiedyś tak dobrze się razem bawiliśmy strasząc te biedne dzieciaki ... a teraz tylko...
-Chyba ty! - przerwała mu dziewczyna odzyskując dawną pewność siebie. W kątach pomieszczenia zaczęły pojawiać się ostre, lodowe sople - W ogóle o jakim team`ie mówisz?! Nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy drużyną! Nie chcę być taka jak ty! W końcu chcę spojrzeć sobie w twarz w lustrze i nie mieć wyrzutów sumienia! I tak dobrze wiesz, że robię to tylko i wyłącznie z...
-Wdzięczności? -powiedział Fear unosząc głowę. Nie było to pytanie. Elsa wyraźnie pobladła i otworzyła szerzej oczy. Patrzyła się chwilę na mężczyznę, po czym spuściła głowę w dół. Dobrze wiedziała o co mu chodziło. Gdyby kilka lat temu nie zjawił się w Arendell...
-Heej! Dość już o tej szlamie!- zawołała ze złością Gabriela i założyła ręce na klatkę piersiową- Ja, w przeciwieństwie do niej, nie próżnowałam! Dużo zrobiłam! Może w końcu ktoś by to docenił!?
Fear w długim płaszczu zrobionym z czarnego piasku obrzucił brunetkę krzywym spojrzeniem. Po chwili jednak na jego twarzy namalował się szyderczy uśmiech. Zwrócił się nonszalancko w jej kierunku.
-Ależ masz całkowitą rację Gabrielo! Zasługujesz na mały... awansik! Gratuluję! Zyskujesz tytuł mojej nowej współpracownicy! Teraz razem podbijemy świat i gardząc całą resztą staniemy na szczycie! To nas będą się bać! Tak! - zawołał wesoło, a czarnowłosa wtórowała mu swoim piekielnym śmiechem- Chwila. Zapomniałbym o małym szczególiku!
Po tych słowach mężczyzna pstryknął w powietrzu palcami. Nagle czarny piach, leżący dotychczas nieruchomo na podłodze, zaczął się unosić i otaczać wesołą brunetkę. Jej radość po kilku sekundach zmieniła się w upiorny krzyk. Elsa przerażona zasłoniła usta.
-Przestań! - zawołała i podbiegła do uśmiechniętego od ucha do ucha Fantryka. Nie miała za dobrych kontaktów z dziewczyną, ale Gabriela była jedyną osobą przy której białowłosa nie musiała ukrywać swoich mocy. Nie mogłaby znieść śmierci tej dziewczyny , dziewczyny z którą tam bardzo się zżyła.- Proszę! Nie rób tego!
Fear zaśmiał się szyderczo, po czym magią odepchnął blondynkę na drugi koniec pokoju. Nagle krzyki zaczęły powoli ustawać, a piach powoli opadał. Gdy w końcu cały znalazł się na ziemi, dwójka bohaterów zobaczyła coś niesamowitego. Gabriela- dziewczyna całe życie zgarbiona, rozczochrana, niechlujne , "męsko" ubrana, stała teraz przed nimi z wyprostowanymi plecami ubrana w błękitną suknie z długą, jasną peleryną. Jej loki wyprostowały się, a fryzura ułożyła w kształt płomienia.

 -Już mi się podoba! -Brunetka popatrzyła na siebie, uśmiechnęła się zalotnie i machając peleryną, zgasiła wszystkie światła. Nastała ciemność. Zimna, bezduszna, nieprzenikniona ciemność...

Dziękuje za przeczytanie :3 Być może jest trochę krótki, ale zawsze lepszy niż nic. :)

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 26 część 2

♥Abrakadabra♥
-Już wszystko gra. - zawołał jakiś znajomy głos. - Możesz otworzyć oczy.
Rudowłosa powoli otworzyła powiekę poszukując źródła tego opiekuńczego głosu. Ku jej zdziwieniu jedyne co zobaczyła to błękitne niebo i puszyste chmury. Dziewczyna spojrzała w dół lecz tam widać było tylko szarą mgłę.
-To-to już? Smok mnie zjadł i umarłam? - zapytała rozglądając się z zaciekawieniem. Wiatr muskał jej porcelanową , pokrytą piegami twarzyczkę. Merida czuła się niczym ptak szybujący w powietrzu. Rozprostowała ręce i śmiejąc się pruła niczym ptak w powietrzu.
-Nie głuptasie - zaśmiał się głos - Spójrz w górę!
Rudowłosa powoli przeniosła wzrok w górę , a widok zaparł jej dech w piersiach. Wielkie ,czarne jak smoła stworzenie trzymało ją w łapach za kaptur. Przerażona zaczęła się głośno krzyczeć i wiercić się niczym mały robaczek.
-Spokojnie , podaj mi rękę - głos ponownie do niej przemówił wystawiając swą dłoń. Merida posłusznie chwyciła kończynę i weszła na grzbiet dwumetrowego smoka.
-Czkawka? - zapytała zaskoczona całą sytuacją - Jak ty... ty potrafisz TYM CZYMŚ sterować?
Bestia prychnęła i przyspieszyła swój lot przez co dziewczyna o mało nie spadła w przepaść. Na szczęście przyjaciele cały czas trzymali się za ręce.
-Szczerbatek uspokój się! - burknął chłopak , a smok przewrócił oczami i powrócił do wcześniejszej prędkości.- Wybacz za mojego kumpla.
-No... no spoko - odpowiedziała lekko zdziwiona wciąż wpatrując się w skupionego zwierzaka.- Ale wciąż jednego nie rozumiem.... Jak udało ci się to... yy znaczy jego, oswoić?
-No cóż. Na początku... - zaczął chłopak o czekoladowych włosach , lecz głośny ryk publiczności dobiegający gdzieś z dołu przerwał mu - Może opowiem ci kiedy indziej. Zdaję się ,że tam na dole nie dzieje się za dobrze...
***
Białowłosa w ostatniej chwili odskoczyła przed śmiertelnym kwasem Sidlarza. Oglądający czarodzieje coraz to wydawali z siebie okrzyki podziwu i przerażenia.
-Roszpunka! Użyj zaklęcia! - krzyknął Jack skacząc między wypalonymi dziurami.
-Jakiego zaklęcia!?- zawołała przerażona starając się unikać ostrych niczym brzytwy zębów smoka.
-Jakiegokolwiek! - odpowiedziała Elsa wskakując między skały - I to najlepiej szybko!
-Dobra , dobra! - długowłosa wyjęła z kieszeni ciemnej szaty drewnianą różdżkę- Yy... Lumos! - na końcu magicznego patyka pojawiło się jasne światełko - Nie! To nie to! Yy... Veritaserum! Zaraz... to przecież nawet nie zaklęcie! Co mam zrobić? - zapytała przerażona, lecz żaden z uczestników nie potrafił udzielić odpowiedzi.
-Czas to przerwać. - powiedział donośnie dyrektor  i  wyciągnął swój zaczarowany kijek- Jakie jest zaklęcie na tresowanie?
-Jest taki mały problem dyrektorze... - zaczął powoli Maginer - Bo widzi pan...Bibliotekarka zorientowała się ,że z zakazanego działu zniknęła książka o tresowaniu smoków...
-Co proszę!? Dopiero teraz mi o tym mówicie!? Czy was już naprawdę... - siwobrody ugryzł się w ostatniej chwili w język - No zresztą.  Są też "inne" sposoby na pozbycie się tych zwierząt. Przekaż profesor Gabczańskiej ,że sprezentuję jej nowe buty ze smoczej skóry.
-Ale dyrektorze , co z turniejem? Jeśli te dzieciaki go nie wygrają to wszystko runie! Mrok nie może przecież opanować świata. Nie po tym co przeszliśmy!
-Dobrze wiesz Maginerze ,że innego wyjścia nie ma. Nie mogę pozwolić , aby jakaś zielona bestia w tak okrutny sposób pozbyła się tej czwór... to znaczy trójki... Sam zresztą widzisz jak daleko to zaszło. Czas przerwać przedstawienie! -zawołał mężczyzna i wziął wielki zamach - Avada...!
-Stać! - na arenę wleciał czarny smok z dwójką uczniów na grzbiecie. - Nie możecie tego zrobić!
Wśród publiczności nastąpiło wielkie poruszenie. Czkawka i rudowłosa zeskoczyli z pleców Szczerbatka i podbiegli do pozostałej , stojącej w osłupieniu , trójki. Dwie bestie stanęły wrogo naprzeciwko siebie. Zdawało się ,że zaraz skoczą sobie do gardeł. Jednak po krótkiej chwili zwierzęta zaczęły ganiać się nawzajem i bawić w błocie niczym dwa małe szczeniaczki. Wśród oglądających czarodziei coraz to słychać było ,,Ooo! Jakie to słodkie" lub ,,Jakie urocze stworzonka!".
-Merida , ty żyjesz! - krzyknęła szczęśliwa długowłosa i rzuciła się ku przyjaciółce - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam!
-Czkawka mnie uratował! - dziewczyna uśmiechnęła się do oblanego rumieńcem szatyna.
-Patrzcie! Tam jest wskazówka! - białowłosy przerwał powstałą niezręczną ciszę wskazując na srebrne jajko przykute do ziemi. Cała piątka szybko podbiegła we wskazane miejsce i razem podniosła świecące pudełeczko. Publiczność poderwała się ze swoich miejsc i zaczęła głośno klaskać. Przyjaciele byli bardzo szczęśliwi , a duma rozpierała ich serca.
***
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego jak to mogło się skończyć!? - powiedział donośnie Maginer starając się opanować złość - Mogłeś doprowadzić do tragedii! Skąd niby miałeś pewność ,że smoki się polubią!? A co jeśli zaczęłyby ze sobą walczyć!?
-Ale nie walczyły. - odpowiedział spokojnie chłopak. Dwugodzinne przesłuchanie w gabinecie jednego z nauczycieli wcale mu się nie podobało.
-A gdyby jednak?!
-Ale nie walczyły. - odpowiedział nieco głośniej - Zresztą czy ta cała rozmowa jest potrzebna? Przecież nic wielkiego się nie stało.
-Smarkacze nigdy nie zrozumieją... - westchnął profesor do siebie. Po chwili zwrócił się do Czkawki - Nie mam już siły , a do ciebie i tak już nic nie dotrze. Odbieram Hufflepuff`owi 50 punktów.
-Więc mogę już iść?
-Jeszcze jedno. - powiedział Maginer i spojrzał na skórzaną torbę chłopaka - Książka.
-Ale... - zaczął nieśmiało szatyn , lecz wzrok profesora świdrował jego duszę na wylot. W końcu wyjął z worka książkę w czarnej oprawie i podał nieugięcie czekającemu nauczycielowi.
-Teraz już możesz wyjść. I nie pokazuj mi się więcej , aż do poniedziałku. Zrozumiałeś?!
Czkawka pokiwał głową i szybko wyszedł z gabinetu. Był już wieczór i wszyscy uczniowie zapychali się właśnie wykwintnymi daniami podanymi w Wielkiej Sali. No... prawie wszyscy. Kiedy chłopak o czekoladowych włosach skręcił w stronę swojego dormitorium , na drodze stanęła mu wesoła Merida.
-Cześć! - zawołała uśmiechnięta - Właśnie cię szukałam.
-Serio? Cały czas siedziałem tam - odpowiedział chłopak i wskazał kciukiem drzwi pokoju Maginera.
-Ja... Ja chciałam ci bardzo podziękować za to co dziś zrobiłeś i za to ,że nie pozwoliłeś, aby jakiś smok zjadł mnie na obiad. - oświadczyła dziewczyna
-Nic wielkiego. Chyba każdy by tak postąpił...-odpowiedział lekko speszony szatyn.
-No niby tak , ale fajnie ,że byłeś to akurat ty. - zaśmiała się rudowłosa i podeszła do niego nieco bliżej. Oboje patrzyli sobie teraz głęboko w oczy. Czas jakby zatrzymał się, a oni utknęli w tej magicznej chwili. W pewnym momencie Merida przerwała tę dość niezręczną ciszę. - Wiesz... Ja już muszę iść. Bruce zaprosił mnie na wspólną kolację , aby uczcić nasze zwycięstwa. To widzimy się jutro!
Rudowłosa zaczęła powoli odchodzić. Czkawka stał jak wryty. Na słowo "Bruce" automatycznie włączył mu się odruch wymiotny. Nie do końca wiedział czemu , ale coś kazało mu zatrzymać dziewczynę. Nie chciał ,aby się z nim [Bruce`m] zobaczyła. To on chciał być przy niej blisko...
-Merida! - w końcu krzyknął na poczekaniu i podbiegł do zdziwionej Gryfonki.
-Tak? - zapytała stając i odwracając się w jego kierunku.
-Ja... - chłopakowi trudno było cokolwiek powiedzieć. Piękno rudowłosej w płonących pochodniach onieśmieliło go zupełnie. Stał tam niczym zaczarowany. Po kilku sekundach wziął się końcu w garść.

-Co się sta... - rudowłosa nie zdążyła dokończyć zdania. Chłopak pochylił się nad nią , a ich usta złączyły się w gorącym pocałunku. Świat zawirował , a oni oderwali się od rzeczywistości. Nic nie mogło zepsuć tej niesamowitej chwili...

Powróciłam :D Przepraszam za ten ostatni moment. W mojej wyobraźni wyglądał trochę lepiej xD Chciałam zrobić przyjemność dla wszystkich fanów tego parringu i w ogóle ,a tu taki klops... No cóż mam nadzieję ,że się podobało :)

piątek, 9 października 2015

Przerwa , wracam w listopadzie

Brak weny , nauka , tysiące zajęć , testy na każdej z lekcji... za dużo! Wydaję mi się ,że za dużo wzięłam sobie na głowę i potrzebuję trochę przerwy. Piszę posta abyście nie marnowali czasu na wchodzenie ,gdyż żaden post w tym okresie się nie pojawi. Mam nadzieję ,że jednak w listopadzie będzie już wszystko grało ;) Co by tu jeszcze... Wydaję mi się ,że to wystarczy i dziękuje za wyrozumiałość.

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 26 część 1 ,,Świst i po obiedzie"

♥Abrakadabra♥
Zewnątrz namiotu rozległy się wielkie oklaski. Drużyna Beauxbatons oswoiła smoka i zdobyła wskazówkę. Uczestniczki zadowolone powróciły do namiotu , natomiast nasza Wielka Czwórka -a raczej Wielka Trójka i Elsa - ruszyła w stronę wyjścia.
-Na arenę zapraszamy drużynę Hogwartu! - donośny głos zadzwonił w uszach czwórki przyjaciół. Instynktownie złapali się za ręce i pełni obaw wyszli na plac. Serca łomotały im jak szalone z każdym krokiem coraz mocniej.
***
Widownia zawyła z radości widząc twarze reprezentantów Hogwartu. Bohaterowie wyszli na środek ,wzrokiem bacznie obserwując całą arenę w poszukiwaniu niebezpiecznego stworzenia. Nie było to jednak takie proste ,bo ogromne skały i zielone krzewy zasłaniały całe pole widzenia. Nigdzie nie było widać ani smoka , ani wskazówki.
-Czyżby ta "groźna" bestia się nas wystraszyła i uciekła? - zapytała Roszpunka rozglądając się dookoła.
-Tak, na pewno ośmiometrowy smok odleciał niezauważony przez nikogo zabierając ze sobą połyskującą , przyczepioną łańcuchami do ziemi wskazówkę ,bo wystraszył się czwórki dzieciaków - parsknęła Merida, a długowłosa przewróciła oczami z zażenowaniem.
Jack wciąż nie spuszczał wzroku z Elsy. Praktycznie nic o niej nie wiedział , ale czuł silne przywiązanie. Czuł ,że coś ich łączy , ale nie potrafił do końca określić co. Nagle białowłosi zaczęli wąchać jak głodne psy powietrze , zakręcili głowami koło i zawołali jednocześnie:
-Mmmm... Czekolada!
Dziewczyny obrzuciły ich zdziwionym spojrzeniem. Dopiero kilka sekund później do ich nosów również doszedł słodki zapach gotowanej czekolady.
-Co jest źródłem tego boskiego zapachu? -spytała blondynka wciąż zawzięcie wąchając powietrze poszukując źródła , które wydziela czekoladową woń.
-Znalazłam! Znalazłam! Kto ostatni ten zgniłe , smocze jajko! - zawołała radośnie rudowłosa wskazując palcem mgłę wydobywającą się z gąszczu roślin.
-Stój! To może być jakaś pułapka! - wtrąciła Elsa , lecz na próżno. Merida była już w połowie drogi i wszystko wskazywało na to ,że nie zamierza stanąć. Jedynie tuż przy samych krzakach odwróciła się ku reszcie reprezentantów - jednak tylko po to ,aby pokazać im swój język. Przyjaciele spojrzeli po sobie wymownie , a rudowłosa zaczęła buszować wśród roślinności.
-Może rzeczywiście nie ma tam nic gro... - wypowiedź Jack`a przerwał przeraźliwy krzyk dobiegający zza krzaków. Bohaterowie niczym strzały pobiegli śladami swej przyjaciółki z bujnymi włosami.
Gdy tylko przedarli się przez gąszcz bluszczu zamarli z przerażenia. Merida stała podparta o skałę  , a wszystkie drogi ucieczki blokowało jej ogromne zielone stworzenie z trze... czteroma głowami. Smok odwrócił dwie głowy w stronę trójki i zaczął pluć na nich swoim kwasem. Bohaterowie zręcznie unikali ciosów , natomiast smok denerwował się coraz bardziej. W końcu skończyła mu się cierpliwość i zaczął atakować bardziej "przemyślanie". Przestał strzelać jadem gdzie popadnie i skupił się na jednym , najbliższym celu - głowie Jack`a. Wystrzelił swój złotozielony kwas w taki sposób ,aby chłopak nie mógł przesunąć się w żadną stronę. W skrócie - białowłosy był w śmiertelnej pułapce.
W ostatniej jednak chwili Elsa krzyknęła:
-Przegrałeś zakład!
Jack mimowolnie schylił się z bólu , a z jego ust wyleciało kilka ślimaków w zielonym śluzie.  Widownia zaczęła bić brawa i śmiać się głośno. Jedynym plusem w tej kompromitującej sytuacji było to ,że głowa chłopaka wciąż była w jednym kawałku.

Sidlarz wkurzył się już niemiłosiernie. Wszystkie jego próby roztopienia zdobyczy zakończyły się fiaskiem , więc postanowił przejść do ostatecznej degustacji. W chwili ,gdy pochylił się nad stojącą wciąż jak słup soli Meridą , coś świsnęło i po dziewczynie nie został żaden ślad. Publiczność i sędziowie wydawali się być tak samo zaskoczeni jak zielona bestia , której kolacja dosłownie świsnęła sprzed nosa.


To nie jest cały rozdział , ale jestem naprawdę wykończona tym dniem i najzwyczajniej w świecie nie mam po prostu weny. Oczywiście mogłabym się pocić i napisać go do końca , ale prawdopodobnie przeczytalibyście go dopiero około 24 jak nie później. Mam nadzieję ,że taki jakby począteczek wam póki co wystarczy. Część drugą postaram się wstawić jak najszybciej ;) i życzę udanego poniedziałku - w moim przypadku dzień będzie zły , bo zaczynam kartkówką z chemii...
Dobranocka ;)

sobota, 19 września 2015

Goście , rozdział w niedzielę.

Tak wiem obiecałam i wgl , ale nie mam czasu ,aby napisać ,bo przyjechali do mnie goście , a ja zostaję niańką na pełen etat. Mam nadzieję ,że nie jesteście na mnie źli i poczekacie do jutra ;) Dziękuje za wyrozumiałość.

piątek, 18 września 2015

Rozdział 25 ,,Długi wiersz , piłka krótka"

♥Abrakadabra♥

-Powiem to już ostatni raz : Masz zniknąć tą zimę! Rozumiesz?! - profesor Maginer nie wyglądał na zadowolonego , a ton jego głosu przyprawiał Jack`a o dreszcze.
-Przecież mówiłem już tysiąc razy ,że to nie moja sprawa! Gdybym coś takiego zrobił to chyba raczej powinienem był o tym pamiętać. - odburknął lecz w głębi duszy nie był do końca pewien swoich słów. Nie pamiętał nawet co stało się wczoraj wieczorem. A co jeśli jeden ze starszaków dodał mu coś do picia, a on zamroził wszystko nie mając o tym pojęcia?
-Słuchaj smarkaczu , nie mam zamiaru marnować swojego głosu i powtarzać to kolejny raz! Jeśli się przyznasz i roztopisz TO wszystko co teraz tam panuje- wysoki nauczyciel odsłonił okno w gabinecie. Wszędzie leżało trochę śniegu. Ba! Cała ziemia pokryta była w kilkudziesięciu centymetrowej warstwie białego puchu. - nie poniesiesz żadnych konsekwencji. W przeciwnym razie zostaniesz wyrzucony ze szkoły.
Jack przełknął głośno ślinę. Trochę wystraszył się groźby Maginer`a , ale postanowił udawać zupełnie tym niewzruszonego.
-A ja myślałem ,że to dyrektor decyduje o tym kto chodzi do Hogwartu a kto nie , a nie jego wiecznie awanturujący się poddani , oj przepraszam - pracownicy. - odpowiedział starając się nie wyrażać żadnych emocji. Tylko od kiedy był taki pyskaty? Przecież jako NOWY Jack nie odważyłby się nigdy zrobić czegoś takiego. Czy wydarzenia z wczorajszego wieczoru mogłyby mieć na to jakiś wpływ? Może i by mogły , ale przecież ,aby do tego dojść trzeba najpierw pamiętać co w ogóle się wczoraj robiło.
-Zobaczymy jak będziesz śpiewał , gdy dyrektor się o wszystkim dowie. Może i nie jest za młody , ale uwierz mi , dobrze wie ,że w październiku tyle śniegu nie spada. - profesor zmienił ton i teraz zachował się w miarę spokojnie.
-Ale to nie ja! - zdenerwowany chłopak gwałtownie wstał odsuwając krzesło do tyłu. Te z kolei z hukiem upadło na podłogę.
-Dobrze Frost. Skoro tak upierasz się przy swojej racji , możesz wrócić do siebie. - odrzekł profesor i podnosząc siedzisko , wsunął je z powrotem pod biurko , wprawiając Jack`a w osłupienie.
-Że jak?
-Nijak. Możesz iść.
-Na poważnie?
-Na poważnie.
-Zero konsekwencji?
-Jak na razie zero konsekwencji.
-I mogę wyjść?
-Możesz wyjść.
-Tak po prostu?
-Tak po prostu.
-Naprawdę?
-Idź już głupcze zanim się rozmyślę! - odburknął nauczyciel ,zasiadł za swoim dębowym stołem i wziął łyka śniadaniowej herbaty. Białowłosy zdziwiony nagłą zmianą nastawienia postanowił nie wchodzić mu więcej w drogę i posłusznie wyszedł z gabinetu.
***
Dni w Hogwarcie leciały dość szybko. Zwłaszcza , gdy robiło się coraz bliżej do turnieju trójmagicznego. Przyjaciele odcięli się już od reszty kolegów z domówi i trzymali się teraz tylko w czwórkę. Mówiąc czwórkę mam na myśli Roszpunkę , Jack`a , Meridę i Czkawkę. Elsa trzymała się zawsze na uboczu i pomimo wielu zaproszeń od grupy wciąż nalegała aby tak zostało. Roszpunce często robiło się żal białowłosej w warkoczu. Wiedziała co oznacza słowo samotność , nie tyle wiedziała co poczuła na własnej skórze. Spędzanie czasu od dzieciństwa w wysokiej wieży oddzielonej od reszty świata wbrew pozorom nie jest przyjemne. Długowłosa ,aby poprawić jej humor któregoś dnia postanowiła sprawić jej niespodziankę w postaci imprezy. Uwierzcie mi  lub nie ,ale Elsa nie była zachwycona ,gdy po ciężkim dniu w szkole wróciła do pokoju , a ze wszystkich możliwych kryjówek wyskoczyli roześmiani uczniowie. Dziewczyny posprzeczały się od tego czasu i nie odzywały do siebie. Natomiast  Jack kompletnie zmienił do niej nastawienie. Białowłosa z obiektu kpin i żartów stała się dla niego kimś więcej. Intrygowała go jej tajemniczość i chciałby poznać ją bliżej. Niestety każda próba podjęcia nawet najkrótszej rozmowy kończyła się fiaskiem.
Z kolei Merida sporą ilość czasu zamiast na zakuwanie , przeznaczała na spotkania z Bruce`m. Świetnie czuła się w towarzystwie napakowanego ucznia Dumstrangu. Bardzo , ale to bardzo przeszkadzało to Czkawce. Za każdym razem ,gdy widział rudowłosą w towarzystwie tego ,tak zwanego przez niego "buraka", jakaś mała szpileczka wbijała mu się w serce dziurawiąc je w pół. Chłopak nie do końca potrafił sobie uświadomił dlaczego tak jest. Czyżby jest... zazdrosny? Nie! To nie wchodziło przecież w grę. A może jednak...?
Trzy tygodnie , które organizatorzy oddali uczniom na naukę minęły dość szybko i naszedł ostateczny dzień. Dzień w którym odbędzie się pierwsze wyzwanie turnieju.  Wybrani wcześniej przez czarę uczestnicy oraz grono pedagogiczne spotkali się w dużym kremowym namiocie.
Gwar tam panujący przerwał dyrektor Dumstrangu , który wchodząc do namiotu narobił sporo hałasu. Widząc ,że uczniowie są cicho i czekają na wskazówki , wyjął ze skórzanej kieszeni pergamin i zaczął czytać:
-Dawniej smoki były wolnymi stworzeniami. Można by rzec ,za wolnymi. Potężne stwory potrzebowały opieki, lecz żaden ze zwykłych ludzi nie miał na tyle odwagi , aby móc oswoić tę myślącą i nieprzewidywalną istotę. Wszystko zmieniło się jednak ,gdy na świecie pojawili się czterej magowie: Rowena , Helga , Salazar i Godryk. Tylko oni byli wstanie oswoić te bestię. Każdy smok pasował do innego stworzyciela Hogwartu , więc zostali oni podzieleni na klasy. Istoty z tych klas nie są groźne , ale trzeba znaleźć na nie odpowiedni sposób. Jedynie według wymagań umieściliśmy jednego z najgroźniejszych smoków z klasy Fantryka Fear`a , ale nie martwcie się. Szansa ,że na niego traficie jest jedna na milion. Wracając do sedna sprawy. Waszym zadaniem będzie oswojenie smoka i zdobycie wskazówki do następnego zadania. Mam nadzieję ,że zrozumieliście.
-Jesteście gotowi? - zapytał dyrektor Hogwartu próbując mówić głośniej niż grającą orkiestra i wiwatujący tłum zewnątrz namiotu. Gdy reprezentanci pokiwali głowami zdjął swój kapelusz i podstawił pod nos dziewczętom z Beauxbatons. - Drużyny wybierają po jednym.
Angelika Ząbek - dziewczyna o krótkich , czarnych włosach i zielono-żółtym pasemkiem- włożyła rękę do czapki i wyciągnęła wiercącą się figurkę brudnozielonego smoka z czerwonymi znaczeniami.
-Fuj jaszczurka! - pisknęła i szybko oddała stworzonko koleżance ze szkoły.
-Smok - poprawił ją dyrektor - A dokładniej Szeptozgon. Nie groźny jeśli oczywiście znajdzie się jakiś sposób.
Siwobrody powędrował z kapeluszem do drużyny z Dumstrangu. Burce odepchnął przyjaciela od "woreczka" i sam włożył do niego dłoń. Chłopak wyciągnął z niego małego , równie wiercącego się niebieskiego smoka z białe kropki.
-Gromogrzmot. Nie jest bardzo groźny - odrzekł ,podszedł do ostatniej , najliczniejszej grupy i przystawił czapkę do stojącej z boku Elsy. Dziewczyna zawahała się ,ale po krótkiej chwili milczenia włożyła dłoń i wyciągnęła nieruchomo stojącą figurkę. Nauczyciele znieruchomieli z wrażenia. Wylosowanym stworem był sam Sidlarz - smok z najgroźniejszej klasy , klasy Fantryka Fear`a.



Aj noł aj noł rozdział krótki , zero akcji i ten teges. No ,ale za to mam niespodziankę , bo ten "prawdziwy" rozdział z akcją i może romantyzmem xD (może dlatego ,że nie wiem czy będę w nastroju do "romansów" :D) pojawi się już... JUTRO! Ogólnie na początku plan był taki ,że wstawię taki cały , długi rozdział z tym wstępem i samym turniejem dzisiaj , ale zauważyłam ,że się nie wyrobię , a jak obiecałam ,że w piątek no to trzeba dotrzymać słowa xD Mam nadzieję ,że jesteście ciekawi jak poradzą sobie nasi bohaterowie z Sidlarzem ;) Widzimy się jutro!

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 24 ,,Utrata pamięci? Chyba coś się święci"

♥Abrakadabra♥
Przyjaciele wpatrywali się w siebie nie pewni tego co mają zrobić. Czemu Elsa ,a nie Czkawka? Przecież nauczyciele mówili ,że wszystko będzie w porządku. O co tu chodzi?
-No... dalej zapraszamy na środek! - dyrektor próbował jakoś wypełnić powstałą ciszę- Powitajcie oklaskami nowych reprezentantów Hogwartu!
Pozostali uczniowie zaczęli klaskać , a wytypowana trójka razem z białowłosą dziewczyną ruszyła w kierunku uśmiechniętego sztucznie dyrektora. Wszyscy po kolei uścisnęli siwobrodemu dłoń i poszli w kierunku dużych drzwi za którymi wcześniej zniknęła pozostała czwórka wybranych przez czarę. Ledwo ,gdy przekroczyli próg dopadli ich zmartwieni nauczyciele i urządzili krótkie przesłuchanie. Nie mogli jednak rozmawiać zbyt długo i zbyt głośno , aby nie wzbudzić niepotrzebnego zainteresowania wśród innych szkół. W końcu odpuścili sobie , gdy dyrektor zwołał ich na szybką naradę. 
-I co my teraz zrobimy?! Po jakiego trolla ta głupia blondynka się zgłosiła?! Czemu wylosowali tę idiotkę , a nie naszego Czkawkę?! - Roszpunka wyraźnie wyrażała swoje niezadowolenie
-Głupia idiotka ma na imię Elsa... - białowłosa dziewczyna pomachała do stojącej metr od niej długowłosej.
-Ojejusiu! Bardzo cię przepraszam , ale jestem dość zdenerwowana i nie wiem co mówię.. Znaczy wiem , ale zapominam! Znaczy pamiętam , ale... no sama rozumiesz... - odpowiedziała speszona
-Nic się nie stało. Często to słyszę... - zapanowała niezręczna cisza - To ja może pójdę...
-Ale wtoooopa... - Merida zaśpiewała cieniutkim głosem
Gdy Elsa zdążyła zrobić kilka kroków do pomieszczenia ponownie wróciło grono pedagogiczne. Niestety nie wyglądali oni na szczęśliwych ,lecz byli zmuszeni do zagrania wielce podekscytowanych całą sytuacją i reprezentantami.
-Proszę o ciszę. Proszę o ciszę! Posłuchajcie mnie dobrze , zwłaszcza wy pierwsze klasy. - dyrektor skinął głową w kierunku grupki przyjaciół -  To nie jest zabawa. To bardzo poważne zawody i nie możecie pozwolić sobie na żadne wygłupy. Fakt iż czara was wybrała nie oznacza ,że jesteście inni niż reszta czarodziei.  Oczywiście jesteście wyjątkowi , ale na pewno nie niezniszczalni.  Radzę wam pouczyć się kilku ciekawych zaklęć. Pamiętajcie - każdy chwyt jest dozwolony. Jednak nie możecie również zapominać ,że najważniejsza tu jest praca zespołowa. Puchar wygracie tylko wtedy ,gdy będzie na niego pracować razem. Jesteście gotowi?
Uczniowie trzech szkół spojrzeli po sobie uśmiechnięci. To znaczy oprócz wybrańców w Hogwartu. Oni uśmiechali się raczej  sztucznie. W środku byli źli i bardzo , ale to bardzo przestraszeni.
-W takim razie życzę wam szczere powodzenia - siwobrody opuścił zbiorowisko , a na jego miejsce wszedł profesor Lagenda. Zadowolony mężczyzna wyjął z kieszeni szaty pergamin i przeczytał wyraźnie:
-Pierwsze zadanie odbędzie się 2 listopada na stadionie do grania w quddith`a. Zwycięzcy otrzymają puchar i 4000 galeonów do podziału między sobą. - nauczyciel schował pergamin - Możecie wrócić do siebie.
Uczniowie nie chcieli zostawać ani chwilę dłużej. Jedynie marzyli o tym ,aby dzień ten już się skończył.
                                                                        ***
Późną nocą Jack przemknął się do Wielkiej Sali. Wchodząc o mało nie zwalił drogocennego wazonu pełniącego zadanie dekoracji od kilku wieków. Po drodze chłopaka nie ominęły również złośliwe komentarze obrazów , które oślepione blaskiem z różdżki nie szczędziły brzydkich wyrazów. Białowłosy zamknął ogromne drzwi i odetchnął z wyraźną ulgą. Wbrew pozorom przechodzenie obok otwartego pokoju obradujących nauczycieli nie było takie proste. Jack nigdy w życiu nie narażałby się tak bez wyraźnego powodu , ale tym razem owy powód miał. Otóż jego czarodziejska laska zniknęła kilka dni temu z jego pokoju. Chłopak postanowił ,że nie spocznie dopóki każde miejsce czarodziejskiej szkoły nie zostanie dokładnie przeszukane. W momencie ,gdy chciał zaczynać swoje poszukiwania usłyszał głośne kroki na korytarzu , które wyraźnie zbliżały się do Wielkiej Sali. Białowłosemu niestety nie udało się odskoczyć za stół w odpowiednim momencie i został przyłapany - ku jego zdziwieniu przez kolegów ze starszej klasy.
-O proszę , proszę kogo my tu mamy! - najwyższy z grupki wyszedł przed szereg - Jack Frost , co? No no z czego pamiętam to ciebie wybrała czara. Szczerze gratuluję odwagi i głupoty. Przecież i tak wiadomo ,że taki mały robaczek jak ty odpadnie w pierwszej rundzie.
Pozostali ślizgoni śmiejąc się otoczyli białowłosego.
-Tak jasne... Założę się ,że w walce pokonałbym cię z palcem w nosie. - Jack wyprostował się dumnie i uśmiechnął zawadiacko.
-Ohoho patrzcie jaki zadziorny! Ale jak już tak pięknie prosisz to zgoda. - brunet wyciągnął prawą dłoń - Dymitr! Przetnij nasz zakład.
-Zaraz co? Nie ,ja nie... - zanim białowłosy zdążył coś powiedzieć Pinklin uścisnął mu rękę i zakład się rozpoczął. -Ja nie chcę walczyć!
-Poddajesz się? To jeszcze lepiej ! Od początku roku już na to czekałem! - ślizgon wyjął różdżkę i przyłożył do głowy Jack`a. Chłopak chciał uciec , ale pozostali pomiatacze zablokowali mu jakąkolwiek drogę ucieczki. ,,Gdybym tylko miał laskę... gdyby tylko tu była to dałbym im popalić!" - takie myśli przebiegły mu przez głowę. Niestety na jakiekolwiek działania było już za późno. Z różdżki wytrysnęło kilka zielonych iskierek i chłopak nagle poczuł okropny ból przeszywający jego chude ciało. Nie mógł się ruszyć ani nic powiedzieć. Po kilku sekundach wszystko było znów normalnie. - Dobrze sprawdźmy czy zadziałało! PRZEGRAŁEŚ ZAKŁAD!
Jack wpatrywał się w oczekującego Pinklina. Po krótkiej chwili poczuł tępe ukłucie w żołądku. Odruchowo złapał się za brzuch i zgiął w pół. W tej samej chwili z jego ust wyleciało kilka ślimaków oklejonych zieloną mazią. Upokorzony wytarł usta granatową bluzą. Ślizgoni zaczęli się głośno śmiać i przekrzykiwać się na zmianę. Za każdym razem ,gdy białowłosy usłyszał "przegrałeś zakład" sytuacja ze ślimakami powtarzała się. Po kilku minutach rozzłoszczony Jack wyjął przezroczystą torebeczkę z kieszeni najbliżej stojącego pomiatacza i pobiegł w kierunku głównych drzwi. Paczka przyjaciół zwróciła się zaskoczona w jego stronę.
-Przegrałeś za... - białowłosy chłopak przerwał Dymitrowi wypowiedzenie tego zdania.
-Jeśli jeszcze raz któreś z was to powie  zacznę krzyczeć. - powiedział marszcząc brwi.
-Myślisz ,że boimy się twoich krzyków?! Niedoczekanie! - zaśmiał się Pinklin. To samo uczyniła reszta.
-Krzyków nie , ale nauczycieli tak. Jeśli usłyszą wołanie to zlecą się tu , a wtedy ja pokażę im to - Jack podniósł do góry przezroczyste opakowanie zapełnione ziołami. Nie trzeba być geniuszem ,aby domyślić się do czego one mogły służyć. Ślizgoni natychmiast zaczęli przeszukiwać swoje kieszenie , aby sprawdzić czy ten jak to mówili "dzieciak" ich nie wkręca.
-Myślisz ,że jesteś taki mocny skarżąc ? Chłopaki trzeba pokazać mu gdzie jego miejsce , bo chyba nasz mały robaczek trochę się pogubił. - pomiatacze dopadli Jack`a zanim ten zdążył otworzyć drzwi i rzucili nim o ziemię.
-Zostawcie go! - gdzieś po drugiej sali słychać było delikatny , dziewczęcy głos.
-Znowu kolejny bachor?! Pewnie zakochana para! - przyjaciele zaczęli się śmiać i zostawiając białowłosego w kącie ruszyli w stronę oblanej rumieńcem Elsy.
-Odsuńcie się! - krzyknęła przestraszona i wyciągnęła różdżkę w ich kierunku. Chłopcy zaśmiali się kompletnie nie zwracając uwagi na słowa dziewczyny. -Ostrzegałam! - białowłosa skierowała różdżkę w kierunku Pilklina ,zacisnęła mocno drugą pięść i wymamrotała pod nosem jakieś zaklęcie. Co prawda z jej czarodziejskiego patyczka nie wyleciała żadna magiczna energia , ale ślizgoni zaczynali już czuć efekty. W pewnej chwili zrobiło im się okropnie zimno. Ale nie był to taki normalny chłód. Pomiatacze czuli zimno bijące od środka ich ciał. Po kilku sekundach ich ciało zaczęło się przybierać siny odcień. Niektórzy zaczynali nawet nie mieć czucia w palcach. Przerażeni dziwnym urokiem rzuconym przez dziewczynę w warkoczu uciekli przez duże drzwi. Elsa puściła luzem swoją rękę ,dotychczasowo mocno zaciśniętą i pobiegła w kierunku leżącego na podłodze Jack`a.
-Wszystko w porządku? Jesteś ranny? - zapytała się troskliwie siadając koło niego.
-Tylko trochę poobijany... Ale to nic poważnego! I tak skopałbym im tyłki! - powiedział pewny siebie , lecz widząc pokorną twarz białowłosej dodał -  Ale... dziękuje ,że przyszłaś.
Ton w jakim białowłosy wypowiedział ostatnie zdanie sprawił ,że dziewczyna znów się zarumieniła. Nie do końca umiała wytłumaczyć dlaczego.
-Nie... nie ma sprawy... - parsknęła ,bo nic innego nie przyszło jej do głowy - Słyszałam ,że przegrałeś zakład.
Jack nie zdążył nic odpowiedzieć , gdyż kolejna porcja ślimaków w mazi wyleciała z jego ust.
-O jejciu przepraszam! - Elsa zasłoniła sobie usta ręką -Zapomniałam o tym ,że gdy przypomni ci się ,że przegrałeś zakład to wymiotujesz!
Ponowna dawka ślimaczego śluzu wyszła jamą ustną białowłosego.
-W porządku , ale może już nie mówmy o tym dobra? - zaśmiał się chłopak i wytarł buzię rękawem. Białowłosa przytaknęła i cicho zachichotała. Przez chwilę oboje wpatrywali się w siebie w milczeniu. Nagle para usłyszała dziwny śmiech dochodzący z drugiego końca sali. Elsa zauważyła ,że w kątach pomieszczenia zaczęła pojawiać się ciemna mgiełka. Znajomi wstali z podłogi i zaczęli nerwowo rozglądać się po całej komnacie. Z tajemniczej ciemności zaczęła powstawać jakaś postać. Wyglądała ona niczym cień mężczyzny w długim płaszczu. Jedynie na jego twarzy odróżniały się żółte oczyska i białe , ostre niczym sople zębiska.
-Fantryk Fear... - wyszeptał Jack i chwycił dziewczynę za dłoń - Musimy stąd uciekać!
-Ucieczka nic nie da... - odpowiedziała cicho i speszona zabrała rękę. Nagle tajemniczy cień odepchnął białowłosą w głąb sali. Ta upadając przewróciła stół i kilka krzeseł , robiąc przy tym dużo hałasu.
-Elsa! - krzyknął chłopak i bez dłuższego zastanowienia skoczył na śmiejącą się szyderczo postać i zaczął ją bić pięściami. Ta jednak bez problem odparła jego atak i odrzuciła na ziemię.
-Tylko na to cię stać? - zawołał mężczyzna-cień i zaśmiał się złowieszczo. Jack cofnął się krok do tyłu. - Gdzie się wybierasz mały? - zapytała ponownie czarna postać i znów machnęła ręką. Nagle ciemna mgła otoczyła chłopca niczym gruby sznur i zaczęła mocno go ściskać , tak mocno aż wydawało się ,że zaraz go udusi. Niespodziewanie Fantryka  w plecy trafiły ostre sople lodu. Postać pod wpływem wielkiego bólu upadła na ziemię i puściła , już fioletowego z braku tchu ,chłopca.
-Co do jasnej... - zauważył ,że dokładnie naprzeciwko niego stoi Elsa. Z koniuszków jej palców wystrzeliwały małe niebieskie iskierki. Patrzyła się na niego swoimi ,już nie tak potulnymi jak wtedy, oczkami i ze zmarszczonymi brwiami. -Tego to się po tobie nie spodziewałem -Fantryk spojrzał na nią z wielkim uznaniem , uśmiechnął się szeroko pokazując swoje białe kły i zniknął tak szybko jak się pojawił. Jack leżał jeszcze na ziemi zupełnie nie świadomy tego co się wydarzyło. Dziewczyna podbiegła do niego aby sprawdzić czy wszystko w porządku.
-Jak ty... jak ty to zrobiłaś? Znasz czarną magię?! - Jack wpatrywał się w nią zdziwiony.
-Musisz zapomnieć o tym... zapomnieć o wszystkim... Ja...Przepraszam Jack - odpowiedziała speszona i walnęła go z całej siły krzesłem. Chłopak stracił przytomność.
                                                                                           ***

Białowłosy obudził się w swojej komnacie w chwili ,gdy słońce przeszło przez linię oddzielającą ziemię od nieba. Lekko obolały ruszył w kierunku małego okienka.  Niestety nie mógł sobie przypomnieć co wydarzyło się dzisiejszej nocy i jak znalazł się w swoim pokoju.  Jednego był jednak w stu procentach pewny : Zima panująca na dworze na pewno nie była stworzona przez niego...



Ach ten romantyzm xD Przykro mi , próbowałam coś tam wpleść , ale nie umiem :D Mam jednak nadzieję ,że nie jesteście zrażeni tym ,że tak długo nie było. Wiecie szkoła i takie tam :p Dziękuje za przeczytanie.

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 23 ,,Co dwie "Czkawki" to nie jedna"

♥Abrakadabra♥
-Co?! Nie to przecież jakieś szaleństwo! - krzyknęła Roszpunka i nerwowo odgarnęła włosy - Nawet... Nawet jeśli to nie możemy wciąć udziału! Przecież tylko uczniowie na czwartym roku mogą! Prawda? Prawda?! - dziewczyna rzuciła się z groźną miną do nauczyciela. Ten jednak ,wciąż zachowując grobową twarz, wstał i oznajmił:
-Tak to prawda. Na szczęście po rozmowie z dyrektorami reszty szkół doszliśmy do wniosku ,że możecie brać udział jako cała czwórka. Dzięki temu będziecie mieć większe szanse na pokonanie przeciwników. Poza tym tylko jeśli cała wasza czwórka będzie startowała uda się otworzyć komnatę.
-Zaraz jak to większe szanse na pokonanie? Czemu nie dadzą nam wygrać? - zapytał Jack o oparł głowę na swojej drewnianej lasce. Ku jego zdziwieniu żadnej kija tam nie było i biedak zarył zębami w podłogę. - Co jest? Gdzie moja laska?
Białowłosy ostatnio często nosił ją przy sobie , nie dopuszczając ,aby ktokolwiek inny jej dotykał. Dwa tygodnie temu jakaś blondynka trąciła ją przypadkiem , a na ziemi pojawił się lód. Chłopak tak długo przekonywał ją na "problem ze wzrokiem" ,że dziewczyna na szczęście odpuściła sobie wizytę u dyrektora.
-Skąd mamy to wiedzieć? - prychnął Czkawka usiłując nie patrzeć w podejrzliwe ,turkusowe oczy przyjaciela.
-Ale...Ale przecież uczniowie będą się skarżyć! Pierwszoroczni nie mogą brać udziału. Tak jest napisane w regulaminie! - mówiła długowłosa wciąż broniąc się zaciekle.
-Spokojnie , spokojnie. Właśnie po to była ta lekcja. - odpowiedział Lagenda biorąc duży łyk zielonej herbaty. Widząc jednak zdziwione spojrzenia podopiecznych ciągnął dalej - Po uświadomieniu innym kim jest Fear wciśniemy jakiś kit ,że w tym roku każdy może wciąć udział w turnieju. Nikt nie ma prawa nic powiedzieć.
-Ale... - zastanowiła się blondynka. Czuła ,że zabrakło jej argumentów. -Ale... O! A niby skąd taka pewność ,że czara wybierze nas? Przecież tego nie da się ustawić! - dziewczyna dumnie założyła ręce na klatkę piersiową.
-Wszystko będzie idealnie zagrane. Zresztą sami się wieczorem przekonacie. Teraz lepiej uciekajcie na resztę lekcji. Miłego dnia dzieciaki! - mówiąc to profesor popchnął delikatnie Wielką Czwórkę i trzasnął drzwiami. Przyjaciele rozeszli się w różnych kierunkach.
Roszpunka jednak wcale nie zamierzała iść na zajęcia. W czasie przerwy ukryła się w szkolnej toalecie , a gdy korytarz opustoszał pewnym krokiem ruszyła w stronę biblioteki. Chciała bowiem znaleźć jakiekolwiek informacje o turnieju trójmagicznym. W połowie drogi usłyszała jakieś szepty i głośne kroki. Przestraszona  wbiegła na palcach za gruby słup i wychyliła lekko głowę. Przez korytarz przechodził... Czkawka! Blondynka chciała do niego pobiec , ale w ostatniej chwili zauważyła ,że szatyn nie idzie sam. Obok kroczyła szczupła dziewczyna. Jej zaplecione w warkocz włosy były śnieżnobiałe. Oboje po krótkiej , szeptanej rozmowie weszli do damskiej toalety. Długowłosa odetchnęła z ulgą i ponownie udała się w kierunku czytelni. Za rogiem jednak spotkała ją kolejna niespodzianka.
-Cz-czkawka?! Co ty... Jak ty tu? - zapytała zdziwiona patrząc się to na chłopaka , to na drzwi od szkolnej łazienki.
-Ech... Cleo mnie wystawiła... Czekałem trzy godziny! Rozumiesz to?!Trzy godziny spędziłem na tym głupim placu! - mówiąc to szatyn rzucił bukietem kwiatów w kąt korytarza -Najpierw kobieta proponuje ci spotkanie , a potem nawet nie raczy się zjawić! Czy wszystkie babki takie są?! A zresztą muszę pobyć sam!
Chłopak odszedł w kierunku swojego dormitorium.
-Trzy godziny? - Roszpunka zaczęła głośno myśleć - Przecież to niemożliwe! Kilka minut temu zakończyła się lekcja Historii na której Czkawka był obecny! Coś mi tu śmierdzi... - dziewczyna zmarszczyła brwi - I wydaję mi się ,że wiem kto może mieć z tym coś wspólnego...
                                                                            ***
Wielka sala była zapełniona aż po brzegi. Uczniowie Hogwartu , Dumstrangu i Beauxbatons z niecierpliwością czekali ,aż czara wskaże reprezentantów tegorocznego Turnieju Trójmagicznego. Wszyscy byli podekscytowani i pełni nadziei na wylosowanie. Wszyscy prócz czwórki przyjaciół stojącej w jednym z ostatnich rzędów.
-Czemu wszyscy się tym tak ekscytują? Przecież tam można zgin- Merida ziewnęła przeraźliwie- ąć.
-Można , ale popatrz też na zalety Turnieju. Szkoła która wygra zdobędzie piękny puchar , a osoby biorące udział odzieją się wielką chwałą na całe życie! - przed rudowłosą stanął wysoki , umięśniony brunet - Nazywam się Bruce Marter , chodzę do Dumstrangu- chłopak pocałował dziewczynę w rękę. Ta speszona szybko ją zabrała i oblała się rumieńcem.
-Ja jestem Merida... Merida Walczeczna. To znaczy Waleczna! - rudowłosa zaśmiała się sztucznie.
-Bardzo ładne imię niewiasto .Wydajesz się być naprawdę bardzo miła. Merido co , więc powiesz na to , aby jutro wybrać się gdzieś na spotkanie? Znajdziesz dla mnie czas?
Dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie i ponownie zarumieniła. Tym razem chyba był to raczej inny rodzaj rumieńca.
-Nie , nie znajdzie! - do dyskusji wtrącił się Czkawka. Coś w środku kazało mu przerwać tę rzygającą serduszkami rozmowę. Chłopak nie do końca wiedział co to może być. Czyżby zazdrość? Nie! Ta myśl w ogóle nie przechodziła mu przez głowę.
-Ale.. - Bruce chciał coś jeszcze dodać ,lecz właśnie zaczęła się ceremonia. Brunet rzucił tylko do Meridy: Porozmawiamy później i wrócił na swoje miejsce.
-Co to miało być?! - dziewczyna ocknęła się ze stanu różowych serduszek i spojrzała wrogo w stronę pełnego triumfu przyjaciela.
-Ja... No sam nie wiem... - szatyn lekko się zaczerwienił
-Ty chyba... chyba nie jesteś zazdrosny , prawda? - dopytywała się rudowłosa.
-Zazdrosny?! Błagam daj już sobie spokój. Po prostu koleś wygląda jak łamacz serc. Zresztą skąd on się urwał ,że wciąż używa "niewiasto"? - chłopak zaczął się tłumaczyć odwracając wzrok. Dziewczyna chciała coś jeszcze dodać , ale nagle na sali zrobiło się ciemno. Jedynym źródłem światła był tajemniczy , niebieski płomień czary.
-Nadszedł już czas! - powiedział dumnie dyrektor wskazując palcem wskazującym Czarę. Nagle błękity ogień buchając zmienił kolor na czerwony , a w rękach dyrektora pojawiły się dwa pergaminy. - Dobrze , więc! Reprezentantki Beauxbatons to - wśród uczniów nastało poruszenie - Angelika Ząbek i Ernesta Writt!
Rozległy się brawa , a zafascynowane Francuzki  zaczęły głośno piszczeć. Po chwili dwie wysokie dziewczyny pojawiły się obok dyrektora. Uśmiechnięte dygnęły lekko i po kolei podały dłonie siwobrodemu. Ten również zadowolony wskazał im ogromne drzwi na końcu sali , do których obie szybko się udały. Czara ponownie buchnęła krwistoczerwonym ogniem i w dłoniach naczelnika ponownie pojawiły się dwa pergaminy.
-Reprezentantami szkoły Dumstrang zostają: Ardest Maciejo i Bruce Marter!
Szkoła mięśniaków zaczęła głośno klaskać i klepać przyjacielsko wybrańców. Po chwili oni również podali ręce dyrektorowi i ruszyli w stronę wielkich drzwi.
-Czas na ostatnich reprezentantów , reprezentantów Hogwartu. Jak wiecie z wiadomych przyczyn w tym roku mogły zgłosić się również młodsze klasy. - Czara Ognia już ostatni raz wybuchła czerwonym blaskiem "wręczając" siwobrodemu jeden pergamin. - W tym roku oficjalnymi reprezentantami Hogwartu zostają: Jack Frost , Roszpunka z Wieży , Merida Waleczna i... - tu głos dyrektora zawiesił się na chwile - Elsa Arendell...
Nikt nie klaskał , nikt nawet nie drgnął. Nastała zupełna cisza.




I co? Jak było ?:D Spodziewaliście się Elsy? Rozdział nie był jeszcze tym "ciekawym". No wiecie to było takie trochę pokręcone wprowadzenie. Starałam się dodać trochę miłości , ale jeszcze nie pora ;) Mam nadzieję ,że się podobało.

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 22 ,,Podręczniki Kłamstw i zagadka w końcu rozwiązana!"

♥Abrakadabra♥
Do końca lekcji pozostały jeszcze trzy godziny. Dzisiaj jednak większości uczniów minęły one bardzo szybko i przyjemnie. Prawdopodobnie dlatego ,że zamiast dwóch godzin eliksirów odbyły się zajęcia z historii magii prowadzone przez profesora Lagendę. Nauczyciel ten cenił się wielkim szacunkiem wśród młodych czarodziei ,a  jego lekcje zawsze były wykładane ciekawie. Nawet Czkawka odmówił wagarów i postanowił zostać na tych zajęciach. Było to bardzo dziwne ,bo "nowy" Czkawka chodzi do szkoły tylko w te dni , w które miał na to ochotę.
Lekcja zaczęła się popołudniu ,równo o godzinie dwunastej. W chwili ,gdy zegar z kukułką skończył swoją melodię do sali wszedł wysoki , łysy na blask mężczyzna. Uczniowie uśmiechnięci od ucha do ucha wyjęli ze swoich skórzanych toreb podręczniki i zasiedli w drewnianych ławkach.
-Witam! - zaczął pogodnie profesor i wstał zza swojego okrągłego biurka - Nazywam się Lagenda i uczę historii magii , ale to już raczej wiecie. Nie bez powodu wyjęliście książki. Otóż dziś musiałem przyjść na zastępstwo , gdyż kochany profesor nie mógł uraczyć was dziś swoją obecnością. Dobrze zacznijmy ,więc lekcje! Dzisiejszym tematem będą... Co się stało Jack?
-Na której to stronie w podręczniku? - białowłosy opuścił rękę i wskazał na grubą księgę
-Na żadnej. Najlepiej schowajcie swoje książki , dziś nie będą wam do niczego potrzebne. Otóż tego tematu nie znajdziecie w żadnej z ksiąg. Tematem dzisiejszej lekcji będą wielcy czarodzieje władający piękną , ale jakże niebezpieczną czarną magią.
Uczniowie otworzyli oczy ze zdziwienia. Kilkoro nawet wydało z siebie ciche pisknięcie. W temacie czarnej magii w Hogwarcie młodzi czarodziejowie na drugim roku wiedzieli tylko jedno - jest ona niebezpieczna , a każda próba podjęcia rozmowy -już nie wspominając o nauce- zakazana i surowo karana.
-Ale , ale proszę pana! Przecież tak nie można... dyrektor zabrania! - wystraszyła się Roszpunka , a kilka osób z sąsiednich ławek pokiwało głowami.
-Ależ spokojnie , bez obaw. Dyrektor sam zlecił mi poprowadzenie takiego typu lekcji. - odpowiedział łagodnie Lagenda i usiadł na biurku. - Bez większego przedłużania zacznijmy. Czasu jest mało , a materiału do przekazania bardzo dużo. - lekko uspokojeni uczniowie schowali podręczniki i z zaciekawieniem wpatrywali się w nauczyciela. - Słyszeliście może o...
Wykład przerwał głośny huk otwieranych drzwi. Do sali na swoich wysokich obcasach weszła profesor Gabczańska trzymając za rękaw ospałą Meridę.
-Zrób z nią coś do jasnego kamienia filozoficznego! Zasypia mi na zajęciach ,a ja już nie mam zamiaru dłużej znosić jej głośnego chrapania! Może chociaż na twojej lekcji nie zaśnie i przynajmniej wyniesie coś pożytecznego! - krzyknęła i wyszła ponownie trzaskając drzwiami.
-O! Profesor Lagenda! - rudowłosa dziewczyna ożywiła się nagle i szeroko uśmiechnęła pokazując białe zęby.
-Witaj Merido. Widzę ,że już nie masz ochoty na spanie. Usiądź proszę przy ścianie koło Roszpunki. - ręką wskazał niebieskookiej wolne miejsce. Ta natomiast szybko pobiegła do przyjaciółki i zadowolona zajęła krzesło. - Dobrze zacznijmy w końcu. Otóż czy ktoś z was wie kim jest Fantryk Fear?
Czwórka przyjaciół wymieniła porozumiewawcze spojrzenia. Dobrze wiedzieli kim jest ten czarodziej , ale nikt nie miał odwagi podnieść ręki. Nawet Jack , chłopak który do tej pory wiedział wszystko o co kiedykolwiek zapytał nauczyciel , tym razem utkwił spojrzenie w ławce. Pozostali z paczki udawali ,tak jak cała reszta, poważnie zaskoczonych.
-Fantryk Fear to najgroźniejsza osoba władająca czarną magią jaką dotąd poznał nasz świat. -odrzekł tajemniczo profesor , a widząc lekkie zażenowanie wśród ślizgonów , dodał - Oczywiście mówimy teraz o czarodzieju wciąż żyjącym.
Niektórzy rozejrzeli się przerażeni po pomieszczeniu , jakby spodziewając się spotkać go w tej chwili. Nauczyciel dumnie poprawił swój pomarańczowy krawat w zielone kropy i ciągnął dalej:
-Fear podchodzi z czasów ,gdy Rovena , Helga , Godryk i Salazar zakładali Hogwart - miejsce w którym obecnie się uczymy. Stwórcy założyli tą szkołę po to ,aby szkolić nowych czarodziei do walki z Fantrykiem i jego ciemnością.
-Ale proszę pana! - jeden z krukonów podniósł rękę - Przecież oni stworzyli to miejsce , aby uczyć innych magii! W podręczniku nic nie ma o żadnych ciemnych mocach i obronie przed nimi!
-Kiedy tworzono te badziewne książki nikt nawet nie pomyślał ,że po pokonaniu Fear`a przez założycieli Hogwartu ciemne moce mogą tu jeszcze powrócić.  - odparł Lagenda zarozumiałym tonem
-Czemu on jest niby taki groźny? - zapytał jeden ze ślizgonów i założył ręce na klatkę piersiową - Co może nam takiego zrobić?
-Istnieje wiele teorii. Każdy wie jednak ,że Fantryk włada zaklęciami czarnej magii. Potrafi opętać umysł , wyczyścić pamięć , a nawet przemienić się w inną osobę bez użycia specjalnego eliksiru. Dodatkowo Fear nie działa sam. Zawsze ma jakichś pomocników , być może jest to nawet ktoś z was. Pamiętajcie ,że jeśli taki ktoś jak Fantryk Fear dorwie was w swojej prawdziwej , odrodzonej w ciemności osobie to już nie ma ratunku. Tacy jak on nie znają litości... Dziękuje za zajęcia! A i jeszcze coś. Merida , Roszpunka , Jack i Czkawka! Zostańcie na chwilę po lekcji.
Nagle wielki dzwon obwieścił wszystkim ,że koniec już zajęć i czas na przerwę. Młodzi czarodzieje wybiegali wesoło z innych klas robią okropny gwar na korytarzach , natomiast z lekcji pana Lagendy uczniowie wychodzili bardzo wolno i ostrożnie rozglądając się wciąż na boki. Gdy sala już opustoszała czwórka przyjaciół podeszła radośnie do profesora.
-Chciał pan z nami porozmawiać? - zapytała długowłosa pakując starannie książki do torby.
-Tak. Zdaje się ,że razem z panią Gabczańską rozszyfrowaliśmy tą zagadkę! Prawdopodobnie diadem Roweny znajduje się w nieużywanej od setek lat sekretnej wieży założycieli. - powiedział łagodnie profesor.
-Świetnie! W takim razie chodźmy po niego , szybko! - rzucił Czkawka i machnął ręką w kierunku drzwi. Widząc jednak zmartwioną twarz profesora ,zapytał- Wie pan gdzie ona jest , prawda?
- Wiem , ale nie w tym polega problem... - zaczął nauczyciel i wstał z biurka - Aby go zdobyć trzeba... wygrać turniej trójmagiczny...
Na sali zapanowała cisza.



Dobra rozdział z tylniej części ciał... a co ja będę się gryzła! Rozdział wzięty po prostu z dupy... Nie wiem taki trochę nudny i nic się nie dzieje , ale serio nie miałam pomysłu :/ Następny rozdział będzie bardziej emocjonujący. W końcu zacznie się turniej! :D Mam nadzieję ,że się nie zawiedliście i w ogóle jakoś dało się przeczytać xD Widzimy się za tydzień ;)

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 1. JTMW - czyli Jak To Miało Wyglądać ;)

Czeeeeść! Zapytacie pewnie skąd ten mega dobry humorek ;) Tak więc pampaprampam! Dziś 20 sierpnia co oznacza ,że się urodziłam :D No wiecie nie teraz tylko kilkanaście lat temu xD. Z tej okazji postanowiłam pokazać wam jak miał na początku wyglądać pierwszy rozdział bloga! ( to opowiadanie pisałam na długo przed założeniem , więc nie dziwcie się ,że jest trochę inaczej ;) ) Nie przedłużając zapraszam do czytania. Koniecznie napiszcie w komentarzu który pierwszy rozdział- taki jaki miał być czy taki jaki  jest - podoba wam się bardziej ;) Miłego dzionka ^.^

Rozdział 1

W pociągu panował gwar , który można byłoby porównać do gwaru na rynku w niedzielne popołudnie. Każdy uczeń szkoły Magii i Czarodziejstwa nie mógł doczekać się kolejnych chwil spędzonych wśród swoich czarodziejskich przyjaciół. Każdy z wyjątkiem...
- Czkawka , no daj spokój! Jestem pewna, że będzie super! - powiedziała rudowłosa dziewczyna do nie za wysokiego szatyna (jednak to ona była ciągle najniższa w towarzystwie) i przy tym oglądała wszystko bardzo uważnie. Jej nadzwyczaj bujne, skołtunione włosy  weszły już w prawie każdy kąt przedziału w wagonie.
- Czy ty nie umiesz usiedzieć w miejscu? - zapytała już lekko zdenerwowana Roszpunka. Roszpunka miała blond włosy i w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki były proste i poczesane. Jednakże samo czesanie zajmowało bardzo dużo czasu , bo miała strasznie długie włosy. Jednak dziewczyna była z tego całkiem zadowolona
-Chciałabym spokojnie poczytać książkę i dowiedzieć się kto zabił Edwarda! - zawołała do rudowłosej i ponownie wgłębiła się w lekturę.
-Zrobił to lokaj! - z zadowoleniem ogłosił Jack. Był to chłopak bardzo wyróżniający się od grupy rówieśników (każde z nich miało coś niezwykłego, ale on i tak najbardziej odstawał od kręgu) Jego włosy były białe jak śnieg i wyraźnie biło od niego chłodem. Chłopak potrafi manipulować lodem oraz śniegiem co jest niezwykłą zdolnością nawet dla uczniów Hogwartu. Niestety takie umiejętności nie są w porządku , ponieważ czarodzieje uważają to za czarną magię.
Jack! - krzyknęła zdenerwowana Roszpunka i nadepnęła mu swym różowym pantofelkiem na nogę na tyle mocno ,że przyjaciel ugryzł się w język by powstrzymać się od krzyku.
-Dobra , żartowałem! - szybko zawołał , a Roszpunka obróciła oczy z zażenowaniem. Nagle Merida spojrzała na Czkawkę i przymrużyła oczy.
-Co robisz? - zapytała i zaczęła podchodzić do chłopaka. Ten natychmiast zamknął plecak do którego do tej pory rozmawiał szeptem.
-Ja? Nic... nic takiego...
-To czemu rozmawiałeś ze swoim plecakiem? - dopytywała się rudowłosa
-Nie rozmawiałem...
-Przecież wyraźnie słyszałam! Pokaż co tam masz! - rozkazała Merida i złapała za plecak. Jednak Czkawka szybko przeciągnął go do siebie.
-Nie interesuj się!
-Skoro nie masz nic do ukrycia to daj mi go! - zawołała i wyciągnęła rękę
-Nie! Mam tam swoje prywatne rzeczy!
-Merida daj spokój. Nie wiesz ,że Czkawka jest uparty jak osioł? - powiedziała Roszpunka , która miała już dość tej głupiej sytuacji.
-A ja też chciałbym się przekonać kogo nazywałeś kochaniem! - zaśmiał się Jack , a Merida szybko odwróciła głowę w kierunku szatyna.
-Chyba nie wziąłeś... - nie zdążyła dokończyć , bo chłopak jej przerwał
- Przecież nie jestem głupi. W regulaminie wyraźnie pisało ,że nie można brać smoków.
-Uf... Już myślałam! Ale przecież i tak nie dałbyś rady wziąć Szczerbatka do plecaka!
-No właśnie!
-Ale to przecież nadal nie zmienia faktu , że coś lub kogoś w plecaku nazwałeś kochaniem. - nadal nie ustępowała Merida
- Skoro nie masz nic do ukrycia to pokaż co masz w plecaku , bo ci dwoje nie dadzą ci żyć! - zawołała już bardzo zdenerwowana Roszpunka i dodała cicho -  mi też...
Cała trójka podeszła , a wręcz rzuciła się na Czkawkę i zaczęła wyrywać mu plecak z rąk. Nagle Roszpunce udało się dorwać bagaż i już chciała go otworzyć, gdy nagle Czkawka zawołał:
-Roszpunko , proszę jeśli szanujesz moją prywatność nie rób tego!
Dziewczyna zawahała się. Była równie ciekawa jak pozostali co tam jest , ale szanowała prywatność innych i sama nie lubiła kiedy ktoś szperał jej w rzeczach. Kiedy podjęła już decyzje i miała oddać plecak Czkawce , Merida szybko przechwyciła torbę i nawet nie wahała się jej otworzyć. Po otworzeniu włożyła rękę do plecaka i zaczęła krzyczeć. Kiedy ją wyjęła ręką cała obklejona była zielonym śluzem.
-Ohyda! Fu! - krzyczała Merida i rzuciła plecak w stronę Czkawki
-O ja nie mogę wykluwa się! - krzyknął Czkawka od razu gdy spojrzał na dno bagażu
-Czkawka , czy ty... ty... wieziesz smoka? - wydusiła z siebie Roszpunka
-Ja... no nie mogłem się z nim rozstać! Znalazłem to jajko i według moich obliczeń miało wykluć się za parę dni. Musiałem przy tym być!
-To dlatego tak bardzo nie podobał ci się wyjazd? - zapytała Merida ocierając dłonie i kurtkę Jack`a
-Ale chyba wiesz ,że smoki wyrastają na duże istoty. Jak zamierzasz ukryć dorosłego smoka w internacie gdzie nie można mieć zwierząt?- spytał lekko zażenowany Jack
-Trzeba było zostawić go w domu! - zawołała dopiero teraz Roszpunka - Narobisz sobie i nam kłopotów!
-Będę go pilnował!
Nagle plecak Czkawki zaczął się trząść i po chwili wyskoczył z niego mały smok. Był tak mały i tak szybki ,że nagle zniknął z pola widzenia przyjaciół.
-Bardzo go upilnowałeś! - zaśmiał się Jack - Na pewno nikt się nie dowie ,że po pociągu biega sobie malutki smok.
-O nie , o nie , o nie! - zaczął lamentować Czkawka - Co ja zrobię? Co ja zrobię?
-Spokojnie smok jest w naszym przedziale. Dopóki nikt nie otworzy drzwi nie ma co się denerwować! - uspokoiła chłopaka Roszpunka - Mój kameleon na 100% go znajdzie!
Wszyscy popatrzyli się na Roszpunkę , która ciągle była nie świadoma tego co powiedziała.
-O co wam chodzi? - zapytała w końcu
-Masz przy sobie kameleona? Czy wam już do reszty odbiło? - powiedziała bardzo zdenerwowana Merida - Zabraliście zwierzęta i mi nie powiedzieliście? Też bym wzięła!
- No wiem ,wiem nie powinnam ,ale pomyślałam ,że może się przydać... Zaraz... Ale jak zamierzałaś wziąć swojego konia?
-Dobra poszukamy go w końcu czy nie?! - krzyknął Czkawka i po chwili wszyscy jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęli przeszukiwać każdy kąt przedziału. Nagle Roszpunka zauważyła , że coś rusza się we włosach Meridy.
-Merida... - zaczęła cicho - nie ruszaj się.
-Co ? Czemu?
-Coś rusza ci się we włosach...
-Co?! - krzyknęła rudowłosa i zaczęła krzyczeć. Zdejmijcie to! Zdejmijcie to!
-Już! - podbiegł Czkawka i zaczął uporczywie szukać smoka w skołtunionych włosach koleżanki.
-Szybciej! Konduktor sprawdza bilety! Zaraz tu przyjdzie - krzyknęła Roszpunka przykładając twarzyczkę do szklanego okienka w drzwiach
-Staram się , ale szybciej się nie da - odpowiedział Czkawka - To jak szukanie igły w stogu siana!
- Dobra wezmę wasze bilety i mu przekaże. - powiedziała Roszpunka. Sprawnym ruchem przyciągnęła włosami swoją torbę i zaczęła szperać , podczas gdy jej kameleon zaczął przeszukiwać inne bagaże. Po chwili trzymała w ręce wszystkie bilety. Wszystkie oprócz jednego.
-Jack? Gdzie twój bilet?
-To trzeba mieć bilet? - zapytał czerwony ze wstydu Jack
-Tak! - krzyknęła zdenerwowana Roszpunka - Nie mamy wszystkich biletów ,a po przedziale biega nam mały smok. Na pewno nas wyrzucą!
-Nie dramatyzuj! Po za tym smok jest w moich włosach , a nie w wagonie! - powiedziała już trochę uspokojona Merida. Po chwili małe stworzonko wyskoczyło jej z włosów i ukryło się gdzieś w przedziale. Wszyscy popatrzyli się zażenowanym wzrokiem na Meridę.
-No dobra , teraz możesz zacząć dramatyzować.
Nagle drzwi od przedziału otworzyły się i wszedł grubszy facet z siwym wąsikiem.
-Bilety. Proszę o bilety. - rzekł swym donośnym głosem
Roszpunka przełknęła głośno ślinę.
- P-p-proszę - trzęsącymi się rękoma podała mu 3 bilety. Konduktor spojrzał najpierw na bilety , potem na przyjaciół , później znów na bilety , a następnie na przyjaciół.
-Co mi się tu nie zgadza. Was jest czworo ,a są tylko trzy bilety.
-Chyba panu się coś pomyliło! Tu są... cztery bilety. Ma pan jakieś problemy ze wzrokiem? Był pan z tym u lekarza? - zaczął Jack. Położył swoją dłoń na ramieniu konduktora i powolnym krokiem szedł z nim do drzwi - Mój.. mój wujek też tak miał. Mówię panu męczył się z tym biedak ,aż w końcu... no wie pan - zrobił sobie palcem kreskę na szyi - kaput!
-Ojej!...Rzeczywiście ostatnio już coraz gorzej widzę , a to wszystko przez ten stres w pracy! A mama mówiła ,żeby nie pić tyle zielonej herbaty! - powiedział konduktor i miał już wyjść z przedziału , kiedy nagle przed oczami zobaczył...
-Smok! To jest smok!? - spojrzał jeszcze raz na bilety - Wcale nie mam problemów ze wzrokiem! Chcieliście mnie oszukać? Nie ujdzie to wam na sucho! Kiedy tylko Dumbledore się o tym dowie zostaniecie wywaleni! Zaraz jak... - nagle konduktor przerwał i upadł na ziemię.
-Roszpunka! Co ty zrobiłaś? - krzyknął Czkawka
-No przepraszam! To było pod presją...
-Ale nie musiałaś go od razu bić patelnią po głowie!
-Ej to nie moja wina! Trzeba było nie brać tego głupiego smoka!
-Sama jesteś głupia! Smoki to najlepsze zwierzęta pod słońcem!
-Wcale nie! Konie są lepsze! - wtrąciła się Merida
-Cisza! - uspokoił wszystkich Jack -Słyszycie to?
-Pociąg jakby zwalnia - zauważyła Merida i szybko podbiegła do okna - Jesteśmy na miejscu! Jesteśmy na miejscu!
-Nareszcie! Chodźcie , wysiadamy - powiedział Jack i wziął swoje bagaże
-A co z nim zrobimy? - zapytała Roszpunka i wskazała na leżącego konduktora
- Nic... Niech sobie poleży. Przyda mu się odpoczynek - powiedziała radośnie Merida wybiegła za Jack`em
-W porządku - odpowiedziała Roszpunka i skierowała się do wyjścia - Czkawka , idziesz?

-Tak już... już idę , tylko - wziął małego smoka i schował go do kieszeni - Teraz mogę już iść.

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 21 ,, Kto jest kim?"

♥Abrakadabra♥
-Jesteś pewna ,że to dobry pomysł? - zapytała białowłosa wąchając zieloną zawartość dużego kotła.
-No pewnie! - zawołała z radością Gabriela i zaklaskała w dłonie - Zaraz będzie gotowe.
Słońce dopiero teraz zaczęło powoli dobierać się do okien magicznej szkoły i oświetlać wszystkie sale. W łazience robiło się już dość jasno , więc Elsa przestała używać zaklęcia Lumos i schowała różdżkę do kieszeni swej workowatej szaty. Po chwili poprawiła swój zielony krawat w srebrne pasy i zacisnęła gumkę trzymającą jej idealnie zrobiony warkocz.
-No nie wiem... - odpowiedziała i ze stresu zaczęła bawić się swoimi dłońmi.
Szatynka na chwile odłożyła dużą drewnianą łyżkę i założyła ręce na klatkę piersiową.
-O co ci chodzi tym razem? - spytała z zażenowaniem
-Może...może zrobimy to w inny sposób? Przecież wiesz jacy są faceci , tego sobie nie wybaczą... - odpowiedziała cicho blondynka bojąc się reakcji swej wrednej partnerki.
-I właśnie o to chodzi! Nie pamiętasz? Zresztą o co ty się martwisz? Ja będę musiała grać nie ty. - dziewczyna obrzuciła współpracowniczkę obojętnym wzrokiem i ponownie zaczęła mieszać tajemniczą zawartość w metalowym kotle. Białowłosa wzruszyła bezradnie ramionami i zajęła się sprzątaniem buteleczek i woreczków w których wcześniej znajdowały się niezbędne składniki.
-Więc czas na ostatni składnik! - rzekła zadowolona Gabriela i wyjęła z kieszeni brązowy włos. Po krótkim wpatrzeniu się , wrzuciła go do zielonej breji i ponownie zamieszała.
Nagle z kubła wybuchła śmierdząca para ukazująca przez chwilę twarz znajomej osoby. Elsa zatykając nos podała szatynce mały , przezroczysty flakonik do którego znajome wlały eliksir.
-Fuj... To jest obrzydliwe - zauważyła białowłosa i szybko podbiegła do okien z zamiarem otworzenia ich. - Jesteś pewna ,że chcesz to wypić?
Niestety dziewczyna zdążyła już połknąć zawartość buteleczki w całości. Nagle wnętrzności skręciły się jej jakby zjadła żywe węże. Gabriela zgięła się w pół oczekując ataku mdłości , ale zamiast nich poczuła przebiegającą od żołądka po czubki palców i nóg falę piekącego bólu.
-Co jest? Co się dzieje? - zaskoczona blondynka przykucnęła obok miotającej się z cierpienia przyjaciółki i próbowała ją uspokoić. Z marnym zresztą skutkiem. Szatynka po dłuższej chwili wstała i nie mówiąc żadnego słowa , zamknęła się w jednej z toaletowych kabin.
-Ma-masz jakieś lu-lustro? - zapytała drżącym głosem. Elsa bez namysłu wyjęła ze swojej torby podręczne lustereczko i podała dziewczynie przez dolną szparę w drzwiach.
-Nie martw się Gab , wszystko będzie dobrze... Powinno zejść za godzinę... - powiedziała nieśmiało białowłosa. W duchu była jednak  bardzo zadowolona ,że plan się nie powiódł.
-Żartujesz sobie? - zapytała wesoło szatynka otwierając wejście do kabiny na oścież - Jest idealnie!

                                                                                      ***  
W Wielkiej sali panował ogromny gwar , co raczej nie jest niczym nowym. Przecież każdego dnia zbiera się tam multum osób.  Białowłosy chłopak rzucił zakurzone książki na stół Ravenclawu i siadając zaczął je z zadowoleniem przeglądać. Blondynka siedząca naprzeciwko niego odrzekła zdziwiona:
-Jack? Chyba pomyliłeś stoły - tu wsadziła do buzi kawałek herbatnika - Przecież jesteś w Slytherinie...
-Coś ty? -chłopak przerwał lekturę i z zażenowaniem wyjaśnił -Ech... Tam jest za głośno... Jeszcze by mi ktoś zabrudził książki jedzeniem czy czymś podobnym! Tu przynajmniej nie jestem jedyny - wskazał na resztę krukonów. Co drugi z nich trzymał w ręku grubą księgę.
-Jak chcesz... - odpowiedziała Roszpunka i zajęła się swoją piętrową kanapką. Po pierwszym - dość dużym - gryzie ,jak oparzona zaczęła machać i wołać - Merida! Czkawka! Tutaj jesteśmy!
Z każdym słowem z jej ust wypadało coraz więcej zawartości.
-Roszpunka no! Nie mów z pełnymi ustami! - burknął Jack i z obrzydzeniem schował książki do plecaka.
-Cześć. - powiedział niemrawo szatyn siadając na krzesło stojące tuż obok długowłosej. Nie wyglądał na zadowolonego , wręcz przeciwnie. Na jego twarzy tkwił nieschodzący grymas.
-Wszystko... gra? - zapytała zaciekawiona blondynka. Merida w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami.
Po krótkim czasie do stołu krukonów podeszła jeszcze jedna osoba. Przechodząc zaczepiła Czkawkę i dała mu znak by poszedł za nią. Ten zgodził się bez wahania i po chwili oboje znaleźli się na korytarzu.
-Czego chcesz? Przecież mówiłaś ,że już ze mną nie rozmawiasz. - wypalił chłopak i założył ręce na klatkę piersiową
-Słuchaj Czkawka... Ja... chciałam oficjalnie ogłosić ,że ci wybaczam. Znaczy... Słyszałam ,że masz jakieś dziwne problemy z dojrzewaniem i przez to czasami możesz być agresywny... W takim razie postanowiłam ,że ci wybaczę. Zresztą nie fajnie jest tak żyć cały w niezgodzie ,prawda? - powiedziała wesoło Cleo i uśmiechnęła się do puchona.
-Aha... - mruknął w odpowiedzi
Dziewczyna spuściła oczy i zacisnęła pięści. Kilka zbędnych myśli przeleciało jej przez głowę. W końcu jednak postanowiła spróbować.
-Hej , a może wybralibyśmy się na jakieś spotkanie? Dawno ze sobą nie gadaliśmy i pewnie mamy dużo różnych tematów do rozmów. Co o tym sądzisz?
Chłopak zamyślił się przez chwilę , po czym uśmiechnięty od ucha do ucha rzekł:
-Chętnie! To widzimy się po lekcjach!
-Super! W takim razie do zobaczenia - zawołała brunetka i rozpromieniona wróciła do swojej grupki przyjaciółek w napięciu czekających na zdanie sprawozdania z krótkiego dialogu.
-Tak... wspaniale - powiedział pod nosem tajemniczym tonem Czkawka i ruszył w stronę swojej paczki - Wprost wyśmienicie... - śmiejąc się złowieszczo znów przybrał dawny grymas.



Od czego by tu zacząć? Więc z góry wielkie przeprosiny za tę wydłużoną nieobecność , ale gdy wróciłam w sierpniu przyjechała do mnie na tydzień rodzina i nie miałam dostępu do komputera , a gdy pojechali  rodzice zabrali mnie na moje urodziny (mam 20 sierpnia , ale wyszło ,że jakoś wcześniej) do Disneylandu i też nie miałam komputera , a potem tydzień spędziłam u taty i tak jakoś wyszło... W każdym bądź lub nie bądź razie powracam i już posty będą pojawiać się regularnie w piątki (ewentualnie w soboty) Do zobaczenia i dziękuje za przeczytanie ;) Mam nadzieję ,że się podobało